Rozdział 2

290 22 2
                                    

-Witaj Gandalfie.- Odezwał się Elrond.

-Witaj. Dziękujemy za pomoc twoich rycerzy oraz młodej podopiecznej.- Uśmiechnął się czarodziej.

-To naprawdę nic takiego.- Elf zmierzył mnie wzrokiem. -Widzę, że potrzebujecie mojej pomocy.-

-Nadal potrafisz porozumiewać się w języku starokrasnoludzkim?- Zpytał Gandalf.

-Jako jeden z nielicznych w śródziemiu.-

-To dobrze, pomożesz nam rozszyfrować pewną mapę.-

-Oczywiście. Ty i król spod góry chodźcie za mną.- Zwrócił się do Thorina. - A resztę krasnoludów zapraszam na tarasy na ucztę.- Powiedział to w języku elfów.

-Czy on nas obraża?!- Wzburzyły się krasnoludy, nie rozumiejąc co Elrond powiedział.

-Uspokójcie się.- Nakazał im czarodziej. -Właśnie otrzymaliście zaproszenie na ucztę.-

-Proszę iść z nami.- Powiedziały elfki i zaprowadziły przybyszów w miejsce, o którym mówił Lord.

 Kiedy już myślałam, że uniknę konsekwencji mojego wyjścia, usłyszałam niski głos.

-Ile razy ci mówiłem, że nie możesz opuszczać granic tego miejsca?- Zapytał Elrond.

-No tak, ale przecież nie możesz mnie tu trzymać w zamknięciu.- Odparłam obracając się w jego stronę.

-Nie będziemy znowu o tym rozmawiać. Złamałaś zakaz i spotkają cię za to konsekwencje.- Powiedział machając ręką na znak, że mam odejść.

 Naburmuszona i z rękami założonymi na piersiach ruszyłam w kierunku tarasu, na którym znajdowały się krasnoludy. Weszłam bocznym wejściem a jedyne wolne miejsce, które zauważyłam, znajdowało się między tym wysokim brązowowłosym krasnoludem a jakimś blondwłosym.

-Jesteście rodzeństwem?- Zapytałam ich.

-Tak. Ja jestem Kili, a to jest Fili.- Brązowowłosy wskazał na blondyna.

-Miło mi, ja jestem...-

-Yyy a co to jest?- Przerwał mi najgrubszy ze wszystkich.

-No właśnie, czemu mamy jeść liście? My potrzebujemy mięsa!- Krzyknął inny.

-Tutaj praktykują raczej wegetarianizm, co nie znaczy, że raz na jakiś czas nie dostajemy mięsa. A warzywa wam nie zaszkodzą.- Powiedziałam uśmiechając się.

Główne drzwi na taras otworzyły się z hukiem. Wszedł przez nie Thorin razem z siwym krasnoludem. Reszta kompanii od razu się zbiegła i zaczęła wypytywać go o informacje związane z mapą. 

-Opowiem wam wszystko po drodze, ponieważ musimy już ruszać.-  Powiedział po krasnoludzku Dębowa Tarcza.

-Mogę iść z wami?- Zapytałam, a wzrok wszystkich padł na mnie.

-Co, czemu?- 

-Chciałabym ruszyć z wami na wyprawę i pomóc wam odzyskać utracony dom.-

-Nie, nie możesz.- Powiedział przywódca grupy.

-No proszę. Naprawdę chciałabym pomóc, poza tym w tym miejscu czuję się jak w więzieniu.- 

-Ale co powie na to ten twój król?-

-To nie mój król. Poza tym zorientuje się, że mnie nie ma, kiedy już dawno będziemy poza jego zasięgiem.- Wyjaśniłam, na co odpowiedziało mi milczenie.

-Mogę wam się przydać. Umiem świetnie walczyć przeróżnymi przedmiotami. Łuk, miecz, sztylet, topór... Umiem leczyć, nie za dobrze, ale jednak.- 

-Dobrze, zgoda. Możesz jechać ale wiedz, że jeśli cokolwiek ci się stanie, to nie odpowiadam za to. Jeżeli coś sprawi, że nie będziesz w stanie chodzić, bądź będziesz poważnie ranna to zostawi...-

-Wszystko jasne. To kiedy wyruszamy?- Przerwałam Thorinowi.

-Teraz.- Dębowa Tarcza chciał wyjść z tarasu ale wbiegł przed niego hobbit. 

-A-ale przecież Gandalf i ten elf powiedzieli, że mamy się stąd nie ruszać.- Powiedział lekko zestresowanym tonem.

-Jeśli pan chce zostać panie Baggins, to nikt panu nie broni, ale przypominam o kontrakcie który pan podpisał.- Odparł król spod góry i wyszedł, a wszyscy ruszyli za nim.

-A i jeszcze jedno, to jest Kili, Fili, Balin, Dwalin, Bifur, Bofur, Bombur, Oin, Gloin, Nori, Ori, Dori, a  hobbit to Bilbo.- Przedstawił mi członków kompanii pokazując ich po kolei.

-A ty? Jak się nazywasz?- Spytał. 

-Jestem Sophie.- Skinęłam głową.

Syn DurinaWhere stories live. Discover now