Rozdział 12 "Przeczucie nadchodzącego niebezpieczeństwa"

92 15 1
                                    

Po powrocie z konkursu strzeleckiego przyszło nam żyć w niepewności. Mianowicie... Chodziło o sektę Quishan Wen, słyszeliśmy ciągle o tym, że Wenowie przejmują sekty. Przejęli sektę Ruang Wang, Hudang Fu oraz wiele innych... Czułam, że niedługo przyjdą po nas... Ale lider był spokojny... Zbyt spokojny. Twierdził, że przez wzgląd na umowę i przedmiot tej umowy (czyli mnie) nie mogą nas zaatakować, bo oznaczałoby to jej zerwanie.

W Zaciszu Obłoków strach co raz bardziej udzielał się nie tylko mi, co było widoczne wśród członków sekty coraz bardziej. Najbardziej bali się uczniowie, reszta była spokojna podobnie jak lider...

Mijały kolejne tygodnie a ja coraz bardziej się bałam. W nocy często budził mnie najmniejszy szmer, bo myślałam, że Wenowie już tu są. Potem często nie mogłam zasnąć i wstawałam aby się przejść... Lecz mała ilość snu przekładała się na aktywność w ciągu dnia.

Pewnego dnia mieliśmy odbyć małe walki na placu treningowym co oczywiście było formą treningu. Oparłam się o drzewo i patrzyłam na walkę Wanji z innym członkiem sekty... Widziałam jak Wanji odskakuje a następnie używa kultywacji.

Byłam okropnie zmęczona... Postanowiłam, że nic się nie stanie jak zamknę na chwile oczy i tak zrobiłam... Starałam skupiać się na wszelkich dźwiękach wokół... Starałam się z całych sił.... Mimo, że widziałam ciemność to wciąż słyszałam uderzania drewnianych mieczy... szybkie oddechy walczących... Nagle wszystko zaczęło się sklejać w jeden dźwięk, który coraz bardziej się oddalał...

Nagle poczułam jak ktoś mocno uderzył mnie łokciem w bok na tyle, że otworzyłam szeroko oczy, ale zanim się ogarnęłam co się dzieje to padłam boleśnie na ziemie...

Leżałam chwile i myślałam co się mogło stać, po czym obróciłam się zobaczyć kto mnie popchnął... Okazał się to być Xichen...

- Żyjesz?- zapytał przykucając przy mnie- Solidnie zaryłaś...

- To nic takiego...- powiedziałam natychmiast wstając i się otrzepując z ziemi

Zasnęłam na stojąco... świetnie... Wu jesteś naprawdę wspaniałą kultywatorką opanowałaś niemalże do perfekcji spanie na stojąco.

- Wu...- usłyszałam za sobą głos Lan Quiren i natychmiast cała się wyprostowałam

- Tak...- odparłam odwracając się wyprostowana

Lan Quiren patrzył na mnie podejrzliwym wzrokiem

- To nie pierwszy dzień kiedy przysypiasz w ciągu dnia...- powiedział marszcząc brwi

- Nie...

- Nie oszukuj mnie, od tygodnia widzę jak przysypiasz w najróżniejszych miejscach... A to przy czyszczeniu miecza, pisaniu raportu, a nawet medytacjach...- odparł chcąc wyliczać dalej, ale się zatrzymał- Ale dzisiaj to zaszalałaś. Spanie na stojąco... tego jeszcze nie było.

- To ostatni raz. Naprawdę poprawie się.- mówiłam lekko się kłaniając

Lan Quiren przez chwile milczał po czym zawołał do reszty:

- Koniec treningu na dziś.- odparł- Możecie iść! Ty Xichen i Wu zostańcie.- Po czym kiedy zobaczył, że wszyscy poszli skierował się bezpośrednio do mnie- Czemu nie śpisz w nocy?

- ...- chciałam już coś wymyślić, ale Lan Quiren mnie powstrzymał

- Nie wymyślaj nawet, bo i tak zobaczę, że kłamiesz.- odparł zakładając ręce na piersi

- Ahhh... Boje się Wenów... W nocy budzi mnie najmniejszy szmer a potem nie mogę zasnąć jak się obudzę.

Lan Quiren patrzył na mnie chwile po czym odetchnął

Dwa zranione serca/ Mo dao zu shiWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu