V

497 40 15
                                    

     Po wypiciu kawy u Mai i Laury razem z Tordem poszedłem do mojego mieszkania.

     Nie mogę uwierzyć, że życie tutaj tak bajecznie mi się ułożyło. Mam świetne sąsiadki, sam się utrzymuje, za pół roku kończę studia fotograficzne, mam własne mieszkanie, dobrego kolegę. A jeżeli już o Tordzie mowa… To trochę dziwne, że sprawa z nim tak nagle ucichła. Mam na myśli - pierwszy tydzień był straszny. Bałem zostawiać się go samego w domu, ale musiałem chodzić do pracy. Kiedy on jest sam boi się nawet kota sąsiadki, która mieszka nad nami. To może wydawać się śmieszne, ale on ma poważną traumę po tym jak go wykorzystano. Ale później nie było aż tak źle. Uświadomiłem mu, że u mnie nie musi się niczym martwić. Zawsze był szczęśliwy kiedy spędzałem z nim czas.

    Ale może wróćmy do teraźniejszości. Po tym jak wróciłem do siebie usiadłem na kanapie razem z Tordem i zacząłem przeglądać coś na telefonie. W pewnej chwili zadzwonił do mnie mój kuzyn, Colin:

     — Hej, Tom! Co tam u ciebie słychać? Nadal mieszkasz z rodzicami? — zaśmieszkował.

     — O, witaj Colin. Żartujesz sobie? Od dawna mieszkam sam — odpowiedziałem równie żartobliwie.

     — Pamiętasz, że kiedy mieszkałeś w Kanadzie musiałem lecieć do ciebie samolotem, prawda? —  już wiedziałem o co chce zapytać.

     — No prawda.

     — Teraz mieszkasz w Calais, a stamtąd jest o wiele bliżej do Londynu! Chciałbyś się kiedyś spotkać?

     — Chętnie. Myślisz, że mógłbym kogoś ze sobą wziąć? W sensie, nie przeszkadzałoby Ci to?

     — Zależy o kim mówisz. Jak znalazłeś sobie tam jakąś dziewczynę to moim zdaniem byłoby to trochę niezręczne…

     — Taaa, dziewczynę. Mówię o koledze. Jest mniej więcej w twoim wieku, więc moglibyście się dogadać. Bo ile ty masz już… Szesnaście? — strzeliłem.

     — Yup, szesnaście.

     — Tord ma siedemnaście, więc… Co o tym sądzicie? Oboje.

     — Dobra. Możemy się poznać — czyli Colin nie miał nic przeciwko.

     Tord dał mi znak żebym wyciszył nas.

     — Poczekaj chwilę Colin — powiedziałem wyciszając się.

     — Okej — Tordowi mu znak, że już może mówić.

     — Ja… Nie myślę żeby to był dobry pomysł. Znaczy, jeśli on przyjedzie tutaj to będzie jeszcze dobrze, ale ja nie chce jeździć gdzieś daleko — powiedział Tord.

     Byłem trochę zdziwniony jego reakcją, ale za chwilę uśmiechnąłem się, przytuliłem go i powiedziałem:

     — Oh, Tord. Przecież jedziemy do innego państwa. Nic Ci się tam nie stanie. A w drodze na lotnisko cały czas będę przy tobie.

     — Obiecujesz? — spojrzał się na mnie tak niewinnie.

     — Obiecuję — przytulaliśmy się jeszcze kilka sekund po czym wziąłem telefon i kontynuowałem rozmowę.

     — Colin, jesteś jeszcze?

     — Jestem.

     — Tord też się zgadza, więc może spotkamy się w ten sposób: po prostu przyjedziemy pod wasz dom. I to byłoby tak w ten weekend.

     — Dobry pomysł. Więc będę na was czekał. A czy mogę was obu zobaczyć teraz przez kamerkę? Chciałbym się dowiedzieć czy bardzo zmieniłeś się przez ostatnie trzy lata i jak w ogóle wygląda Tord. 

     Zapytałem się Torda:
     — Chcesz się pokazać?

     — Skoro to twój kuzyn to czemu nie…

     Włączyłem kamerkę i na początku pokazałem jedynie siebie. Colin również włączył swoją:

     — Wow. To naprawdę ty, Tom? Nie wiedziałem, że teraz czeszesz się w ten sposób — widać było jego zaskoczenie.

     — A widzisz. Ty się opaliłeś można zauważyć. Pamiętam jak kiedyś byłeś tak blady, że myślałem, że w ogóle nie wychodzisz na dwór — uśmiechnęłam się przypominając sobie te czasy.

     — Nie mówmy już o mnie. Pokaż mi jak wygląda twój kolega — powiedział i zaczął z uśmiechem wyczekiwać.

     Zwróciłem przednią kamerkę w stronę Torda.

     — Hej — powiedział nieśmiało Tord.

     — Cześć — Colin patrzył się na Torda przez kilka sekund w milczeniu po czym powiedział — Muszę ci coś powiedzieć. Naprawdę nie spodziewałem się, że będziesz taki ładny i wydaje mi się, że gdzieś cię już wcześniej widziałem.

     — Może jestem do kogoś podobny…

     — Pewnie masz rację. Czemu jesteś taki nieśmiały? — zapytał zmartwiony.

     — Ja, um.

     Widziałem widoczne zakłopotanie na jego twarzy. Wziąłem telefon i powiedziałem Colinowi, że nie mamy już za dużo czasu, bo chcemy przygotować się do wyjazdu, kupić bilety przez internet i takie tam, a do niego zadzwonimy jeszcze później. Uwierzył mi po czym pożegnał się i rozłączył.

     — Nie musiałeś nic mówić jeżeli nie chciałeś.

     — Wiem… I, Tom, ja położę się teraz, trochę źle się poczułem — podałem mu koc.

     — Nie będę ci przeszkadzać, ale gdyby coś było nie tak to będę w pokoju obok — zasnął.

     Od rana jakoś dziwnie się zachowywał. Jest duża szansa, że na wczorajszym spacerze mogło go zawiać. No trzeba przyznać - ciepło nie było. Myślałem, że kiedy pochodzimy godzinę po plaży raczej uodporni się, a nie rozchoruje. Mój błąd. Wczoraj w nocy też za wiele nie spał, bo kiedy poszedłem do kuchni około drugiej napić się wody, on po prostu siedział na łóżku. 

     Tylko raz udało mu się normalnie zasnąć - pierwszego dnia. Potem zasypiał o dość późnych porach. Raz położyłem się z nim, ale to nie pomogło. Bardzo się o niego martwię...

(783)

″Thank you for taking care of me″Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz