Rozdział 11 "Być lepsza od Wenów"

89 14 1
                                    

Wyruszyliśmy na polowanie. 

Kamienny las wydawał się być lekko przerażającym miejscem co doskonale pasowało do tego, że znajdują się tu dzikie duchy. 

Nie powiem... Ciężko było nam się przemieszczać, bo musieliśmy przechodzić między skałami. Kiedy my wciąż szukaliśmy dzikich duchów.

Na samym początku rozdzieliliśmy się i ruszyliśmy w czterech odrębnych kierunkach.

- Pamiętajcie bądźcie czujni. -odparł Xichen, który był z nas najstarszy- To tylko konkurs, ale dajcie z siebie wszystko. Zrozumiano?

- Tak.- powiedzieliśmy równocześnie

- Rozproszyć się!- krzyknął a ja pobiegłam w kierunku północno zachodnim

 Najpierw biegłam swobodnie między skałami, lecz potem musiałam zacząć się po nich wspinać. Wspięłam się na jedną ze ścian skalnych a kiedy byłam już na górze zwinnie zeskoczyłam.

Nagle zdawało mi się, że kątem oka dostrzegłam jakiś ruch. Zaciekawiona naciągnęłam cięciwę ze strzałą ruszyłam w kierunku, z którego dostrzegłam ruch

Po chwili zobaczyłam duchy... była ich trójka i od razu gdy mnie dostrzegły ruszyły wściekłe w moim kierunku. Natychmiast wypuściłam strzałę a ona przebiła dwa duchy jeden się wyminął... Wydawał się zwinniejszy od reszty. Szybko naciągnęłam kolejną strzałę i nie ruszając się z miejsca strzeliłam do ducha, który był już w momencie wystrzału zaledwie metr ode mnie. Duch zniknął a w niebo wystrzeliły błękitne fajerwerki.

Nie zdążyłam odetchnąć a już usłyszałam dźwięk łagodnie poruszającej się w powietrzu postaci.

Ruszyłam natychmiast nie zwlekając. Wbiegłam na jedną ze skał i z tego miejsca dostrzegłam grupkę około pięciu duchów, które pojedynczo znikały za zakrętem. Widocznie kogoś goniły. szybko zaczęłam  biec po skałach przeskakując z jednej na drugą. Na były tak blisko, że nie musiałam nawet się wysilać. Naciągnęłam strzałę na cięciwę i kiedy było widać jeszcze przed zakrętem ostatnie dwa duchy wypuściłam strzałę a ona dosięgła oba, lecz wciąż biegłam, lecz kiedy przeskakując ze skały na skałę minęłam wspomniany już zakręt w dole doliny dostrzegłam tylko jednego ducha, który widocznie szukał swojej ofiary, którą najwyraźniej zgubiłam.

Dostrzegając delikatnie strome zboczę zeskoczyłam z niego i szybko się zsuwając oddałam strzał w kierunku ducha. Lecz kiedy strzała leciała w niego z przeciwnego kierunku dostrzegłam... kolejną. Zarówno moja strzała jak i mojego rywala trawiła go w tym samym momencie a ja dostrzegłam, że ta strzała leci teraz prosto w moim kierunku. Wykonałam szybki unik, lecz było trochę za późno, bo strzała drasnęła mnie w ramię rozdzierając mi tam szatę i robiąc też delikatną ranę. Poczułam delikatny ból, lecz niezbyt wielki, więc nie przejęłam się tym zbytnio.

Dostrzegłam, że w niebo wystrzeliły dwie fajerwerki. Niebieska- Gusu Lan i druga... fioletowa- Yunmeng Jiang...

Czyżby był to Jiang Cheng?

I po chwili to właśnie on wyłonił się zza skały, lecz nawet nie podszedł... nie nawet nic nie powiedział a posłał mi jedynie wrogie spojrzenie i ruszył dalej... Zrobiło mi się przykro, ale szybko się otrząsnęłam i ruszyłam na dalsze polowanie.

Nagle w pobliżu dostrzegłam wiele czerwonych blasków, które należały do członków klanu Quishan Wen. Ten widok jedynie bardziej mnie zmotywował a ja ruszyłam na polowanie kolejnych duchów z jeszcze większą motywacją. Podczas tych zawodów moim jedynym celem było aby żaden Wen nie był w tabeli wyników wyżej ode mnie. Nie mogłabym się z tym pogodzić gdyby tak było...

Dwa zranione serca/ Mo dao zu shiWhere stories live. Discover now