Rozdział 6 "Coś..."

149 23 2
                                    

- Obudź się Xǐyuè- jun....

....

- Czas wstawać...

Słyszałam te głosy jak przez mgłę... Nie miałam pojęcia co się ze mną dzieje... Ale za to strasznie bolała mnie głowa, a całe moje ciało drżało od zimna...

- Xǐyuè- jun to nie pora na spanie...

Głos, który słyszałam był cholernie melodyjny do tego stopnia, że robiło mi się niedobrze gdy go słyszałam.

Próbowałam otworzyć oczy, ale moje powieki wydawały się tak bardzo ciężkie...

Moje powieki wciąż opadały jakby coś je ciągnęło w dół, ale w końcu je otworzyłam...

Mocne światło wydobywające się ze świeczek natychmiast dotarło do moich oczu poczułam jeszcze większy pulsujący ból głowy.

Szybko zobaczyłam, że zarówno miecz, harfa i kolczyki zniknęły. Zaniepokoiło mnie to cholernie, bo oznaczało to, że jestem niemalże bezbronna.

- Co...- tylko tyle zdołałam wypowiedzieć na więcej nie miałam zwyczajnie sił

Zaraz przede mną pojawiła się.... Matka?...

Zaraz po tym jak ją dostrzegłam zerwałam się i zaczęłam się czołgać do tyłu, lecz ona wciąż za mną szła... Nie to nie może być ona... Ona nie żyje!

- Witaj Xǐyuè- jun.- powiedziałam uśmiechając się szeroko

- Nie.... Nie jesteś prawdziwa!- krzyknęłam a moje serce waliło tak mocno, że nie słyszałam nawet własnych myśli

- Xǐyuè- jun, ranisz mnie tymi słowami. Oczywiście, że jestem prawdziwa. Przyszłam cię uratować!

O czym ona do cholery pierdoli?!

- Zamknij się... To nie jesteś ty!- krzyczałam i czułam jak mój mózg mi pulsuje

Chciałam wstać, ale kiedy spróbowałam to zrobić ból tak bardzo się nasilił, że padłam z hukiem na ziemie

- Xǐyuè- jun... Ja z ojcem poświęcamy się dla ciebie a ty co?!- Ten głos... Jakby to była naprawdę ona...

Nie...

To nie jest prawda...

Jak mam zrobić aby rozprawić się z tą bestią, czy co to jest.... Muszę sprawdzić czy nie używa do kultywacji moich wspomnień. Chyba natychmiastowe przywołanie w myślach wspomnień śmierci tej osoby oraz rozpoczęcie kultywacji powinno mi w tym pomóc.

Zaczęłam wpatrywać się w to coś co przypominało moją matkę a następnie zaczęłam sobie przypominać moment jej śmierci... Zatrzymywanie w myślach tego momentu wywoływało u mnie rozgoryczenie oraz ból, ale zaciskałam zęby aby się nie popłakać.

Chwile potem odnalazłam na ziemi kamień i wzięłam go do rąk. Przy tym wszystkim z całych sił starałam się nie dać się ponieść emocjom

- Co ty robisz kochanie?- zapytała a ja cały czas wpatrywałam się w jej oczy mącąc sobie głowę tymi bolesnymi myślami

Zaczęłam wkładać w kamień swoją energię. Kiedy już to zrobiłam wystrzeliłam kamień z rąk, a on powędrował w stronę głowy... tego czegoś...

To co właśnie ujrzałam było... straszne... Mimo, że kamyk był malutki i poleciał on w zupełnie odrębnym kierunku głowa tego czegoś roztłukła się tak jak w ten feralny dzień.

Czułam, że po moich policzkach zaczynają spływać łzy... Nie ważne ile razy widzisz takie coś w myślach czy na żywo... Reakcja na ten widok zawsze będzie taka sama...

Dwa zranione serca/ Mo dao zu shiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz