𝓓𝓸𝓷'𝓽 𝓰𝓮𝓽 𝓴𝓲𝓵𝓵𝓮𝓭

250 13 0
                                    

"Believe nothing you
hear, and only
half that you see."

Przy stoliku zapadła nerwowa cisza. Siedem osób patrzyło na siebie w ciszy tak gęstej, że można by kroić ją nożem.

-On naprawdę się zabił?- Zapytał cicho Eddie, którego oczy delikatnie się zaszkliły, ale szybko odgonił łzy.

-Więc tym bardziej musimy to zrobić- powiedziała stanowczo Clary. Wszyscy spojrzeli na nią z niezrozumieniem.- Dla Stana. Jeśli macie inny plan, to proszę, możecie uciec jak tchórze. Wtedy sama to zrobię. Zabije to albo zginę próbując.

Po kolejnej, długiej i równie nerwowej ciszy, wstał Bill, odsuwając gwałtownie krzesło, z głośnym skrzypnięciem.

-J-ja t-też. Widz-dzicie, znowu z-zaczynam s-się j-jąk-kać.- Powiedział i brzmiał jak ten chłopak, którym był dwadzieścia siedem lat temu.- Z-zabiję To na zawsze.

Po kolejnych sekundach, które przeleciały w napięciu, zaczęły wstawać kolejne osoby.

-Ja też.

Wstał Mike.

-I ja.

Za jego śladem poszedł Ben. Następnie Richie, potem Beverly i został już tylko Eddie. Wszyscy patrzyli na niego wyczekująco.

-Dobra, nie będę gorszy.- Wstał także brunet, najmniejszy ze wszystkich obecnych.

-Chyba wiem od czego powinniśmy zacząć.- Rozpoczął Mike, który jako jedyny został w Derry. Miał plan.- Idziemy do miejsca, które ma dla nas znaczenie. Tam zastaniemy To.

Wszyscy zgodnie pokiwali głowami. Odeszli w różne strony, doskonale wiedząc dokąd zmierzają.

-Richie, zaczekaj!- Krzyknęła nagle Lawrence. Mężczyzna się zatrzymał, odwracając się do niej.

-Tak?- Zapytał.

-Nie daj się zabić.

Szepnęła, wspinając się na palce. Pocałowała okularnika w policzek, zostawiając na nim ślad jej różowego błyszczyka.

-Oczywiście, że nie dam, lisico.- Odparł, patrząc jej w oczy z dalikatnym uśmiechem na twarzy i poszedł, żeby stawić czoła swoim dawnym koszmarom i lękom.

Clary również się odwróciła. Zmierzając do miejsca docelowego, przypomniała sobie kolejne wydarzenia.

Dziewczyna leżała na trawie, potrząc z rozmarzeniem na niebo, tak błekitnie, aż raziło w oczy.

Była nad wodą tylko z okularnikiem, gdyż czekali na resztę frajerów, którzy mieli przyjść z jeszcze jednym członkim ich grupy.

-Lisico, a ty co o tym myślisz?- Zapytał Richie, poprawiając jak zwykle spadające okulary.

-To samo.- Powiedziała, nie odrywając oczu od widoku oraz kompletnie nie zastanawiając się nad odpowiedziom.

-Tak?- Odparł Tozier, pochylając się nad nią i zasłaniają słońce. Rudowłosa zdenerwowana, zwróciła wzrok ku niemu.

Nie zauważyła wcześniej jak blisko znajduje się jego twarz. Mogła dostrzec jego twarz, każdy szczegół. Zwróciła uwagę na pokaźną ilość piegów na jego nosie. Na duże brązowe oczy i pełne malinowe usta.

Zagryzła wargę, czując nagłą chęć pocałowania go. On jedynie się uśmiechnął i zaczął przybliżać. Już mieli dotknąć swoich ust.

-Już jesteśmy, to jest Beverly, o której wam mówiłem!- Krzyknął Bill, wychodząc zza drzew. Richie i Clary od razu odskoczyli od siebie, jak poparzeni, czując ciepło na policzkach.

Lawrence wstała, zauważając rudowłosą dziewczynę obok jąkały.

-Jestem Clrrisa, dla przyjaciół Clary.- Wyciągnęła do niej rękę, a druga dziewczyna nią potrząsnęła, mają szeroki uśmiech na twarzy.

Własnie wtedy poznała cudowną dziewczynę, która została niewiele później jej najlepszą przyjaciółką.

Clary w towarzystwie tych cudownych wspomnień doszła do miejsca swojego własnego koszmaru, próbując robić dobrą minę do złej gry.

Wiedziała, że To doskonale wie, gdzie ona się znajduje, ba To było gotowe, żeby po tylu latch, znowu ją przestraszyć i zaspokoić swój głód.

𝗪𝗲 𝗮𝗿𝗲 𝘀𝘁𝗶𝗹𝗹 𝗸𝗶𝗱𝘀Where stories live. Discover now