─𝑹𝒐𝒛𝒅𝒛𝒊𝒂ł 𝟐─

1.1K 119 17
                                    


Bez zielonowłosego w Gotham nareszcie zapanował spokój, do którego żaden z mieszkańców nie potrafił się przyzwyczaić. Każdy wiedział, że zapewne jest to tylko chwilowe, że to tylko cisza przed jakąś upiorną burzą. Mrocznemu Rycerzowi, który pomimo braku ofiar, rabunków banków i innych incydentów czuwał nad Gotham jeszcze bardziej niż zwykle. Uparcie tropił Jokera czując, że nie zaśnie póki nie dowie się co się z nim stało. Zielonowłosy wiedział, że jest obserwowany. Naprowadzał Mrocznego Rycerza na fałszywe tropy chcąc zapewnić sobie więcej czasu. Joker doskonale znał Batmana, dlatego wiedział, że to tylko kwestia czasu kiedy ten wparuje do jego kryjówki. Pomimo mijających tygodni spędzonych na wiecznym rozmyślaniu i piciu ciężkiej wódki w jego uczuciach nie zmieniło się zupełnie nic co mogłoby go uratować. Wiedział, że jeśli dojdzie pomiędzy nimi do starcia nie będzie potrafił walczyć. Nie potrafił patrzeć na swojego dawnego wroga z nienawiścią, nie potrafił zastawiać na niego śmiertelnych pułapek i śmiać z jego nieudolnych prób ratowania zakładników, przypadkowych ludzi i każdego innego komu zielonowłosy w przeszłości wyrządził krzywdę. Wiedział, że jeśli Batman w końcu go złapie ponownie trafi do Arkham, skąd szczerze wątpił, że po raz kolejny uda mu się wydostać. Nie mógł spać, podobnie jak bacznie czuwający Batman. Nie mógł dać sobie spokoju po tym jak w tajemniczy sposób otrzymał list od Harley. Był bardzo długi, zawiły i mokry od łez ciągle cierpiącej blondynki, a do tego przepełniony ogromnym żalem i uczuciami, i których Joker wcale nie chciał czytać. Przynajmniej nie teraz. Zielonowłosy niejednokrotnie chwytał się za głowę zagłębiając w list coraz bardziej. Bał się tego co mógł znaleźć na końcu.

"Biłeś ją, poniżałeś i traktowałeś jak śmiecia przez ostatnie sześć lat kiedy byliście razem. Szkoda, że nie miałeś na tyle odwagi, żeby powiedzieć jej, że jesteś pierdolonym pedałem, którego kręci niedorzeczny nietoperz. Jesteś wstrętny."

Podejrzewał, że autorką ostatnich, kilku linijek była Ivy, która musiała jej towarzyszyć. Tego samego wieczoru zielonowłosy upijając się do nieprzytomności krzyczał w niebogłosy i głośno lamentując zastanawiał się dlaczego ze wszystkich kar jakie mogły go spotkać musiałobyć pokochanie swojego wieloletniego wroga. Cały czas udręczał się z tym co go spotkało. Nie mógł spać, stracił apetyt przez co schudł jeszcze bardziej. Zielonowłosy nie wyglądał na postrach Gotham jakim był jeszcze do niedawna. Przestał się malować, przestał nosić swój elegancki garnitur, kolorowe muszki czy też krawaty. Zielonowłosy nie miał pojęcia co powinien ze sobą począć. Nie miał siły, aby nad tym rozmyślać. Jego ludzie widząc, że ich groźny szef stał się bezradnym cieniem samego siebie odeszli zabierając łupy, z których zielonowłosy opłacał wszystkich tych ludzi, którzy zbywali Mrocznego Rycerza z tropu, a Joker nawet nie miał siły na to by się gniewać, by zrobić cokolwiek. Dawniej kazał by Harley uprać i dokładnie uprasować jego strój, potem wyczyścił by noże, a potem zabierając ze sobą drobny pistolet ruszył by do centrum mordując wszystkich, którzy choćby pomyśleli o tym, aby go zdradzić. Był zdesperowany, bardziej niż kiedykolwiek indziej, a tak właściwie nigdy, bo jeszcze nigdy nie było tak beznadziejnie jak teraz.
Tego wieczoru zielonowłosy pod osłoną późnej nocy przemknął przez ulice Gotham w końcu docierając pod klub Pingwina. Huczna muzyka nakręcała jeszcze bardziej wszystkich tańczących i głośno bawiących się ludzi. Zielonowłosy przyszedł tu bez makijażu, bez swojego kolorowego, eleganckiego garnituru, którego niegdyś tak bardzo uwielbiał. Tak bardzo pragnął aby tamte spływające krwią czasy nareszcie wróciły wszystko przywracając do normy.
W końcu kiedy stanął pod drzwiami gabinetu głośno rozmawiającego przez telefon Oswalda zawahał się stając w miejscu i ostatecznie w pośpiechu wychodząc z klubu tylnym wyjściem. Chciał go prosić o radę, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że niegdyś pingwina również zadręczały podobne problemy i wewnętrzne rozsterki. Sercowe, te najgorsze, te najbardziej plugawe, których nie dało się wyleczyć żadnym cholernym sposobem. Zwątpił obawiając się, że Oswald mógłby nie potraktować jego słów poważnie. Mógłby rozgadać to zupełnie wszystkim, zrobić z tą informacją co tylko zechce, a Joker nie potrzebował śmiejącego się Gotham na jego smutno spuszczonym w dół zgarbionym karku. Miał dosyć tego, że ciągle musiał się męczyć, że pomimo tak długich i stałych przemyśleń nie potrafił znaleźć rozwiązania, które cokolwiek zmieniłoby na lepsze. Poddał się. Nie miał siły by robić to dłużej.
- Jak dobrze, że w tym pieprzonym harcerstwie nauczyłem się jak zawiązywać supły. - westchnął smutno pod nosem przez chwilę wspominając swoje ogarnięte mgłą dzieciństwo. - Przynajmniej... Przynajmniej w końcu na coś się przyda.

❝𝑩𝒂𝒕𝒋𝒐𝒌𝒆𝒔 𝑻𝒂𝒍𝒆❞ || 𝑱𝒐𝒌𝒆𝒓 & 𝑩𝒂𝒕𝒎𝒂𝒏 ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz