-let me out-

505 26 1
                                    

Grace
Siedzieliśmy w ciszy. To znaczy ja siedziałam w ciszy, a oni rozmawiali. Oni, miałam na myśli moi przyjaciele. Byłam obok nich, i czasem warto zdać sobie sprawę, z tego że ludzie z którymi żyjesz, nie są ludźmi dla których żyjesz. Ale dla mnie nie było to aż tak brutalne, ja nie miałam ludzi dla których chciałabym żyć. Nie miałam żadnych ludzi, oprócz tych, tutaj. Których nie znam i nie rozumiem. Czasem warto zdać sobie sprawę, że nie jest się samemu, a czasem lepiej wiedzieć że jest się jedynie jedynym człowiekiem który za nami stanie.
I nie jadłam, bo Sebastian tego nie chciał. I nic nie mówiłam, bo wiem że też tego nie chciał. Nie wiem czy było cokolwiek co mogłabym powiedzieć w tej chwili. Nie chciałam mówić nic. Mogłam szeptać, ale mojego szeptu nie słyszał nikt.
- Oglądałeś mecz? - zapytał Tyler, szperając w lodówce. Sebastian nie słuchał go, był skupiony na mnie. Jego oczy mi wyrażały niechęć. Byłam dla niego obca. On dla mnie też.
- Nie oglądałem - westchnął. Tak, Sebastian nigdy nie oglądał meczy. Nie był jak typowy facet. Był zajęty pracą, domem i tym co się w nim działo.
- Żałuj, 3:0, dla nas - Tyler był dużo prostszy. Dla niego liczyła się Rose i piłka nożna.
Wstałam od stołu. Wiedziałam, że nie zrobi sceny, i nie nie powstrzyma. Nie przy wszystkich, do tego by się nie posunął.
Musiałam się uspokoić. Odejść na chwilę od tego stołu. Od udawania.
Nabrałam wody w dłonie i przemylam sobie twarz. Westchnęłam, patrząc na dwoje odbicie. Rany zdążyły się zagoić, ale moje żebra nadal były w takim samym stanie i nadal bolały. Mimo lekarzy, którzy chyba po raz pierwszy mieli ze mną kontakt. I na pewno mnie zapominają, jako ofiarę przemocy domowej.
Klamka od drzwi drgnęła. Spojrzałam przerażona i wycofałam się w głąb pomieszczenia. Po mojej twarzy spływały krople wody. W drzwiach stał Tyler, zamknął za sobą drzwi. Ledwo słyszalnie. Podszedł do mnie, a ja nie miałam pojęcia co tu robi. Po co przeszedł
- C-co ty? - zapytałam, widząc że nie zatrzymywał swoich ruchów. Nadal szedł w moim kierunku. Złapałam się umywalki, aby zachować równowagę. Nogi mi się trzęsły.
- Nie rób z Sebastian'a frajera - warknął, łapiąc mnie za koszulkę. Widziałam że się zezłościł. Jego twarz nabrała czerwonego koloru. O czym on mówił? - Nie jestem idiotą, wiem co tu się dzieje. I chcę żebyś wiedziała, że widocznie sobie zasłużyłaś na to wszystko. - patrzył na mnie zły. Jego usta się zaciskały. Mówił wprost w moją twarz, bez grama emaptii. Byłam jedynie przedmiotem. - Zbieraj się i przestań robić przedstawienie. Nie jesteśmy w pierdolonym teatrze.
Gdy wyszedł, nie byłam w stanie uspokoić swojego oddechu. Bałam się, jak cholera. Wiedział o wszystkim? I nie robił nic. Wiedział i po prostu pozwalał sobie być świadkiem. Był niewinny, nie robił nic złego, po prostu nie reagował. Miał do tego prawo.
- Co tak długo, Grace? - zapytał Sebastian odsuwając mi krzesło. Spojrzałam na Tyler'a. Obserwował każdy mój ruch. Chciał mieć pewność że nie zrobię nic głupiego.
