~8~

50 5 0
                                    

    Kolejny pożółkły liść upadł wprost pod stopy bogini. Dołączył do niewielkiej kupki niepotrzebnych śmieci, przeznaczonych jedynie na wyrzucenie. W doskonałych krzewach róż nie było miejsca na elementy odróżniające się od harmonijnego piękna zielonych łodyg i krwistoczerwonych, delikatnych płatków kwiatów.
     Perfekcja była czymś, co Hera ceniła na świecie. Przywiązywała do niej często największą wagę. Osiągała spokój wyłącznie, gdy wszystko układało się w idealnym wręcz porządku. Nie pozwalała sobie nawet na najmniejszy błąd. Zdawała sobie sprawę z olbrzymich konsekwencji wywołanych pozornie nic nieznaczącą błahostką.  W jej życiu ani w jej otoczeniu nie było absolutnie miejsca na niedociągnięcia, pomyłki. 
   Każda akcja wywoływała reakcje.
   Nawet burza jej pięknych cynamonowych loków, choć niedbale spiętych złotymi nićmi na głowie, w swym nieładzie ukazywała cudowne mistrzostwo artystycznego chaosu.
   Gładką, podłużną twarz okalały mieniące się w świetle księżyca pukle. Reszta kosmyków zakrywała nagie plecy władczyni Olimpu.
    Przenikliwe, diamentowe oczy koloru jasnej szarości emanowały pełnią skupienia nad zadaniem.

   Kolejny niepotrzebny liść dotknął zielonej, krótkiej trawy. Bogini ujęła w jedwabiście miękkie palce jedną, ślicznie rozwiniętą róże, odrywając ją od reszty krzewu. Badawczo przyglądała się każdemu płatkowi rośliny.
   Hera usłyszała szmer za plecami. Powoli, dumnie uniosła głowę.

     — Czekałam twego przybycia  — powiedziała wyniośle.

   Przybysz stanął w pół kroku, kierując nieco zdziwione spojrzenie na kobietę. Najwyraźniej liczył, że zdoła zaskoczyć ją nim ona zorientuje się, iż nie jest sama w ogrodzie.

     — Witaj, moja pani  — przywitał się.

    Jego męski głos był niski, spokojny i pełen szacunku do królowej.
    Hera odwróciła się płynnie w jego stronę.  Zauważyła mężczyznę, kłaniającego się jej w pas. Uniosła pełne usta w subtelny uśmiech.

    — Chronosie  — dokończyła.

   Bóg czasu wyprostował się. Jego ciemne oczy napotkały oczy bogini. Podała mu ona swoją dłoń. Chronos ujął ją w swoje, całując delikatnie. Hera poczuła na skórze lekkie ukłucie kilkudniowym, czarnym zarostem rozmówcy.

     — Rozumiem, że spodziewałaś się mnie  — rzekł mężczyzna.

     — Jak najbardziej  — potwierdziła opiekunka małżeństw, kiwając głową.  — Cieszę się, że jesteś. Wiesz również po co, jak mniemam.

     — Po dzisiejszej Radzie Olimpu nie sztuką jest to odgadnąć  — zaśmiał się Chronos. 

     — Jednak liczyłam, że zawita do mnie nieco większe grono. 

     — Bez obaw. Nie są głupcami. Z pewnością niedługo też odwiedzą twe progi.

     — Mam taką nadzieję. Usiądźmy.

     Bóstwo czasu odsunęło się, przepuszczając kobietę. Pokazał dłonią na marmurową, długą ławkę stojącą kilka kroków od nich.
     Hera z gracją zajęła na niej miejsce, wygładzając różaną, jedwabną szatę. Poprawiła materiał spadający z jej ramion i zakrywający je w całości. Chronos swą umięśnioną posturą zbliżył się do niej, zajmując miejsce obok niej. Zakrył swój fioletowy chiton brunatnym płaszczem.
     Bogini obracając w palcach różę, skierowała wzrok na niewielką rzeczkę, pełną przejrzystej, czystej wody, której szum koił wszystkie negatywne emocje. 

    — Twój ogród wygląda jeszcze lepiej, niż gdy byłem tu ostatnio  — przyznał bóg.  — Wręcz idealnie się nim zajmujesz, Wasza Wysokość.

Pakt Wykluczonych || ZAWIESZONEWhere stories live. Discover now