Pustynia (𝐼𝓈𝒶𝒶𝒸)

282 11 5
                                    

Pustynie nie są dobre dla samotnych ludzi,

czyli o tym jak powinna wyglądać końcówka drugiego sezonu, abyśmy wszyscy mogli umierać spokojnie xD

Zupełnie nie kanonicznie, ale  wszyscy potrzebujemy trochę cukru w tej mrocznej godzinie xD

___

Był wściekły z dwóch powodów.

Po pierwsze - przez Draculę.

Wielokrotnie zapewniał go o swej lojalności, a gdy przyszedł czas próby, nie dane mu było nawet spróbować tego okazać. To wszystko to tylko puste słowa. Przez jego działanie czuł się jakby odarto go z resztek honoru. Jedyną pozytywną rzeczą jaką odnalazł w tej całej beznadziejnej sprawie było to, że nareszcie poznał prawdę.

Dobitnie pokazał mi ile dla niego tak naprawdę znaczyłem. Wyrzucił mnie jak zwykłą zabawkę, która przestała być mu już potrzebna.

Ale tyle razy powtarzał, że jestem częścią tych planów, że moje zdanie jest ważne.

Co za podły kłamca.

Czuł się zdradzony i oszukany. Nigdy wcześniej nikt go tak nie upokorzył. I pomyśleć, że byłem gotów skoczyć za nim w ogień....

Po drugie - przez Draculę.

Czemu musiałeś wyrzucić mnie akurat tutaj?

Nie wiedział jak długo wędrował, ale miał wrażenie, że cały czas krąży w koło. Wszędzie tylko piasek. Miał już dosyć. Z trudem znajdował siłę, by wykonać kolejny krok. Męczył go skwar. Po tak długim czasie spędzonym w chłodnym zamku trudno było mu dostosować się do takiego gorąca i Słońca palącego go w plecy.

Mogłeś mnie wyrzucić w jakiejś ciekawsze miejsce.

Nie mając nic ciekawszego do robienia, rozmyślał. Całe życie między ludźmi niczym nie różniło się od tej samotnej podróży. Wokół nie ma nikogo kto by mnie usłyszał, kto mógłby mi pomóc. Jak zawsze...

W każdych innych warunkach poradziłby sobie sam, ale ostatecznie był tylko człowiekiem. By przeżyć potrzebował wody. Owszem, był znakomitym forgemasterem.

Ale nie potrafił tworzyć czegoś z niczego.

Tak właśnie odwdzięczasz mi się stary głupcze? Zamiast śmierci w twej obronie mam cierpieć katusze na pustkowiu?

Za co mnie tak karzesz? Za lojalność?

Popękały mu wargi. Język spuchł, a oczy miał przeraźliwie suche. Zaczął mieć problemy z utrzymaniem równowagi. Chwiał się, ale nie miało to dla niego już żadnego znaczenia. Czuł, jakby jego mózg wyparował. Upadł na kolana i spróbował wstać, lecz zamiast tego jego głowa wylądowała w piasku. Nie miał już sił. Powoli tracił kontakt z otaczającym go światem.

A, więc oto jest mój koniec... Jakie to żałosne.

Przynajmniej... Umrę tak jak żyłem. Samotnie.

Czuł jak pali go całe ciało. Poczuł ostry ból w ramionach. Coś nim trzęsło. Słyszał niewyraźne głosy. Jak chłodno. Idealnie.

Otworzył oczy i spróbował ocenić swoją sytuację. Jeszcze żyję. I wciąż jestem na tej cholernej pustyni.

Beznadzieja.

Spróbował wstać, ale poczuł, że kręci mu się w głowie. Mógł być potężnym człowiekiem, lecz mimo to fizyczne wyczerpanie dawało mu się we znaki.

— Ostrożnie, przyjacielu. — blond włosy mężczyzna powiedział te słowa patrząc na niego. — Jesteś bardzo osłabiony. Usiądź, proszę, zanim zrobisz sobie krzywdę.

To jakaś cholerna fatamorgana. Patrzy na niego zamglonym wzrokiem i wysłuchuje jego polecenia. To z pewnością nie dzieje się naprawdę. Ten sam człowiek podaje mu skórzany bukłak,Isaac bierze go od niego bez zawahania. Poczucie pragnienia było silniejsze od rozsądku, który został uśpiony przez jego skrajne odwodnienie.

— Pij spokojnie. — radzi mu z troską ten dziwny człowiek.

Z trudem zastosował się do jego rady, a gdy wypił całą zawartość zwrócił przedmiot właścicielowi. Dopiero teraz zaczął analizować sytuacje. NIe jest dobrze.

Być może właśnie wypiłem truciznę. Kogo ja oszukuję? To na pewno była trucizna.

Siedział w cieniu pod drzewem, w niewielkiej oazie, nieopodal siedmiu mężczyzn siedziało przy sadzawce. Nieco dalej, tam gdzie rosły nikłe kępki trawy, pasły się ich konie. Isaac znajdował się niebezpiecznie blisko grupy nieznajomych.

Jestem w pułapce. Otoczyli mnie.

— Czego ode mnie chcecie? — zapytał odsuwając się od nich nieco. — Dlaczego mnie tu trzymacie?!

Blondyn podszedł do niego bliżej i wyciągnął w jego stronę rękę. Reakcja Hektora była natychmiastowa. Wyjął sztylet i zwrócił go ostrzem w kierunku swojego zbawcy.

— Nie zbliżaj się. — powiedział śmiertelnie poważnym tonem.

— Jak możesz do nas tak mówić!? Ratujemy ci życie, a ty chcesz nas zabić?! — oburzył się jeden z towarzyszy tamtego.
— Naim, uspokój się. — powiedział wysoki blond włosy mężczyzna łapiąc swojego współtowarzysza za ramię. — Ten człowiek był sam na pustyni. Stracił przytomność... Jest przerażony, nie wie co się z nim działo. Nie sądzisz, że jesteśmy mu winni wyjaśnienia?

Sądząc po jego zaciętej minie, Naim zdecydowanie tak nie uważał, lecz nie odezwał się ani słowem.

I tak z łatwością bym was wszystkich zabił, stwierdził z wyższością Isaac, ale mimo to schował broń. Był zaskoczony tym co się wydarzyło. Przywykł do tego, że w takich sytuacjach ludzie bez wahania stają po stronie swoich współtowarzyszy.

Co z nim jest nie tak? Czemu broni obcego przed swym bliskim?

— Możesz podróżować z nami tak długo jak tylko zechcesz. — oznajmił jego obrońca przedstawiając się jako Sabir. — Obiecuję, że nigdy cię nie skrzywdzimy.

Jakoś trudno mi w to uwierzyć. Ale nie był głupcem, wiedział, że sam nie przeżyje na tej pustyni. Potrzebuje ich.

Czekał aż go zaatakują, spróbują poderżnąć mu gardło, każdy spożywany z nimi posiłek zakłócało mu jedno pytanie. Czy już mnie otruli?

Mijały kolejne dni, mijali kolejne miasta, każdy kolejny dzień oznaczał dziesiątki kolejnych straconych okazji na zabicie go albo sprzedanie na okolicznym targu. Każda kolejna chwila rodziła kolejne wspólne wspomnienia, kolejne rozmowy umacniały ich więzi. Z czasem naprawdę poczuł się częścią tej grupy.

Może naprawdę nie chcą zrobić nic złego?

I kto wie może.... Może się myliłem? Może... nie każdy człowiek nie jest zły?

Nigdy nie był filozofem i nie zamierzał zagłębiać się w te rozmyślania. Trzeba działać.Czas pokaże jak jest naprawdę.

Uśmiecha się szeroko, gdy jeden z jego kompanów opowiada żart, a potem dziękuje drugiemu, gdy podaje mu bukłak z wodą. Następnie odruchowo sprawdza czy sztylet dalej znajduje się na swoim miejscu — gotowy do użycia w każdej chwili.

Mimo wszystko nie jest głupcem.

___


Castlevania MiniaturkiKde žijí příběhy. Začni objevovat