- U-m, źle się poczułam - wyjaśniłam. Byłam ciekawa czy uda zatroskanego męża. Ale nie, nie udał. Bo było już po wszystkim, udawanie się skończyło. Wiedzieli wszyscy. I nie robili nic.
- Może powinnaś się położyć - zaproponowała Rose. Chciało mi się śmiać, Sebastian nigdy by na to nie pozwolił. I chciał odmówić, ale zatrzymało go uderzenie drzwi wejściowych. Bałam się spojrzeć w górę. Bałam się kogo w nich zobaczę.
- Wyjdź - Sebastian wstał nawet nie siląc się na złość. Był zmęczony i po prostu wskazał Isaacowi drzwi.
Stal tam, mokry od deszczu, z włosami we wszystkich możliwych kierunkach. Jego niebieskie oczy, nie wyglądały jak zwykle. Były inne.
- Przyszedłem po Grace - mówiąc to, śmiał się. Wiedziałam już co było nie tak. Był na haju, wiedziałam że to nie był alkohol. Bo alkoholu byłoby inaczej. Nie byłby tak dziwny.
- Słucham? - Sebastian aż się zadławił. Zakaszlał. Głos ugrzązł mu w gardle. Spojrzał na mnie. - Czy możesz mi to wyjaśnić? - zapytał. Rose dotknęła mojego ramienia, ale ja się odsunęłam. Nie chciałam robić sceny. Tyler wyglądał na zaskoczonego. Na pewno się tego nie spodziewał. - Zapytałem, czy możesz mi to wyjaśnić? - nadal był spokojny, ale wątpiłam że potrwa to długo. Podbiegł do mnie i zacisnął swoje dłonie na moich ramionach. Ściskał i rozluźniał.
Nie było nic co mogłabym mu odpowiedzieć. Nie mogłam niczym go uspokoić. Wpadłby w szła, prędzej czy później. Isaac wciąż stał w drzwiach, i wydawał się w innym świecie. Co parę chwil śmiał się. Na pewno nie był świadom do czego dopuścił. Na pewno nie spodziewał się że jego haj, tak wszystko spieprzy. Wiedziałam, że będzie żałował i nie mogłam się na niego złościć. Nie wiedział co robi.
- Ile mam czekać na Twoją odpowiedź!? - krzyknął odrzucając mnie na podłogę. Rose usiadła przy mnie. Nie spodziewała się tego. Mogłam ujrzeć w jej oczach strach i niedowierzanie. Chciało mi się śmiać.
- Znalazłaś sobie fagasa-ćpuna? - zapytał, trząsł się cały w nerwach. Rwał włosy, wściekły. Nie potrafił się uspokoić, choć widziałam jak bardzo się starał. - Zostaw ją! - krzyknął do Rose. Wyglądała jakby chciała powiedzieć ale - i nie powiedziała. Posłusznie wstała. A gdy Sebastian kazał im wypierdalać, właśnie to zrobili. Żałowałam że ludzie nie są odważni i nie potrafią pomagać. Ale żal mogłam mieć jedynie do siebie.
Stanął nade mną. Miał przewagę.
- Hej, zostaw ją! - ryknął Isaac, ale chyba już zapomniał po co tu przyszedł. Znowu zostałam sama. I chciałam płakać, chciałam uciec, odejść. Ale nie mogłam, bo zostałam z nim sam na sam. Nikogo już tu dla mnie nie było. Nikogo.
- Wyjdź - powiedział nieco zażenowany Sebastian. Isaac nieco drgając i podrygując, wyszedł. Śpiewał pod nosem i uśmiechał się. To było straszne. Nie było już nikogo. Nikogo!
Znów zaczęłam się bać i straciłam pewność siebie. Mógł mnie skrzywdzić, w sposób przed którym mnie ostrzegał. Och, Isaacu, co narobiłeś?
