Pierwszy problem pierwszej miłości. Praca

415 40 9
                                    

Dotyk. Jedno spojrzenie. Lekki uśmiech. I już wiesz, że sidła miłości pochwyciły ciebie w swą pułapkę, z której ucieczka była wręcz niemożliwe. Piękno pierwszego zauroczenia, następnie przekształcający się w tą pierwszą miłość, niosło ze sobą cudowność kolejnych dni. Nieokiełznaną radość spędzonych wspólnych chwil czy też rozpływającego się zachwytu nad drugą osobą, która zabrała coś więcej niż słodki pocałunek, serce i umysł. Duszę. Dokładnie mówiąc jej połowę ażeby w brakującej części oddać swą by mogło scalić się w jedyne, niepowtarzalne arcydzieło Afrodyty uśmiechającej się w stronę tych dwóch, młodych mężczyzn jakich osłoniła chroniącymi skrzydłami przed wszelakim złem, które mogłoby zaszkodzić ich rozkwitającemu uczuciu. Oboje byli jej niezmiernie wdzięczni. Albowiem życie, w którym przyszło im wspólnie egzystować miało to do siebie, iż wiele czynników mogło spowodować zerwanie łączącej więzi. Lecz nie dziś o tym. Teraz skupiamy się o budowaniu silniejszych węzłów relacji dwojga detektywów.

Czekoladowe tęczówki niczym pyszne lody o tymże smaku, cierpliwie śledziły każdy najmniejszy kroczek jego wspaniałej, stosunkowo niedawno odkrytej, miłości. Westchnienia co rusz ulatywały z dojrzałych ust niespokojnie zagryzanych przez śnieżnobiałe jedynki. Próbowały na nowo przywołać pamięć złożonego namiętnie znaku uczuć lecz im bardziej się starały tym marnie im to wychodziło. Pozostawała boląca tęsknota i nieuchwytne marzenia wraz ze skradającymi się szalonymi myślami. Wszakże mógłby ich jakoś stąd wydostać, prawda? Mogliby wtedy oddać się płonącej iskrze młodzieńczej fascynacji i pójść na romantyczną randkę. Ale nie. Jego obiekt zainteresowania wolał sumiennie przepracować ten dzień. No cóż, nic innemu mu nie pozostało jak uczynić to samo. Nawet gdy mu się potwornie nie chciało.

Obiekt zainteresowania niedoszłego samobójcy był świadomy tych poczynań. Wyczuwając płonące spojrzenie na swych plecach odważył się raz odwrócić, widząc jak ten figlarnie posyła mu jeden ze swych tajemniczych i cudownych uśmiechów.

Wstrząs przejeżdżający z góry w dół oraz z powrotem, pojawił się wraz z lekką ekscytacją pobudzającą chłopięce serce. Odwzajemnił uniesione kąciki ust następnie bez wyrzutów sumienia wrócił do przerwanej pracy. Przecież doskonale wiedział, że tym gestem podzielił się z ukochanym podobnymi odczuciami sprawiając głośny jęk niezadowolonego wyrzutu w jego stronę.

Pierwsze, wielkie miłości miały to do siebie, że chęć przebywania w ramionach darzonej uczuciem osoby przejmowała w dużej mierze kontrolę nad ciałem i usilnie dążyła do zminimalizowania odległości między nimi. Tak więc Osamu wyruszył w drogę do jego biurka, pełną niebezpieczeństw usianą Kunidzillą, Rampirem czy też Dyrektołakiem, ażeby móc choć dotknąć na chwilę ciepłe ciało Atsushi'ego. Zwinnie wyślizgnął się ze swojego miejsca pracy i przeskoczył do bezpiecznego kącika Kenji'ego gdzie żółty gad nie był wstanie dosięgnąć go swym paskudnym wzrokiem. Teraz zaryzykował się na kolejny, odważny krok jakim mógł zaszczycić się prawdziwy rycerz i przeturlał się po podłodze zbierając kurz. Jak ninja ukrył się pod biurkiem zaskoczonej Yosano będącej dziś w modzie doktora Jekylla. Obronił się dzięki temu przed pączkowym atakiem cukierkowej bestii. Ostatnim krokiem, który miał sprawić, że ponownie połączy się ze swym ślicznym białogłowym, miał być bieg. Przyjął postawę zawodowego sprintowca. Jedna nóżka do przodu, druga w tyle. Pupcia odziana w czarne bokserki w serduszka i kremowe spodnie, uniesiona odpowiednio wysoko jakby w milczeniu prosiła o potężnego kopa czyjegoś brudnego buta. Lecz zanim ktoś był wstanie zranić te szlachetne pośladki niemowlęcia, wystartował. Biegł co tchu, co sił. Z oczami wbitymi w jego wyjątkowy znicz olimpijski. Dłonie wymachiwał żwawo w próbie uniesienia się jak pingwin. Jeszcze półtora metra, metr, pół... I już! Prawie...!

Dłoń Dyrektołaka zakotwiczyła się na jego tyle płaszcza uniemożliwiając dalszą interakcję ze światem. A tak blisko było.

Zaśmiał się krystalicznie z oczami szczenięcia, chcąc wywołać choć odrobinkę miłosierdzia. Rzęsy powabnie zamrugały dodając szczyptę błyskotliwego uroku. Nóżki w tym czasie bezwstydnie wymachiwały dziwaczne kształty w powietrzu niekiedy próbując bezskutecznie dosięgnąć kochanej podłogi, będącej przez delikwenta trochę oczyszczona. Atsushi skwitował to chwyceniem się za głowę. Pranie dziś ich nie ominie.

Starszy mężczyzna na to wszystko wpatrywał się w bruneta nie czule z kamienną twarzą, która pełniła teraz u niego coś w rodzaju sygnału ostrzegawczego. Pół minuty później wyrzucił swojego pracownika za drzwi, wysyłając na akcję wraz z rodzeństwem Tanizakim.

- Tak się dzieje, jak się w pracy nie trzyma rąk czy nóg przy sobie - skomentował Kunikida. Mężczyzna podarował sobie komentarz mówiący o romansach między pracownikami tej samej instytucji.

Akiko posłała mu karcące spojrzenie. A w tym wszystkim biedny Atsushi został poklepany po główce przez szefa. Pierwsze miłości miały swoje wzloty, jak i upadki. Przeszkody i siłę. Jednak jeśli chłopcy nauczą się na swych błędach, to nie będzie tak źle. Prawda?













Obiecuję, że zrobię króciutką serię z ich problemami w shotach. Może dzięki temu bardziej się rozruszam i pokonam stres pomaturowy :") Pozdrawiam wszystkich maturzystów oraz tych, co ja, mieli niemiłą przyjemność powtarzania jej. Całuski 😘

OneShot's DazatsuWhere stories live. Discover now