Jabłecznik(𝒜𝓁𝓊𝒸𝒶𝓇𝒹, 𝒮𝓎𝓅𝒽𝒶, 𝒯𝓇𝑒𝓋𝑜𝓇)

189 7 4
                                    

Cały czas mam niedosyt naszego złotego trio, jakoś tak za szybko jak dla mnie się rozstali, toteż przedstawiam dziś państwu, krótką historyjkę przedstawiającą epizod z życia bohaterów w drodze do Drakuli

*Ostrzegam przed totalnym absurdem i przekleństwami  (W tej kolejności ) *

________

I pomyśleć, że całe to gówno spotkało nas przez ten pierdolony jabłecznik.

Alucard naprawdę nie mógł uwierzyć, że był aż tak naiwny, by sądzić, że podróż z dwójką humanoidalnych istot może być czymś prostym i przyjemnym.

Właśnie opuszczali, wielki, wielowiekowy las i znaleźli się na ostatniej prostej ku ich destynacji. Dotychczas, nie wliczając krzywej mordy Trevora, wszystko było pięknie. Jednak, musieli jeszcze przejechać przez tę cholerną wioskę, która pozornie nie wyróżniałą się zupełnie niczym. Ot, kolejna pospolita osada będąca domem dla dziesiątek szarych ludzi. Mijali zwykłych wieśniaków, którzy jak wszyscy normalni ludzie patrzyli na nich z ukosa, lękając się dziwnych przybyszy. I moglibyśmy wyjechać stąd, bez żadnych problemów, ale...

— To jest naprawdę świetna karczma. — powiedział Belmont wskazując na budynek znajdujący się po ich prawej, gdy już prawie wyjeżdżali z wioski i mając w pamięci jakieś miłe wspomnienia związane z tym lokalem dodał: Fajne miejsce. A do tego mają najlepszy jabłecznik na świecie.

— Zapomnij. — oznajmił Alucard domyślając się co towarzysz w ten sposób sugeruje. Wszak nawet on wiedział, że jabłecznik to nie tylko nazwa ciasta, ale i popularnego, taniego, nisko procentowego trunku alkoholowego. A znał Trevora już na tyle dobrze, że był pewien, który z dwóch jabłeczników ma on na myśli. — Jak przeżyjemy to możesz tu nawet zamieszkać, ale teraz...

Trevor nie zamierzał zastosować się ani do jego rozkazu ani absurdalnej propozycji. Zamiast tego uśmiechnął się szeroko i poklepał go po ramieniu.

— Ano, zapomniałem! Po co was w ogóle pytałem! Przecież i tak jesteście na mojej łasce. Bo jak moglibyście odnaleźć tajemną wiedzę Belmontów bez Belmonta? — zapytał czysto retorycznie. — Zapraszam was na najlepszy jabłecznik waszego życia.

Alucard spojrzał na Syphę próbując znaleźć w niej sojusznika, ale zapomniał, że ona również była tylko człowiekiem i całodniowa podróż bardzo ją znużyła i wręcz marzyła o chwili postoju i odrobinie rozrywki innej niż utarczki słowne z Trevorem.

— Przyda nam się chwila odpoczynku. — oznajmiła i widząc nieprzekonaną minę Alucarda dodała subtelnym tonem: Przecież musimy mieć siłę do wykonania naszej misji, prawda?

Blondyn zachował kamienny wyraz twarzy, nie chcąc dać po sobie poznać, że w jakikolwiek sposób odczuł tę porażkę. Trevor uśmiechnął się triumfalnie, ale nie zamierzał zanadto wystawiać na próbę cierpliwości Tepesa. Mimo wszystko marzył tylko o spokojnym, popołudniowym spotkaniu w przydrożnej karczmie.

— Ale jeśli zginiecie to przypomnę ci, że to twoja wina. — stwierdził Alucard, gdy Trevor otworzył drzwi gospody.

Półwampir musiał przyznać, że jego kompan ma naprawdę beznadziejną definicję słowa fajne miejsce. Nawet w oborze pachniało o niebo lepiej niż w tym pomieszczeniu. Nie mogąc znieść tej odrażającej atmosfery postanowił zaczekać na nich na dworze nie zważając na prośby towarzyszy.

I to był największy błąd w jego życiu.

Nie minęło pięć minut, a oni znów pojawili się przed nim. Trevor wybiegł z karczmy szczęśliwy, a za nim szła zażenowana Sypha. Alucard spojrzał na nią pytająco, bowiem nie łudził się, że Belmont nie da mu żadnych sensownych wyjaśnień.

Castlevania MiniaturkiWhere stories live. Discover now