Zakończenie nr. 1

6K 180 134
                                    

"There's no time for us

There's no place for us

What is this thing that builds our dreams

Yet slips away from us?" - Queen


- Jesteś gotowa? - Ciepły głos ciemnowłosego mężczyzny dobiegł do jej uszu, gdy zapinała zimowy płaszcz i wciągała czapkę na głowę.

- Tak, sprawdzałeś, czy Scorpius ma dobrze założone buty? - Zagadnęła ze śmiechem, gdy Teo podniósł jej syna do góry i skinął głową widząc, że wszystko się zgadza.

- Tato, przecież umiem zakładać buty, lepiej sprawdź Nicka... - Obrażony głos blondwłosego chłopca rozległ się w holu ich dużego domu.

- Okej, Nickolas, chodź tu. - Sięgnął po młodszego chłopca, który z kolei miał ciemne włosy i piękne granatowe oczy. - Tu też wszystko gra.

Wyszli na piękny lutowy sobotni poranek i przechadzali się polną drogą trzymając się za ręce widząc jak dzieci tarzają się w śniegu i rzucają w siebie śnieżkami.

- Jak się czujesz? - Theodor zagadnął ją z czułością i przyciągnął do siebie kładąc dużą dłoń na jej okrągłym brzuchu.

- Dobrze... Chyba powinniśmy już zakończyć produkcję, nie sądzisz? Jestem za stara na rodzenie dzieci...

- Przestań, ile Ty masz właściwie lat? Trzydzieści? - Zaśmiał się widząc jej krzywą minę.

- Ogarnij się, Nott.

- Dobrze, Nott. - Odparł z uśmiechem i rzucił śnieżką w Scorpiusa, który skrzywił się i wyglądał niemal identycznie jak Draco, gdy mierzył swojego przybranego ojca stalowym spojrzeniem.

Hermiona westchnęła cicho, gdy dotarli na cmentarz i ujrzeli Narcyzę z Henrym, którzy pochylali się nad grobem Dracona.

- Dzień dobry. - Przywitała się widząc jak twarz kobiety rozjaśnia uśmiech.

- Dzień dobry, kochanie. - Pani Stanfield ucałowała jej policzek i zamknęła chłopców w uścisku.

- Cześć, babciu. - Scorpius wtulił się w nią z miłością, a jego młodszy brat poszedł za jego śladem, nie wiedząc do końca, że Narcyza nie była jego prawdziwą babcią. Miał jednak dopiero cztery lata, więc nikt nie miał mu tego za złe.

- Wszystkie wnuki moje są. - Starsza blondynka zażartowała całując policzek Teo.

- Nie wierzę, że to już tyle czasu... - Była Gryfonka ścisnęła dłoń męża wspominając blondwłosego mężczyznę, który nadal zajmował specjalne miejsce w jej sercu.

- Malfoy pewnie świetnie się tam bawi. - Nott rzucił z uśmiechem. - Pewnie wymienia uprzejmości ze Snapem, zawsze się lubili...

Hermiona zaśmiała się cicho i po chwili usłyszeli ciche pytanie Scorpiusa:

- Mamo, myślisz, że tata jest tam szczęśliwy?

Kasztanowłosa kucnęła przed synem, który nie miał niestety szczęścia poznać swojego biologicznego ojca, bo urodził się osiem miesięcy po jego śmierci. Nie wiedziała, że jest w ciąży, gdy żegnała się ze swoim ukochanym, ale to dziecko, właśnie to dziecko dało jej siły do życia, gdy Draco odszedł z tego świata. Gdyby nie ono, niechybnie by zwariowała.

- Myślę, że tak. Patrzy na nas i cieszy się naszym szczęściem. - Odparła głaszcząc jego policzek i tonąc w stali jego oczu, którą tak doskonale pamiętała.

- Nawet Nicky'ego? - Zapytał złośliwie.

- Oczywiście. Twój tata kochał wszystkie dzieci. - Odpowiedziała pewnie i wyprostowała się, czując jak mieszkaniec jej łona kopie delikatnie.

- Muszę usiąść. - Mruknęła, a Teo poprowadził ją do pobliskiej ławki i usiadł obok niej cały czas trzymając ją za rękę czując, że z każdym dniem kocha ją coraz bardziej.

Przyrzekł Malfoyowi zająć się nią po jego śmierci - pewnie nie do końca mu chodziło o spłodzenie z nią syna i ślub, ale po tym jak urodził się Scorpius był przy niej cały czas. Wspierał ją, pomagał i czuwał, więc nie mogła go nie pokochać. Z Laurą w końcu też doszli do porozumienia i teraz nawet potrafili spotkać się we wspólnym gronie bez żalu. Zwłaszcza, że jego była żona szybko znalazła pocieszenie w ramionach kolegi z pracy - Seamusa Finnigana. A jego synowie z pierwszego małżeństwa całkiem szybko zaakceptowali jego nową rodzinę. Charles cały czas po cichu liczył, że jego macocha jakoś wciągnie go do Ministerstwa. Co z tego, że miał dopiero czternaście lat. Uwielbiał ją i uważał, że jako była Minister Magii jest w stanie załatwić wszystko.

- Idziecie z nami do Potterów? - Hermiona zagadnęła Henry'ego, którego lekko pomarszczona twarz wciąż była przystojna mimo że jej wujek niedawno świętował siedemdziesiąte urodziny.

- Oczywiście Mim, Harry nigdy by mi nie wybaczył, gdybym nie wypił za zdrowie jego... Czwartego syna?

Roześmiała się i sięgnęła palcami do dłoni męża. Był dla niej niczym oaza spokoju i komfortu.

Kochała go. Nie tak bardzo jak kiedyś kochała Dracona, ale miłość do Theodora była wystarczająco silna by nie mogła się bez niego obejść na co dzień.

- Czeka nas popołudnie ze zgrają dzieciaków... - Mruknął pod nosem. - A myślałem, że moglibyśmy zostawić chłopaków i zniknąć na chwilę...

- Theodorze Nott, jesteś nienasycony! - Parsknęła mu do ucha i pocałowała jego słodkie usta.

- Gdy jesteś taka okrągła strasznie mnie podniecasz... - Wyszeptał jej do ucha, a ona pacnęła go w ramię wiedząc, że się zgrywał.

Niedługo potem pojawili się w domu Ginny i Harry'ego zastając tam niezły chaos.

- Merlinie, skąd tu tyle dzieci? - Teo rzucił z rozbawieniem widząc jak w salonie rozsiadła się niezła grupa. Był tam siedmioletni James Potter, jego pięcioletni bracia bliźniacy - Syriusz i Remus, syn Rona i Dafne - prawie siedmioletni Fred, Stephan - dziewięcioletni syn Zabinich no i Scorpius z Nickiem. Johnny, Charles i Aria byli w Hogwarcie i mieli wrócić do domu dopiero na Wielkanoc.

- Och, jaki jesteś piękny... - Hermiona rzuciła z czułością widząc tobołek w objęciach Harry'ego. - Cześć, Albusie. - Przejechała palcem po twarzy chłopczyka, który miał niecały tydzień.

- Pamiętam jak Jamesa nazwałaś gnomem ogrodowym... - Potter rzucił z rozbawieniem podając rękę jej mężowi.

- A patrz na jakiego przystojniaka wyrósł. - Odparła ze śmiechem i przyjęła od Ginny filiżankę z herbatą.

- Jak się czujesz? - Pani Potter zagadnęła przyjaciółkę, gdy usiadły razem na kanapie. - Kiedy kolejny Nott pojawi się na pokładzie?

- Daję mu trzy, cztery tygodnie. To niewiarygodne, że tylko Blaise ma córkę. Same chłopaki...

- Będzie komu potem grać w quidditcha. - Ron dosiadł się do nich i posłał byłej żonie krzywy uśmiech.

Merlinie, tyle się zmieniło w ich życiu przez ostatnie lata... Miała wrażenie, że siedzi na jakiejś szalonej karuzeli.

- Kochanie, chodź, zobaczymy czy wciąż potrafisz cytować Historię Hogwartu z pamięci. - Jej mąż pociągnął ją za rękę do kuchni, gdzie lekko podpita grupa ludzi licytowała się o coś zawzięcie.

Pewne rzeczy jednak pozostały niezmienne. Na przykład to, że jej małżonek, Theodor Nott, pobudzał w niej całą możliwą złośliwość tego świata.

- Zaraz Ci pokażę, Ty dupku. - Mruknęła.

A potem wyrecytowała z pamięci cały pierwszy rozdział.

Twoja Na Zawsze // DramioneWhere stories live. Discover now