13.

6K 255 62
                                    

"Woah, we're half way there

Woah, livin' on a prayer

Take my hand, we'll make it I swear

Woah, livin' on a prayer" - Bon Jovi


Barbara Adams obudziła się tego dnia z jakimś dziwnym przeczuciem, co zdarzało jej się stosunkowo rzadko. Nigdy nie była dobra z Wróżbiarstwa, ale gdyby choć trochę wierzyła w takie bzdury, to mogłaby przysiąc, że los dawał jej jakieś znaki. Była jednak zbyt pragmatyczna by je zauważać.

Bo na przykład, gdy poprzedniego dnia grzebała głęboko w szafie znalazła bardzo stary ciemnozielony t-shirt z ledwo widocznym napisem na piersi - Slytherin Team.

Nie poświęciła mu za wiele uwagi, po prostu schowała go w czeluściach mebla i przeszła nad nim do porządku dziennego.

Gdy w końcu wygrzebała się z ciepłego łóżka i zerknęła za okno spostrzegła, że tej nocy musiało znowu napadać strasznie dużo śniegu. Samochód jej męża był ledwo widoczny spod ogromnej białej czapy mroźnego puchu.

- Wstajesz już, Barb? - Zachrypnięty głos Thomasa dobiegł do jej uszu, a ona z czułością zmierzwiła mu włosy.

- Muszę wziąć się za ten eliksir, wiesz, ten przywracający funkcje jelit do...

- Tak, tak. - Mruknął i zarzucił poduszkę na głowę. Nie chciał słuchać tego medycznego bełkotu.

Zaśmiała się cicho i ruszyła do łazienki.

Gdy udało jej się ogarnąć, co oznaczało ubranie się we flanelową ciepłą koszulę w kratę i luźne jeansy i spięcie czarnych prostych włosów na czubku głowy, skierowała swoje kroki do kuchni by zrobić sobie kawę.

Jej dom był niemal cały mugolski - w końcu wyszła za mąż za Mugola, ale dół ich jedno piętrowca stanowiła jej pracownia, gdzie wszystko było dozwolone. Tom nie zapuszczał się tam za często, bo magia w większości przypadków go przerastała i przytłaczała.

- No to robimy kawkę... - Zamruczała do siebie i włączyła mocno już sfatygowany ekspres, który zabuczał głośno. Po chwili rozkoszny zapach kawy rozbiegł się po kuchni.

- Zobaczmy, co dzisiaj jest w planach... - Powiedziała do siebie, co dość często jej się zdarzało.

Pani Adams była naprawdę specyficzną osobą o uroczym usposobieniu, ale dla większości ludzi uchodziła za dziwną, a czasem nawet dziwaczną. Dlatego z reguły pracowała w domu, pojawiając się w klinice świętego Gallura tylko raz w tygodniu. Nie lubiła jeździć do Ottawy, zbyt dużo tam dla niej było zamieszania i tłoku.

- Eliksir Haldena... Eliksir Yttiego... Eliksir Ashleya-Ulfiego... - Czytała na głos listę substancji, które musiała przygotować w najbliższym czasie, bo jej głównym zadaniem było warzenie eliksirów. Nie na darmo została Mistrzynią Eliksirów, Magomedykiem i Ekspertem od Magicznych Stworzeń. Była bardzo wszechstronna i miała ogromną wiedzę.

Kiedy po jakimś czasie usłyszała pukanie do drzwi, zupełnie je zignorowała, bo przecież musiało jej się tylko wydawać. Nikt o zdrowych zmysłach nie pojawiłby się na jej odludziu o tak wczesnej porze w środku tygodnia. Gdy jednak pukanie przeszło w walenie, zerwała się z kuchennego krzesła ze zdziwieniem i poszła otworzyć.

Nie spodziewała się, że przed jej drzwiami będzie czekał wysoki jasnowłosy mężczyzna o tak dobrze jej znanym stalowym spojrzeniu.

- Draco?! - Patrzyła na niego rozszerzonymi oczami i uchylonymi ustami.

Twoja Na Zawsze // DramioneWhere stories live. Discover now