-make a fucking choice-

530 33 4
                                    

Sebastian
Trzymałem jej rękę w swojej. Miała taką filigranową dłoń. Mogłem z niej odczytać, że się bała. Jej drobne ciało było pod wpływem lęku. I na pewno chciała być teraz w innym miejscu. Tam gdzie nie było mnie, najpewniej też tam gdzie nie było tego domu. Chciała być daleko stąd, i na pewno myślała o ucieczce, myślami była dużo dalej.
Nie wiem czy spała, czy po prostu się przyzwyczaiła. Najpewniej spała. Dobrowolnie nigdy by tu nie była.
Leżeliśmy pod drzwiami. Nadal byłem wściekły, złość ze mnie nie zeszła, ani wcale. Nie uważałem że przesadziłem, nie uważałem że zrobiłem zbyt wiele. Zasłużyła. Jak mogłem puścić ją wolno? Skoro chciała odejść. Jak mogłem pozwolić, aby mnie opuściła? Nie chciałem, żeby wyszła. Bo gdyby wyszła, już nigdy by nie wróciła.
Złapałem jej nadgarstki i przywiązałem do jednej nogi biurka. Nie mogła się ruszyć. Nadal spała, a gdy wstałem poruszyła się niespokojnie. Ale nadal była w swoim świecie. W jej świecie, gdzie jej nie zamknąłem, nie związałem. Gdzie być może była wolna. Nie czułem złości na siebie. Wiedziałem że robiłem dobrze. I wiedziałem że jest to niedorzeczne. Nie czułem żeby było jakiekolwiek inne wyjście z tej sytuacji. Nie uważałem że mógłbym postąpić w jakikolwiek inny sposób.
Kiedy się obudziła, mogłem doskonale dojrzeć jej stan. Była smutna, ale to mnie nie przerażało. Przerażało mnie jej spojrzenie, największe i najbardziej wystarszona oczy, jakie dane mi było ujrzeć. Jedynym co zrobiła, po dostrzeżeniu mnie, było wycofanie się w głąb pokoju. Była ofiarą, i nie mogłem wyzbyć się myślenia, że była nią zawsze. A ja zawsze miałem nad nią władze. Zawsze decydowałem o wszystkim. I mimo że kiedyś tak nie było, było inaczej, nie czułem się winny. Po prostu, po ślubie do tego dochodzi. Po ślubie ludzie się zmieniają, to nie było czymś na co miałem wpływ.
- Nie życzę sobie, abyś rozmawiała z tym chłopakiem kiedykolwiek więcej. Rozumiesz? - po moich słowach, natychmiast pokiwała głową. Była w obawie. - Użyj słów.
- Tak, rozumiem - i choć wiedziałem, że nie mówiła z serca, a jej słowami kierował strach, czułem satysfakcję. Podporządkowałem ją sobie, a od tego nie było nic lepszego. Chciałem żeby wreszcie nauczyła się mnie słuchać.
- Cudownie - mruknąłem, bez cienia uśmiechu. Byłem nabuzowany, nie było powodu, aby udawać.
Pomyślałem o Tylerze i Rose, a więc się dowiedzieli. Tyler na pewno to zrozumie, ale Rose? Rose na pewno uspokoi jej mąż. Nie miałem powodów do stresu.

Isaac
Nie byłem do końca pewien co takiego robiłem pod domem Grace. Nie mogłem wiedzieć co dokładnie się stało, bolała mnie głowa. Jednak powoli zdawałem sobie sprawę, co takiego miało miejsce. Powoli dochodziło do mnie jak głupio się zachowałem. I choć miałem nadzieję że to wszystko jest nieprawdziwe, musiałem przyznać, że stało się naprawdę. Grace nie zechce mnie już nigdy więcej zobaczyć. I nie mogłem jej za to winić.
Skierowałem się do domu, z krótką myślą, że naprawdę jestem uzależniony. Z myślą, że naprawdę przestałem to kontrolować. Kurwa mać!
- Kochanie, wrócił! - krzyknęła mama z dołu. Pewnie do ojca. Mogłem wyczytać z ich twarzy, że nie było zadowoleni. Tak, wróciłem nad ranem. - Pomożemy tej dziewczynie - szepnęła do mojego ucha mama. Spojrzałem na ojca. - Powiem mu, i będzie musiał się zgodzić.
Tak, moja matka była dobrym człowiekiem. Lubiła pomagać i podejmować uczciwe decyzję. Pewnie dlatego ojciec nie chciał jej w biznesie. No cóż, nie dała mu wyboru, więc została w firmie. Była jedynym szlachetnym pracownikiem. Wszyscy oszukiwali, oprócz mamy.
- Co to za wracanie o późnych godzinach? Synu, matka umierała z nerwów..
- Wiem, tato, ale marzy mi się tylko spanko. Idę się położyć - oznajmiłem, zostawiając ich na korytarzu. Jednak zanim pojawiłem się w łóżku. Na schodach zatrzymał mnie Mark. Spojrzał mi głęboko w oczy. Wpadł kiedyś w nie jedno bagno. Wiedziałem o co mu chodziło. Już nie raz mnie wyczuł. Już nie raz złapał mnie na kłamstwie. I mogę szczerze powiedzieć, że wiedział on o wiele więcej o mnie niż moi właśnie rodzice.
- Nie masz nad tym kontroli chłopcze. Musisz przestać, albo będę zmuszony powiedzieć rodzicom - nie dał mi żadnego pola do obrony. Po prostu mnie z tym zostawił.

Grace
I już nie pamiętam co niegdyś robiliśmy razem, o czym rozmawialiśmy, z czego się śmialiśmy. Nie pamiętam jaki był Sebastian, nie pamiętam co lubił, a czego nie. Po prostu wiedziałam, że kiedyś go kochałam. Że kiedyś on kochał mnie.
- Zostawię Cię z moją mamą - oznajmił, całując mój policzek, ale się wywinęłam. Nie chciałam aby mnie całował. Wyszedł, z trzaskiem drzwi, zamykając je na klucz. Nie było innej drogi ucieczki. A więc siedziałam. Chyba w bezruchu. Musiałam dokonać pierdolonego wyboru, czy zostać tu, czy uciec. Chciałam żyć, a nie umierać, w torturach. Byłam uwiązana, a chciałam pożyć. Poczuć. Wypłynąć na głębokie wody.
Mama Sebastian'a nie przyszła tak prędko. Znając ją musiała wydać tysiące pieniędzy, zrobić pedi i dopiero wtedy przyjść tu. Nie przepadałam za nią. Może dlatego że tak bardzo rozbiła się ode mnie. Twarda. Silna. Samowystarczalna.
Spojrzałam w stronę przedpokoju. Stała na nim pani Stan. Ale była inna. Na jej twarzy świeciły się dwa wielkie siniaki. Z nosa ciekła jej solidna porcja krwi. Szybko pobiegłam po mokrą szmatką i mrożonki. Wyglądała strasznie, gdy starłam jej krew z twarzy.
- Co się stało? - zapytałam, przykładając mrożony szpinak do jej policzka.
- Myślę, że w twoim towarzystwie nie muszę udawać. Mój mąż mnie leje - usiadła odkładając zimne opakowania - Ciebie leje mój syn, więc obie znamy się na rzeczy.
- Skąd..?
- Naprawdę ten pomarańczowy podkład ci nie pasuje na twarzy, a na nadgarstkach wygląda jeszcze gorzej.
- Po prostu..
- Tak, tak.. Sebastian się rozgniewał. Słuchaj, nie jest to dla mnie łatwe, bo to mój syn. Ale powinnaś go zostawić, puki jeszcze masz szansę - jak to powiedziała, to nawet wydało się łatwe. Ale potem zmierzyłam się z rzeczywistością.
- A jak mu to powiem?
- Kochanie, odchodzę - uśmiechnęła się. - Nie, żartuje, jak tak powiedziałam to wyrwał mi chyba większą połowę moich włosów.
- Seb jest pogubiony..
- Nie licz, że się zmieni, nie bądź głupia - warknęla, wstając - Nie bądź, mną.
Jej pewność dodawała pewności mi. Była tak ułożona, to było dla mnie nierealne że ona też przez to przechodzi. Nie rozumiałam jak mogłam to przeoczyć. Jak mogłam nie zauważyć jej stresu przy mężu. Jak traciła całą swą pewność, gdy tylko łapał ją za ramię.
- Gdzie masz walizki? - zapytała, a ja nie byłam pewna jak zareagować. Naszły mnie wątpliwości. Gdzie miałabym się podziać? Nie miałam dokąd odejść. - Mam dla ciebie sporą sumkę. Starczy na długi pobyt w hotelu - dodała jakby czytając w moich myślach. Nie chciałam brać jej pieniędzy, ale nie miałam ani grosza.
- Dlaczego tak bardzo chcesz pomóc?
- Dla satysfakcji. Będę wiedziała, że przynajmniej jednej z nas udało się odlecieć. I gdy będzie mnie bił, będę myślała o tobie.

disobey/s.stanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz