Rozdział 1

121 11 37
                                    

Obudziłam o świcie słońca, tak jak to miałam w zwyczaju. Za cholerę nie chciało mi się wstawać, ale ścierwojady same się na upolują, nieprawdaż? Gomez, odkąd udowodniłam mu, że jestem więcej warta niż niektórzy z jego ludzi, stwierdził, że mam dla niego polować. Nie jest to coś co chciałam robić, ale lepsze to niż rozkładanie przed nim nóg w łóżku, jak robią to Velaya czy Sira. Szkoda mi ich, ale co poradzić, jeśli są słabe, to spotkał je taki los.

Przeciągnęłam się i wstałam z łóżka. Ekspresowo założyłam na siebie zbroję strażnika, taką jaką nosi większość ochrony Gomeza.
Zapięłam na plecach dwa miecze, uczesałam szybko włosy i wyszłam z pokoju. Wiele osób się mnie pytało na co mi dwie bronie, skoro jest to dodatkowy ciężar. Zawsze im wtedy odpowiadam, że w przeciwieństwie do nich wolę walczyć dwiema brońmi na raz i od razu milkli.
Na zamku było jeszcze cicho, większość mieszkańców w spokoju spała. Większość, ponieważ Kruk już krzątał się po parterze załatwiając swoje codzienne sprawy.

– Witaj Rose – przywitał się ze mną, gdy zeszłam po schodach.

– Dzień dobry – uśmiechnęłam się do niego. Kiedyś myślałam, że jest podłym skurwielem, ale ofkryłam, że w porównaniu do Gomeza jest miły.

– Miłego polowania – również posłał mi miły grymas i wrócił do swojej pracy. Gdy wyszłam z budynku w twarz uderzyło mnie przyjemne, chłodne powietrze. Spojrzałam w niebo. Było w miarę pogodnie, chociaż zanosiło się na deszcz. I oczywiście, Bariera co jakiś czas przypominała o swojej obecności. Nienawidzę Rhobara za to, że kazał ją stworzyć. Przeklęte więzienie! Ciekawi mnie jak on by się czuł zamknięty w takim miejscu jak to.
Opuściłam Wewnętrzny Pierścień po drodze witając się z Thorusem, który także już był na nogach. W obozie było jeszcze bardzo cicho, co było mi bardzo na rękę. Nienawidzę kiedy jacyś śmierdziele zwani kopaczami, lub niektórzy cienie mnie zaczepiają. Oczywiście, nie wszyscy, bo tacy jak Scatty czy Rączka są w porządku. Tak samo Diego, on jest dobrym przyjacielem. Kiedyś uratował mnie przed zębaczami bo trochę za daleko zapuściłam się w las i się rzuciły na mnie. Od tamtego momentu, codziennie spędzamy wieczorem czas opowiadając sobie różne historie przy ognisku.
Opuściłam obóz północną bramą i poszłam na drugą stronę mostku, do lasu. Krótki spacer i dostrzegłam ścierwojady i kretoszczury, gdyż zwierzęta te nie mają żadnego rodzaju kamuflażu. Po cichu wyjęłam miecze i zaczęłam się skradać do grupki czterech stworzeń, po dwa z każdego rodzaju. Gdy byłam w połowie drogi, nagle jeden ze ścierowadów musiał mnie wyczuć, bo podniósł łeb i mnie zauważył. Całe szczęście, że nie jestem nowicjuszką i umiem reagować w takich sytuacjach. Krótka walka, zręczne unikanie ciosów tych niemądrych zwierząt i bez żadnego zadrapania obłowiłam się w spore ilości mięsa. Tak wyglądają zazwyczaj moje poranne polowania. Oczywiście, nie zawsze tak jest. Średnio dwa razy w miesiącu Gomez chce, bym przyniosła mu skóry wilków, więc muszę zapuszczać się nieco dalej w las. Czasami muszę zmieniać swoje miejsce do polowań, bo zwierząt jest za mało i idę do drugiego lasu,
Zabrałam najlepsze kawałki do ekwipunku i wróciłam do obozu. Zdziwiło mnie, że większość mieszkańców już wstała, bo ledwo słońce zdążyło zagościć na niebie. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam w stronę bramy do wewnętrznego pierścienia.

– Witaj Rose – usłyszałam za sobą ciut zaspany głos Diego. Uśmiechnęłam się i odwróciłam do niego.

– Witaj Diego – przywitałam się.

– Polowanie udane?

– Tak – skinęłam głową. – Dwa ścierwojady i tyle samo kretoszczurów, więc całkiem całkiem.

– Racja – przytaknął. – Właśnie, Kruk był tu przed chwilą i prosił bym przekazał ci, że musisz się stawić w zamku tak szybko jak to możliwe.

Gothic: Tajemniczy List (tytuł roboczy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz