————🦋————

Chłopak zabrał z ławki swoje książki i ruszył do wyjścia z klasy. Teraz nadeszła jego ulubiona przerwa. Możliwość pójścia do biblioteki o wiele bardziej przeważała, nad możliwością udania się do zatłoczonej i głośnej stołówki. Nie chciał czuć na sobie ciekawskich spojrzeń innych nastolatków, a właśnie tam zbierało się ich najwięcej. Nie na korytarzu przy wyjściu ze szkoły, prawdziwa masakra zaczynała się dopiero na stołówce. Przynajmniej tak nazywał to Olivier Coleman, dla którego każde zatłoczone pomieszczenie było masakrą. Zniszczonymi schodami ruszył powolnym krokiem do biblioteki. Cudowne, ciche miejsce, gdzie może znaleźć kolejne perełki do przeczytania. Uwielbiał znajdować co nowe historie. Nie miał ulubionego gatunku. Czytał to, co mu w ręce wpadnie. Szukał, czytał oceny, słuchał swojego przyjaciela, który tak samo jak on uwielbiał zaczytać się na wiele godzin w lekturze. Chociaż on gustował w literaturze naukowej, Olivier i tak zawsze znajdował tam coś dla siebie. Był ciekawy świata i wszystkiego co w sobie kryje.

Otworzył powoli ciężkie, drewniane drzwi, które od razu zaczęły skrzypieć. Starsza pani siedząca za biurkiem posłała mu karcące spojrzenie, a on automatycznie przewrócił oczami. Przecież to nie była jego wina. Te drzwi mogą mieć więcej lat niż on! Dziewiętnastolatek ruszył w stronę regału z najnowszymi książkami. Co tydzień do szkolnej biblioteki były dostarczane nowe książki przez co chłopakowi było prościej być na bieżąco z książkowymi nowinkami. Jego rodzice czasem narzekali, że zamiast spotykać się ze znajomymi siedzi w książkach, ale w głębi duszy jego mama była spokojniejsza ze świadomością, że jej jedyne dziecko jest bezpieczne i nie ma ciągu do alkoholu i innych tego typu używek.

Zamknął oczy i po pomachaniu kilka razy ręką sięgnął po jedną z książek. Popatrzył na tytuł i na jego twarzy automatycznie pojawił się uśmiech - „Mały Książę". Tę lekturę czytał już kilka razy, ale spodobała mu się tak bardzo, że nie miał nic przeciwko, aby przeczytać ją po raz kolejny. Wyróżniała się na tle innych. Poruszała tyle ważnych tematów - przyjaźń, miłość, zaufanie, problemy świata dorosłych. Każdy znajdzie coś dla siebie, niezależnie od wieku. Podszedł do jednego ze stolików i wyciągając herbatę z plecaka, który miał przewieszony przez ramię, usiadł na krześle. Przez to, że w pomieszczeniu światło było przyciemnione, zapalił małą lampkę, która stała na każdym biurku. Dawała delikatne światło, ale wystarczające by wygodnie było czytać. Po przeczytaniu kilku stron wpadł na jeden pomysł. Od razu wyrwał z byle jakiego zeszytu mały skrawek papieru i zaczął pisać. To ten dzień, odpowiedni dzień, aby zacząć swój plan, jeśli można to planem nazwać. Raczej dziwną próbą zwrócenia na siebie uwagi, ale żeby nie było. Olivier Coleman w żadnym razie nie miał zamiaru się podpisywać. Mimo, że zdawał sobie sprawę z tego, że Elina Swan nie zna jego imienia tym bardziej nazwiska, nie chciał ryzykować. To po prostu nie było w jego stylu.

„Wiesz... gdy się jest bardzo smutnym, lubi się zachody słońca..."

Lubię zachody słońca, a ty Elino? Lubisz zachody słońca?

Był zadowolony. Zestresowany też, ale to normalne. Olivier zawsze się stresował przed czymś ważnym. Nie ważne czy była to wizyta u lekarza, kolejna kartkówka z geografii lub wrzucenie pierwszego liścika do szafki Eliny Swan. Chłopakowi i tak towarzyszył stres, co za tym idzie nie mógł się już skupić na czytaniu. Jego wzrok uciekał w zupełnie inne strony, jakby protestował przed poznaniem kolejnej przygody, którą zaraz miał przeżyć Mały Książę. Zrezygnowany westchnął i zamknął książkę, wcześniej zapamiętując na jakiej stronie skończył. Spakował bidon i zeszyt do plecaka, a następnie przewiesił sobie go przez ramię. Odłożył książkę na regał i ruszył ku wyjściu z biblioteki. Wymamrotał ciche do widzenia i zaczął iść w stronę szafki. To już czas, lepszego momentu nie będzie - powtarzał sobie głowie. Nie chciał po raz kolejny samego siebie zawieść. Musiał w końcu zdobyć się na odwagę i wrzucić ten cholerny liścik przez małe szparki znajdujące się w każdej szafce. Doskonale wiedział, która szafka należy do dziewczyny. Chciał ominąć jakiekolwiek pomyłki, więc już kilka dni z rzędu obserwował do jakiej szafki podchodzi Elina. Nie mógł po raz kolejny polec.

Rozejrzał się po korytarzu, choć niepotrzebnie, i tak wolał zachować ostrożność. Wiedział, że o tej porze każdy siedzi na stołówce lub postanowił wyjść na dziedziniec, by zaczerpnąć świeżego powietrza przed kolejnymi godzinami siedzenia w sali. Sam czasami tak robił, ale jednak biblioteka szkolna bardziej przykuwała jego uwagę. Może przez to, że praktycznie nigdy nikogo tam nie było, a przynajmniej nie widywał w tym miejscu osób, za którymi nie przepadał i wolał unikać szerokim łukiem. Po stwierdzeniu, że nikogo nie ma w pobliżu i główny korytarz jest pusty podszedł do szafki Eliny Swan i po wzięciu kilku głębokich wdechów, wyjął ze swoich spodni skrawek papieru, który następnie wrzucił przez wąskie szczelinki. Od razu po wykonaniu czynności, szybkim krokiem odszedł i ruszył do sali, w której już niedługo miała zacząć się kolejna lekcja. Geografia. Cudowny przedmiot i jeden z niewielu, który miał razem z dziewczyną.

Kiedy doszedł pod salę z numerkiem dwadzieścia sześć, usiadł na małej ławce, która znajdowała się obok drzwi. Zawsze wolał być wcześniej, aby po zadzwonieniu dzwonka nie musieć przepychać się między roztargnionymi nastolatkami, którym nie było prędko na lekcje. Tym bardziej, jeśli ktoś podążał na lekcje z panią Smith, która nie należała do najmilszych nauczycielek, jednak jej metody nauczania być skuteczne. Od początku roku każdy uczeń był przygotowany i wyuczony na jej lekcje. Bali się jej, a kobieta zdawała sobie z tego sprawę i można powiedzieć, że była z siebie dumna.

Po pięciu minutach na korytarzach Central City High School rozbrzmiał głośny dzwonek, ogłaszający koniec długiej przerwy. Olivier zadowolony, otworzył powoli drzwi od sali i przywitał się serdecznym uśmiechem z kobietą, siedzącą za biurkiem i zapewne sprawdzającą ostatnie klasówki, które pisali na poprzedniej lekcji. Olivier Coleman był ulubieńcem niektórych nauczycieli. Czy się cieszył? Oczywiście, że tak. Od czasu do czasu coś takiego pomagało mu w niektórych sytuacjach. Mimo, że na każdą lekcję niezależnie jakiego nauczyciela starał się być przygotowany, czasami wykorzystywał swoje przywileje, jeśli można to tak nazwać.

Usiadł w ostatniej ławce, jak miał to w zwyczaju i wyciągnął potrzebne rzeczy takie jak zeszyt, podręcznik i długopis. W klasie powoli zbierali się uczniowie. Na ich twarzach nie było widać ani krzty uśmiechu. Oczywiście w porównaniu do Oliviera, który niestety lub stety uwielbiał lekcję geografii. Nie tylko przez jedną uczennicę. Lubił poznawać nowe ciekawostki dotyczące różnych miejsc na ziemi, a nauka map przychodziła mu z łatwością. Olivier Coleman był tym typem ucznia, któremu wystarczało posłuchać na lekcji nauczyciela, zrobić swoje notatki i wszystko umieć. Pod tym względem i zapewne nie tylko, Olivier Coleman był cholernym szczęściarzem.

Po upłynięciu czterdziestu pięciu minut wraz z dzwonkiem każdy uczeń wręcz wybiegł z klasy. Na korytarzu zapanował tłok. Każdy przepychał się między sobą, aby dostać się do swojej szafki i wymienić książki na kolejną lekcję, która miała zacząć się za kilka chwil. Coleman po wyjściu z pomieszczenia od razu udał się w stronę szafki Eliny Swan. Chciał zobaczyć jej reakcje na liścik. Upewnić się czy, aby na pewno jego pomysł jest tak dobry, jak wydawał mu się w głowie kiedy ustalał go tysiące razy. Mimo, że jest dziecinnie prosty Olivier Coleman od dzieciństwa miał skłonność do komplikowania sobie wielu rzeczy.

Oparł się o ścianę znajdującą się niedaleko szafki dziewczyny. Z tego miejsca miał idealny widok i na metalowe pudło i na dziewczynę. Po chwili usłyszał cudowny śmiech przez co automatycznie na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Elina Swan była cudowna. Mimo, że nie znał jej blisko, wiedział o niej kilka rzeczy. Czy podchodzi to pod śledzenie? Raczej nie. Przynajmniej to powtarzał sobie w głowie, aby nie popaść w obłęd, że jest niezrównoważony psychicznie.

Dziewczyna ubrana w zwykłe, czarne rurki, błękitną koszulę i czarną kurtkę podeszła do swojej szafki, wprowadziła kod i ją otworzyła. Od razu po uchyleniu drzwiczek, ze środka wyleciało małe zawiniątko. Elina zdziwiona podniosła z podłogi skrawek papieru i rozwinęła go. Po przeczytaniu kilku słów, uśmiechnęła się i schowała liścik do kieszeni. Poprawiło jej to humor. Nigdy nie dostała liściku, a tym bardziej o tak ciekawej i dosyć smutnej treści. W głowie od razu pojawiła jej się myśl, że chce dowiedzieć się kto jest jej tajemniczym wielbicielem. Wiedziała już, że przez kolejne dni nie pozbędzie się tego z głowy i będzie za nią to w pewnym sensie chodzić. Jednak w głębi serca chciała, aby jutro czekał na nią kolejny liścik.

————🦋————

cytat: „Mały Książę" - Antoine de Saint-Exupéry

shy boy✔️Where stories live. Discover now