45. Wyprawa po rozum do głowy

1.5K 160 204
                                    

Zgłupieli.

Mimo że ani Jack, ani Elsa nie chcieli pakować się w kolejne kłopoty, to one same do nich lgnęły, przylepiały się jak muchy do lepu. To, że mogli liczyć tylko na siebie oraz tajemniczą książkę, z każdą mijającą godziną stawało się coraz bardziej pewne.

Morozow wyjechał do Rosji razem z przyjacielem, którego zaatakowali niedawno dementorzy. Pobyt w ojczyźnie miał pomóc choremu w powrocie do zdrowia i pozwolić im obojgu na chwilową ucieczkę od przykrych sytuacji, które ostatnio często ich spotykały. Elsa i Jack zwrócili się więc do profesora Dreamchilda. Nauczyciel nie chciał ignorować uczniów, mimo że powody, aby im wierzyć, nie były przekonywujące. Zrobił wszystko, co było w jego mocy. Niezwłocznie umówił się na spotkanie z pewnym aurorem i przedstawił mu sprawę Elsy i Jacka. Pokazali mu Baśnie i legendy, lecz ich strony stały się puste – jak za każdym razem, gdy któreś spoza ich dwojga miało do nich dostęp. Auror podchodził do słów Jacka i Elsy jak do wymysłów dwojga zdruzgotanych nastolatków, którzy chcieliby nareszcie odzyskać przyjaciółkę. Zabrał książkę z zamiarem dokładnego przestudiowania jej i rzucenia zaklęć. Każdą potencjalną poszlakę w sprawie Mroka musieli traktować poważnie. Oprócz tego wysłano kilku aurorów w miejsce, które według Elsy i Jacka pojawiło się na mapie. Kilka dni później auror skontaktował się z Dreamchildem przez kominek podłączony do sieci Fiuu. Nie wykrył nic ciekawego w książce, a aurorzy zbadali las, który pokazywała mapa – nie znaleźli nic, podziękował więc za zgłoszenie ("Lepiej dmuchać na zimne" – tak powiedział). Od początku nie wierzył, że książka w jakikolwiek sposób pomoże w sprawie odnalezienia Roszpunki czy w zyskaniu przewagi nad Mrokiem, dlatego jego irytacja nie była nawet wielka. Jego obowiązkiem było sprawdzić każdą poszlakę i wykonał swoją pracę rzetelnie.

Dreamchild zaprosił Jacka i Elsę do swojego gabinetu i przekazał, że w książce nic nie znaleziono – nie pokazała się żadna mapa, nie pokazały się żadne ze słów, które zobaczyli ostatnio nastolatkowie, ukazał się jedynie krótki rymowany wierszyk o czarownicy i niesfornym kociołku, który był znany prawdopodobnie przez każdego sześcioletniego czarodzieja.

Jack nie mógł się z tym pogodzić. Widział na własne oczy, jak na papierze zaczęła pojawiać się mapa – kontury gęstych lasów, krętych rzek, wzniesień i polan kwitły na jego oczach, a mały punkcik po jej lewej stronie połyskiwał na złoto.

A na następnej stronie znajdowały się słowa:

Tam zachodzi Słońce. Zdążcie, zanim schowa się za horyzontem.

Jack poczuł, jakby ktoś rzucił na niego jakiś urok, który otworzył w jego głowie nowe wrota. Wszystko zaczęło się łączyć w spójną całość. Wiedział, co ma dokładnie zrobić. Potrafił rozpoznać część obiektów na mapie – między innymi miejsce, gdzie znajduje się zamek Hogwart. Cała jego podświadomość krzyczała, że musi podążać na zachód, do złotego punktu.

Nie wiedział dlaczego ani skąd wie te rzeczy. Wiedział tylko, że musi zrobić wszystko, aby dostać się w to miejsce. Spojrzał na Elsę i wiedział, że ona czuła to samo.

Miał wrażenie, jakby książka rzuciła na nich jakiś czar. Nie czuł się jednak, jakby coś go zmuszało do zrobienia tych rzeczy. Sam z siebie pragnąć to zrobić. Było dla niego jasne jak 2+2, że tam znajdzie Roszpunkę. Nie potrafił powiedzieć, dlaczego.

Gdy wieczorem przygotowywał Zawieruchę, ciągle nie znał odpowiedzi, czemu jest przekonany, że tam, na zachodzie, w złotym punkciku, czeka na niego przyjaciółka. Wiedział jednak, że musi tam dotrzeć – i dlatego przygotowywał swoją miotłę na dłuższy lot. Obiektywnie patrząc, była ona w dobrym stanie, ale Jack musiał mieć pewność, że go nie zawiedzie. W ciszy sprawdzał każdy jej element, myślami wybiegając w dzisiejszą noc. Wiele rzeczy mogło pójść nie po jego myśli. Lot w zupełnie obce miejsce, w czasach, gdzie ludzie boją się wyściubiać nos poza dom w obawie przed potężnym czarnoksiężnikiem i jego siłami. Planowali pozostawić listy na swoich półkach nocnych, aby ktoś je rozpieczętował i poznał ich plany – gdyby nie zdążyli wrócić do rana. Jednakże i tak – byli zdani głównie na siebie. Nie wiedział nawet, co czeka na zachodzie, tam, gdzie miała być Roszpunka. Czy będzie musiał walczyć? Nie zdziwiłby się. Każdy racjonalnie myślący człowiek, w życiu by tego nie zrobił. Ci nieco mniej racjonalni przynajmniej by się martwili. Jack nie wiedział więc, jak określić samego siebie, skoro żadna z tych rzeczy nie zasiała choć ziarna wątpliwości. Nie bał się – jakie to było wspaniałe uczucie przyznać po raz pierwszy od dawna, że nie czuje strachu. Wierzył, że mu się uda, że odzyska przyjaciółkę.

Hogwart skuty lodem − Jelsa fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz