─𝑹𝒐𝒛𝒅𝒛𝒊𝒂ł 𝟑─

1.1K 118 40
                                    


To co czuł pędzący na swoim czarnym motorze Mroczny Rycerz można było określić na wiele sposobów. Był wykończony, wyczerpany, wycieńczony, a mimo nadal zawzięty, aby odnaleźć chowającego się daleko poza granicami miasta zielonowłosego, który według krążących plotek zupełnie jak Batman nie miał się zbyt dobrze. Podobno był na skraju wyczerpania, podobno chciał ze sobą skończyć, ale pędzący przez zatłoczony miasto Mroczny Rycerz nie wierzył ani w jedno słowo. Znał Jokera zbyt dobrze, aby móc w to uwierzyć. Musiał zobaczyć go na właśnie oczy, musiał sprawdzić co się dzieje i czy nie daj Boże plotki okazały się prawdą. Pół godziny później Batman stanął pod opuszczoną fabryką słodyczy wiedząc, że dla Jokera było to idealnie miejsce na kryjówkę. Wchodząc do środka zastanawiał się dlaczego nie wpadł na to wcześniej. Miał mieszane uczucia, mętlik w głowie, którego z niewiadomych przyczyn nie mógł opanować. Docierając na drugie piętro budynku, usłyszał jak podłoga w sąsiednim pokoju cicho zaskrzypiała, potem dostrzegł promień wydostającego się z pod drzwi światła i nie powstrzymując się chwili dłużej wkroczył do środka, nawet nie starając się zachować dyskrecji.
Widok, który tam zastał sprawił, że Batman momentalnie uwierzył w każdą plotkę jaką zdążył usłyszeć. To był moment kiedy on i stojący na biurku zielonowłosy ze zawiązaną na szyi grubą pętlą wymienili ze sobą zdezorientowane spojrzenia. Ciemne niczym najciemniejsza noc oczy Mrocznego Rycerza krzyżowały spojrzenie z przepełnionymi rozpaczliwym szaleństwem jaskrawo zielonymi tęczówkami Jokera.
- Batsy? O cholera... - zdążył wykrztusić zielonowłosy zanim z wrażenia nie poślizgnął się na pliku leżących na biurku kartek.
Batman nie myśląc ani chwili dłużej w jednej chwili rzucił mu się na pomoc, swoim najostrzejszym batarangiem celując w stronę napinającej się liny. Łapiący oddech zielonowłosy z głuchym hukiem opadł na biurko, chwilę później staczając się na podłogę, która wraz z jego upadkiem głośno zaskrzypiała.
- Coś ty sobie myślał?! - ryknął niskim, grobowym głosem na leżącego na podłodze zielonowłosego przez dłuższą chwilę nie mogąc uwierzyć w to, że kulący się na podłodze Joker był tym samym szaleńcem, który niegdyś z zimną krwią zabijał miliony niewinnych osób. - Masz pojęcie co by się stało, gdybym nie zdążył?! Czy do ciebie w ogóle dociera to co do ciebie mówię?!
- Umrałbym. Nareszcie każdy miałby święty spokój. - mruknął pod nosem zielonowłosy, który podpierając się na rękach mozolnie usiłował podnieść się ku górze.
- O co chodzi tym razem? - Mroczny Rycerz wziął cichy wdech na uspokojenie i opierając się o biurku skupił swoje wyczekujące spojrzenie na unoszącym się ku górze dygoczącym klaunie.

Wiedział, że czeka ich długa rozmowa.

- Nie powinieneś tutaj przychodzić. Nie chciałem cię widzieć, a ty jak zwykle musiałeś się zjawić i uratować sytuację. Taki jesteś solidarny, taki z ciebie kurewsko, idealny bohater. - mruczał poirytowany, a jego blada ręka z hukiem wylądowała na biurku, nadal próbował się podnieść, choć nie szło mu to tak dobrze jak by tego oczekiwał.
- Joker. - przerwał mu Batman, ale zielonowlosy nie dawał za wygraną.
- Zamknij się, bo nie skończyłem! - warknął pod nosem zielonowłosy, w tym samym momencie gromiąc spokojnie stojącego obok Batmana groźnym, pełnym furii spojrzeniem. - Wynocha!
- Pomogę Ci wstać... - Mroczny Rycerz pozostawał spokojny, co zielonowłosego doprowadzało do jeszcze większych nerwów.
- Jaki ty jesteś trudny, w żaden sposób nie można cię zadowolić.... Zabiłem kogoś - źle, próbowałem zabić ważne dla ciebie osoby - jeszcze gorzej, a teraz kiedy chce zabić sam siebie masz czelność mieć do mnie pretensje!
- Daj sobie pomóc do jasnej cholery! - przerwał mu ostro nietoperz nagle chwytając za  bladą i okropnie zimną dłoń Jokera w jednej chwili podrywając jego wątłe, wychudzone ciało ku górze.
- Nie wracam do Arkham! Chciałem umrzeć w cholernym spokoju, a ty nawet na to nie dajesz mi pieprzonego zezwolenia! - rozwścieczony klaun jednym szarpnięciem uświadomił Mrocznemu Rycerzowi jak bardzo brzydzi się jego pomocną dłonią. - Puszczaj, ty wredny, zasrany nietoperzu! - wrzeszczał wściekle, choć zdawało się, że ciągnący go ku górze Batman był przysłowiową ścisną, do której można było mówić i mówić, ale i tak ona miała to zupełnie gdzieś.

Niczego, zupełnie niczego nie potrafił zrozumieć.

I dopiero wtedy kiedy zielonowlosy ostatkiem sił wymierzył w twarz Mrocznego Rycerza mocne uderzenie Batman pozwolił upaść jego ciału z powrotem na ziemię.

Huk był niesamowicie głośny, zielonowłosy upadając natrafił na biurku, na którym ostatecznie spoczął, zmęczony przymykając opuchniętę powieki.
- Mogłeś dać mi po prostu umrzeć. - ze swoich skrzywionych w szerokim grymasie ust wypuścił  nierównym, głęboki oddech.
- Nie pozwolę na to. - odparł ciszej Mroczny Rycerz z niepokojem obserwując fatalny stan w jakim znalazł się załamany, leżący bezwładnie na biurku Joker. - Strasznie schudłeś. - rzekł ponuro nietoperz, a zielonowłosy parsknął pod nosem śmiejąc się ciszej.
- Miło, że zauważyłeś. - uśmiechnął się pod nosem przez chwilę myśląc nad niedorzecznością całej tej dziwacznej sytuacji.
- Nie mogę cię tu zostawić, nie mogę cię też zabrać do Arkham. - mruczał pod nosem Mroczny Rycerz myśląc nad rozwiązaniem, które nie spodobałoby się ani Alfredowi ani nikomu kto mieszkał w rezydencji Wayne'ów.

❝𝑩𝒂𝒕𝒋𝒐𝒌𝒆𝒔 𝑻𝒂𝒍𝒆❞ || 𝑱𝒐𝒌𝒆𝒓 & 𝑩𝒂𝒕𝒎𝒂𝒏 ✔Where stories live. Discover now