- Znasz go? - zapytał, ale już znał odpowiedź. Nie miałam ochoty ani na niego patrzeć, ani mu odpowiadać. Skuliłam się, odczuwają ból dużo większy i boleśniejszy, prawdopodobnie w okolicy serca. Nie wiedziałam kim jest człowiek stojący nade mną. Nie miałam pojęcia z kim mam doczynienia.
- N-nie, j-ja nie wiem kim on jest - wiem że nie było najmądrzej kłamać. Ale tak bardzo bałam się wyznać prawdę. Bałam się powiedzieć mu k bałam jego jego reakcji. Tak bardzo.
- Nie okłamuj mnie! - krzyknął. Mogłam widzieć w jego oczach strach. Mogłam poczuć jego ból i smutek. Nie chciałam go zasmucać.
- Nie, ja nie..
- To jak do kurwy poznał twoje imię? Kurwa, jak?! - darł się. Kopnął moje ciało, skulone i obolałe. Chciał mnie skończyć. Czułam jakbym już nie żyła. Czułam obojętność. Cokolwiek chciał zrobić, naprawdę nie miało większego znaczenia dla mnie. - JAK? - wykrzyczał, uderzając moimi ramionami o podłogę. Bałam się go. Bałam się tego co mógł zrobić. Jego oczy badały każdy mój krok. Drżałam, dociskana do podłogi. Nie wiem ile to trwało, ale gdy przestał widziałem jego łzy.
- Dlaczego nie możesz się słuchać? Dlaczego nie możesz być grzeczna? - płakał i krzyczał na mnie. Zawisł nade mną. Nie widziałam co ze mną robił, nie czułam go. Wyłączyłam się. Jego usta śledziły moją skórę. Chciałam go odepchnąć, ale brakowało siły, brakowało pewności. Dociskał mnie do siebie. Brzydziłam się go w tej chwili.
- Dlaczego nie chcesz? - zapytał trącając mój policzek nosem. Próbował utorować sobie wejście do moich ust. Chlipnęłam.
Być może opamiętał się, ujrzawszy moje łzy. Dopiero, gdy było za późno.
Dotknął mojego policzka. Być może to niego to dotarło. Być może po prostu przestał chcieć, stracił ochotę.
- Dlaczego.Nie.Chcesz? - wypluwał słowa. Płakałam coraz głośniej i ciężej mi się oddychało. - Naprawdę sadzisz że jak zapłaczesz to wszyscy ci się podporządkują?! - ryknął. Zabawne, dam miał łzy na swojej twarzy. Ale jego były z innego powodu. Był hipokrytą, mimo wszystko, był nim.
Nadal milczałam. A on podszedł do drzwi i zakluczył je. A więc, teraz naprawdę jestem zamknięta. Teraz naprawdę nie mam drogi ucieczki. Podbiegłam do drzwi. Mogłam wcześniej pomyśleć o ucieczce. Mogłam być mądrzejsza.
- Wypuść mnie! - wydarłam się, waląc w drzwi pięściami i histerycznie szarpiąc się z klamką. Ani drgnęła. Wiedziałam, że to nic nie zmieni, ale nie potrafiłam puścić klamki. Musiałam się z nią siłować, bo wtedy nie traciłam nadziei. Tylko wtedy jak próbowałam. Musiałam próbować.
- Chcesz iść do niego? Chcesz się z nim pieprzyć? - patrzył na mnie z niedowierzaniem. Rzygać mi się chciało, padłam bez siły na podłogę. Zimne kawałki uderzyły w moje ciało. Byłam zniszczona. A on niszczył się ze mną. I tak trwaliśmy, w bólu, w cierpieniu, bez ciepła, bez miłości. Prawdopodobnie bez jakichkolwiek uczuć. Tak trwaliśmy.
- N-nie, ja ledwo go znam.. to nikt - bolało że tak myślał. Bolało, że uważał że go zdradziłam. Przecież mnie znał, wiedział że nie jestem taka. A może nie znał? - Po prostu mnie wypuść, proszę, proszę - płakałam, ale to nie zmieniało niczego.

disobey/s.stanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz