𝓜𝓮𝓮𝓽 𝓪𝓰𝓪𝓲𝓷

292 12 2
                                    

"When there's no more
room in hell,
the dead will walk
the earth."

Clarrisa Lawrence jechała taksówką przez ulice miasta Derry w stanie Maine. Zdenerwowana stukała sportowym butem i zaglądała przez przednią szybę.

Powinna być już w restauracji, o której powiedział jej Mike.

Właśnie, kiedy o nim pomyślała w jej głowie zaczęły formować się wspomnienia.

Rudowłosa dziewczyna, przemierzająca ulice Derry w pierwszy dzień wakacji. Szła w błękitnej sukience, kiedy nagle ktoś zaciągnął ją w ciemną uliczkę.

Przerażona zaczęła kopać napastnika, machać głową, ale było to na nic.

-Cześć, słonko- usłyszała warknięcie zaraz przy uchu. Rozpoznała go. Ten ochydny głos, zawsze przesiąknięty nienawiścią.

Henry Bowers. Sadysta. Dzieciak, którego boją się nawet dorośli.

Różnie był nazywany, aczkolwiek zazwyczaj te barwne epitety były trafne. Bowiem Henry wraz ze swoją bandą terroryzowali miasto, a dokładniej wszystkie dzieciali, w nim mieszkające.

-Zostaw mnie.- Powiedziała Clary, próbując się wyrwać, lecz na próżno. Usłyszała jedynie śmiechy czterech chłopaków i głos Bowersa jeszcze bliżej jej ucha:

-Ani mi się śni.

Jednak panna Lawrence miała niesłychane szczęście tego dnia, gdyż zaraz obok przechodzili chłopcy- zwani frajerami- którzy już od jakiegoś czasu obserwowali Clary na korytarzach szkolnych.

-Hej, Bowers, matka cię nie nauczyła, że do kobiet trzeba odnosić się z szacunkim? A nie, sorry była martwa, zanim chociaż zacząłeś mówić- powiedział to chudy chłopak w ogromnych okularach i śmiesznej wzorzastej koszuli.

Nazywał się Richie, rudowłosa od razu go poznała. Lecz nie tracąc ani chwili, gdyż zobaczyła konsternacje na twarzy Bowersa, szybko pobiegła do chłopaków, którzy okazali się jej wybawcami.

-T-tak, w-w-wal się Bow-wers!- Krzyknął Bill Denbrough, zwany jąkałą. Kiedy wszyscy, łącznie z Lawrence zobaczyli gniew na twarzy Henrego, zerwali się do biegu.

I właśnie tamtego dnia, nie wiedząc jeszcze co ich czeka, nieświadomie zostali przyjaciółmi, którzy w przyszłości mieli pokonać klauna, żyjącego w kanałach jeszcze przed założeniem miasta.

-Proszę pani, to chyba tutaj.- Głos taksówkarza wyrwał ją z zamyślenia. Popatrzyła za okno ze zmarszczonymi brwiami. Pokiwała jedynie głową, dając kierowcy duży napiwek. Jej pieniądze nie były potrzebne, przynajmniej nie w takich ilościach, w jakich posiadała.

Weszła do restauracji, szukając siedmiorga przyjaciół. I nagle ich usłyszała. Te głosy. Niby minęło tyle lat, a nadal potrafiła je rozpoznać.

-Czyżby to nasza sławna pani doktor?- Zapytał z uśmiechem Ben Hanscom, który napewno nie wyglądał jak grubasek, sprzed lat.

-I jaka seksowna...- powiedział Richie, ruszając dwuznacznie brwiami, z uwodzącym uśmiechem.

-Bip-bip, Richie- szepnęła z uśmiechem Beverly.

Clary kilkoma zwinnymi ruchami dobiegła do drugiej rudowłosej dziewczyny, mocno ją przytulając.

I właśnie w tamtym momencie Clarrisa Lawrence zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo za nimi tęskniła.

Za dowódcą, Billem jąkałą.

Za Richiem, zwanym trzyokim, który rzucał zboczonymi tekstami, w nie zawsze odpowiednich sytuacjach.

Za Eddiem, którego traktowała jak młodszego brata.

Za Urisem, którego loki zawsze czesała i czochrała.

Za Hanlonem, który był dla niej jak starszy brat, i zawsze wiedział jak ją pocieszyć.

Za Benem, z którym zawsze zjadała słodycze, i który był chyba najmądrzejszy ze wszystkich frajerów.

I oczywiście za Beverly, która była jej najlepszą przyjaciółką, siostrą i powierniczką sekretów.

Za wszytskimi frajerami, nawet tymi, którzy nie wrócili do Derry, i nie wrócą już nigdy.

𝗪𝗲 𝗮𝗿𝗲 𝘀𝘁𝗶𝗹𝗹 𝗸𝗶𝗱𝘀Where stories live. Discover now