24. I am truly sorry about last night

Start from the beginning
                                    

- No co ty kurwa nie powiesz - fuknęła - Przecież nie dam mu swojego adresu, pomyśli, że jestem albo śmierdzącym leniem, albo napalona.

- Wow faktycznie, na pewno dokładnie to sobie pomyśli - zironizowała - Powiedz mu, że musisz i tak iść do jego domu coś wymierzyć, więc przy okazji się spotkacie na neutralno-nieneutralnym gruncie.

-Okej, a co to znaczy tak dokładniej?

- No przecież pracujesz dla niego, w końcu i tak byście się musieli spotkać? A tak pokażesz, że to nic dla ciebie nie znaczyło, możesz nawet udawać idiotkę, że nic nie pamiętasz.

- Okej, dzięki - westchnęła i rozłączyła się po chwili. Jej myśli znów powędrowały do pustego pola na wiadomość.

Lauren:

Muszę zrobić dokładniejszy pomiar jednej ściany w łazience, dlatego mogłabym jakoś w międzyczasie podskoczyć?

Serce waliło jej jak oszalałe, wręcz miała wrażenie, że gdyby doszło między nimi do czegoś jeszcze bardziej niestosownego, przechodziłaby w tym momencie przez zawał.

Tom:

Okej. Mogę koło 19 podejść, dasz radę?

Lauren bez wahania zgodziła się na jego propozycję i znów rzuciła swój telefon gdzieś w najbardziej zapomniany zakamarek kanapy. Stwierdziła, że w sumie ma ochotę wyglądać trochę lepiej, niż teraz i może zrobić najdelikatniejszy makijaż na świecie. Nad strojem nie miała zamiaru się rozczulać i ubrała najzwyklejsze jeansy, białą koszulę i ciepły, wełniany płaszcz. Dojazd do miejsca swojej tymczasowej pracy zajmował jej trochę czasu, więc wyszykowała się w miarę szybko. Nawet nie narzekała na podróż, gdyż zdążyła się przyzwyczaić do ciągłego deszczu, towarzyszącego tej porze roku. Jesień była naprawdę uciążliwym okresem w Anglii, człowiek nigdy nie był pewny co do pogody i jej kapryśności.

Nieoświetlone pomieszczenie, w którym ktoś niezgrabnie zaciągnął zasłony na okna, wyglądało zupełnie jak opuszczone. Dodatkowo wszechobecny kurz kompletnie nie sprzyjał alergii Toma. Czerwone oczy i katar nie odstąpią go przez najbliższe pół roku albo i nawet rok. Jego noga wystukiwała nerwowy rytm, a myśli nie potrafiły zebrać się w całość. W końcu wzrok powędrował w stronę drzwi, które jednoznacznie oznajmiły, że ma gościa. Z niemałym ukłuciem niepewności wstał i szybko pojawił się przy wejściu, by otworzyć swojej znajomej.

-Hej - mruknął neutralnie, na co ona odparła całkiem przyjemnym uśmiechem.

-Cześć Tom - minęła go w progu i weszła głębiej do holu, który, póki co przypominał szare pomieszczenie w jakiejś szpitalnej piwnicy. Rozstawione bez ładu farby i płachty materiału nie umilały widoku. Mężczyzna jak zawsze zaprosił ją, by usiadła obok niego, jednak tym razem Lauren zajęła najdalsze miejsce, jakie tylko było możliwe. Gdyby znowu dotknęła jego nogi, ramienia, czy twarzy, uciekłaby na Kostarykę i zaczęła prowadzić plantację kokosów albo ananasów.

-Więc... - zaczęła ze skwaszoną miną - Mój laptop...

-Tak, tak - odparł zupełnie tak, jakby został niedawno, wyrwany z rzeczywistości - Proszę - wyciągnął go ze swojej torby i podał. - Mam nadzieję, że jednak przeżyje.

-Ja też - westchnęła i ugryzła się w język. Chciała zażartować, że niestety nie zapisała ostatniej aktualizacji w projekcie na głównym komputerze w firmie, przez co to wszystko zajmie jej więcej czasu, jednak teraz wolała tego nie robić. - Mam nadzieje, że wybaczysz mi, jeżeli będę musiała przesunąć piątkową wizytę? Nie jestem pewna, czy dostanę go do tego momentu, a...

- Jasne Lauren, nie ma sprawy - pomyślał, jednak bardzo dobrze wiedział, że tak to jest dla niego problem. Naprawdę chciał, aby ten cholerny remont poszedł wreszcie do przodu, a on mógł poczuć realną zmianę w życiu. Blondynka zauważyła zmianę w jego tonie. Mhm wczoraj mnie całował, a teraz jest dla mnie niemiły, bo zepsuł mi się laptop? Co za... Thomas popatrzył na nią dość dziwnym wzrokiem, ale nie miał w oczach złości, raczej dziwną mieszankę bezsilności z żalem.

london callιng | тoм нιddleѕтon opowiadanie PLWhere stories live. Discover now