The Gallery

827 24 8
                                    

Moet, Caravaggio, da Vinci... a gdzie jest Harry Styles, merdé?!

Błądziłam między uliczkami galerii, w której byłam pierwszy raz, chociaż mijałam ją codziennie w drodze do pracy. Pożałowałam, że nie odwiedziłam jej wcześniej od razu po przejściu progu budynku. Z zewnątrz robił już ogromne wrażenie, jednak jego wnętrze urzekło mnie totalnie. Mogłam poczuć się jak główna bohaterka musicalu, w którym grałam główną rolę na deskach teatru, ledwo pół mili stąd. Podziwiając renesansowe dzieła i ponownie wcielając się w role Violetty prawie zapomniałam, dlaczego tutaj tak właściwie przyszłam.

A przyszłam dla niego. Dla niego, przez niego, dzięki niemu, co za różnica? Za nim mogłabym iść z uśmiechem na ustach prosto do piekła, jeżeli tylko by o to poprosił.

Kolejne obrazy najznakomitszych artystów zaczynały coraz bardziej przypominać siebie nawzajem, tłum ludzi obecny z każdej strony jeszcze bardziej utrudniał mi odnalezienie jakiejkolwiek trasy w tym labiryncie zwanym muzeum. Po krótkim czasie mapka, którą zabrałam ze sobą z kas biletowych okazała się zbędna, i musiałam to przed sobą przyznać: zgubiłam się.

Prychnęłam, przeklinając pod nosem tak jak zwykle. Zabawne, że wąskie alejki Luwru i Ogrodu w Wersalu znałam na pamięć, ale Galeria Narodowa w Londynie mnie przerosła. Czułam jak na moich policzkach pojawia się rumieniec, kiedy z irytacją odkryłam, że oczywiście nie zabrałam ze sobą mojego telefonu. Jakakolwiek próba kontaktu z Harrym okazała się niemożliwa, a ja powoli traciłam jakakolwiek nadzieje, że go jeszcze kiedykolwiek zobaczę. Zrezygnowana weszłam do jednego z bocznych pokoi, w którym było zdecydowanie mniej ludzi. Mogłam w końcu odetchnąć i spróbować zapanować nad moją irytacją. Poprawiłam upięte w niedbałego koka włosy, po czym podeszłam do jednego z wielkich okien na końcu pomieszczenia. Teraz miałam cały Londyn jak na dłoni. Ludzie pode mną tłoczyli się jak mrówki, każda pędziła w swoją stronę. Ciekawe, co by było, gdyby chociaż na sekundę świat na chwilę zwolnił, każdy...

- My dear Aspen Morgan. - Usłyszałam aksamitny głos, który tak dobrze znałam. Silne ramiona przyciągnęły mnie do siebie, szczelnie oplatając moją talie, a po chwili oparł podbródek o moje ramię. Zerknęłam kątem oka na jego profil i wzrok utkwiony w miejsce, które tyle dla niego znaczyło.

- Nienawidzę tego miasta. - Szepnęłam cicho, opierając głowę o jego tors. Harry westchnął, zaplatają sobie kosmyk moich włosów na palec. - W takim razie, ja chyba też, Aspen. Jak mogę je kochać skoro ty darzysz go takim uczuciem? - Powiedział pretensjonalnie, i gdyby nie kącik ust, który dyskretnie podniósł się do góry, być może uwierzyłabym w jego słowa.

Cały Styles. Czy ja przypadkiem nie byłam na niego zdenerwowana jeszcze 3 minuty temu? Oh byłam, przecież to on zmusił mnie do tego absurdalnego, pokręconego planu! Po powrocie Amber do mieszkania, moim zdaniem mogliśmy po prostu wyjść i porozmawiać z moją kuzynką, przedstawić Harrego w nieco lepszym świetle i zapomnieć o całej sytuacji.

Ale dla niego? Oczywiście była to łatwiejsza opcja, a jak wszyscy wiedzą Harry Styles uwielbia utrudniać swoje i tak skomplikowane życie. Kiedy zagadywałam dziewczynę w kuchni, Harry wymykał się z mojej sypialni do drzwi wyjściowych. Wniebowzięta znaczną poprawą mojego stanu psychicznego Amber całe szczęście nic nie zauważyła, nawet nie zdziwiła ją moja pilna potrzeba przewietrzenia się i wyjścia z apartamentu.

Tym właśnie sposobem znaleźliśmy się w małej wnęce w Galerii Narodowej, próbując odzyskać straconą bliskość. Harry jednym ruchem odwrócił mnie przodem do siebie, zmuszając mnie tym samym do oparcia się o parapet za mną.

Falling // H.S. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz