Rozdział XIV

403 21 0
                                    

SUKCES JEDNOSTEK SPECJALNYCH

W ubiegłym tygodniu w pustostanie na obrzeżach miasta doszło do brawurowej akcji służb specjalnych. Chociaż szczegóły sprawy nie zostały jeszcze ujawnione przez władze, wiadomo już, że w pięciopiętrowym budynku, który od lat był wyłączony z użytku, dochodziło do procederu handlu nielegalną bronią. Zarekwirowano pokaźny arsenał, liczący przeszło sto pięćdziesiąt sztuk broni palnej, a także wiele innych przedmiotów, które nie zostały dopuszczone do legalnego handlu. Nasze źródło podaje, że podczas szturmu jednostek specjalnych zatrzymano 57 osób powiązanych ze sprawą. Wśród nich mieli znajdować się domniemani dowódcy siatki przestępczej. Te informacje nie zostały jednak jeszcze oficjalnie potwierdzone. Z niecierpliwością oczekujemy oficjalnego oświadczenia władz na ten temat.


     Uważnie przeczytałem artykuł, skupiając się na każdym kolejnym słowie, jakby próbował wyczytać z nich coś więcej niż miały przekazać. Nie miałem pojęcia dlaczego, skoro i bez tego wiedziałem o całej akcji i samej siatce znacznie więcej. Handel nielegalną bronią. Lepsze takie zarzuty niż żadne, jednak część mnie odczuwała niedosyt, że wszystkie ich występki nie ujrzą światła dziennego. Jednak czego mógłbym się spodziewać? FBI nie mogło ścigać ludzi, którzy byli fanatykami utrzymania równowagi między światem ludzi i wilkołaków. Nie mogli postawić im zarzutu znęcania się nad kimś, kto nie ma nawet jednego zadrapania na ciele. Nie mogli postawić im zarzutu uprowadzenia, szantażu i zastraszenia w celu zmuszenia do kooperacji przeciwko wilkołakowi, który został wyszkolony przez łowcę. To była istna abstrakcja, więc musiały mnie zadowolić zarzuty, które były wytłumaczalne i realne dla tych nieświadomych naszego istnienia. Tak długo, jak handel nielegalną bronią był wystarczający, żeby ich przymknąć na co najmniej kilka lat, sprawa była wygrana.

– Znowu czytasz to samo? – W mgnieniu oka zablokowałem telefon, słysząc za swoimi plecami cichy, damski głos. Obejrzałem się przez ramię, chowając urządzenie do kieszeni i zmarszczyłem brwi, udając, że nie wiem, o co chodziło. – W samolocie też co chwilę czytałeś ten artykuł. Ale tylko wtedy, kiedy myślałeś, że śpię. Co w nim jest? – Zapytała Clary, podchodząc bliżej. Tak jak ja oparła się o barierkę na balkonie, jednak zachowała dystans między nami.

– Zdawało mi się, że siniaki już zniknęły. – Zauważyłem, przyglądając się uważnie jej twarzy, na której było kilka sinozielonkawych plam i parę drobnych zadrapań. Jeszcze pół godziny temu, gdy Adams wchodziła do łazienki, mógłbym przysiąc, że jej cera była jasna i nieskazitelna.

– Jeszcze nie. Lydia pomogła mi je zakryć, żeby nie przyciągały uwagi na lotnisku i w samolocie. Ale za parę dni nie powinno być już po nich śladu. – Odpowiedziała, zerkając na chwilę w szybę drzwi balkonowych, jakby oceniała skalę obrażeń. Pokiwałem głową ze zrozumieniem. No tak, mogłem się domyślić, że jej siniaki nie znikną tak szybko jak moje, a jej nieskazitelna skóra była efektem pracy Martin i kilku kosmetyków.

Nie miałem jednak pojęcia, jak goiły się jej obrażenia. Od dnia, kiedy udało nam się ją sprowadzić w bezpieczne miejsce, do momentu w którym mieliśmy udać się na lotnisko, nie spotkałem się z nią nawet raz. Kontaktowałem się jedynie z Lydią, która spędzała najwięcej czasu z dziewczyną. Całym stadem szybko doszliśmy do wniosku, że to będzie najlepszą opcją, gdyż obecność Martin dobrze wpływała na Clary. Ja też musiałem sobie przemyśleć kilka spraw, zająć się kwestiami organizacyjnymi, dopiąć wszystko na ostatni guzik. Te parę dni względnego spokoju było dobre dla każdego z nas.

– Postaraj się nie siedzieć zbyt długo. Jutro wyjeżdżamy dość wcześnie. – Odezwałem się w końcu, nie mogąc znieść przedłużającej się ciszy.

Wanted || Isaac LaheyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz