Matylda i pies.

4 0 0
                                    

24.12.2019r.

Wstałam. Była godzina 6 rano. Wstałam z łóżka, umyłam się i ubrałam. Usłyszałam głos.
- Matylda, chodź do kuchni - krzyknęła mama.
- Dobraa, już idę... - powiedziałam.
Niezbyt lubię święta Bożego Narodzenia, no ale już zejdę do tej kuchni.

                                 ***

- Cześć, Matylda. Proszę, mogłabyś mi pomóc? Sama nie dam rady ogarnąć tej wigilii. - powiedziała mama.
- No dobra... - powiedziałam.

                                ***

Była godzina 18:30. Sprzątałam pokój, żeby nie było wstydu, gdy goście przyjdą.

                               ***

Godzina 19:00, siedzieliśmy cała rodziną z gości przy stole. Wszyscy rozmawiali, tylko nie ja. Jakoś niezbyt to lubię.
- Matylda, idź zobaczyć jakie dostałaś prezenty - powiedziała mama.
Poszłam pod choinkę, zobaczyć jakie prezenty dostałam. Zobaczyłam i wróciłam do stołu.

                              ***
22:00
Położyłam się do lożka.
- Dobranoc mamo, dobranoc tato. - powiedziałam.

                             ***
25.12.2019r.

7:30
- Wstawaj Matylda, już czas jeść śniadanie. Jedziemy dziś do babci i dziadka. - powiedziała mama budząc mnie.
- C-co..? Już 7? Ehh... dobra. - powiedziałam i wstałam z łóżka.
Ehh... co by tu ubrać. Jak zawsze nie wiem, ja to jednak mam problemy. - uśmiechnęłam się do lustra.
Dobra... niech będzie ta sukienka. Trzeba raz na rok jakoś wyglądać, co nie?
Zeszłam na dół do kuchni. Zrobiłam sobie kanapki z nutellą i poszłam do pokoju. Zjadłam.

                               ***
11:30
- Matyldaa, chodź do samochodu! Jedziemy! - krzyknęła mama.
- Dobraa, już idę! - powiedziałam.
Co by tu wziąć, przecież tam będą takie nudy. Dobra, wezmę ładowarkę do telefonu, powerbanka na wszelki wypadek i słuchawki.
Poszłam do samochodu.
- Wsiadaj i zapinaj pasy. - powiedział tata.

                                ***
11:55

Byliśmy już na miejscu. Wysiedliśmy ze samochodu. Zapukałam do drzwi. Otworzyła drzwi jakaś nieznajoma mi kobieta.
- Proszę, wejdźcie. - powiedziała.
Weszliśmy. Rozebraliśmy kurtki i buty. Usiedliśmy do stołu.
- Mamo, kim jest ta pani? Nie znam jej. - powiedziałam po cichu.
- Córciu, ta pani to twoja ciocia.
- Co? Naprawdę? Jak ja jej nigdy na oczy nie widziałam! - powiedziałam z zaskoczeniem.
Jadłam ciastka popijając herbatą.

14:45
- Mamoo, mogę wyjść na dwór? - powiedziałam.
- No dobra, ale uważaj na siebie. - powiedziała.
Ubrałam się i wyszłam z domu. Zauważyłam coś czarnego. Wyglądało to normalnie jak kupka węgla. Podeszłam do tego czegoś. Okazało się, że to malutki piesek. Pomyślałam, że ktoś go porzucił. Obok babci są tylko dwa domy, w żadnym z nich nie ma psa. Na pewno go ktoś porzucił! Nie bał się mnie, wzięłam go na ręce. Wyglądał jak malutka kuleczka.
- Ojeju, jaka malutka kuleczka. Skąd ty tu się wziąłeś, co?
Postanowiłam wrócić do domu z tą malutką kuleczką. Nie ma opcji, że ją zostawię, jest taka mała. Na dworze jest tylko 5°C, zmarzła by tam w nocy. Otworzyłam drzwi i zdjęłam buty.
- Co to jest?! - powiedziała mama.
- Mamoo, proszę, nie krzycz. Znalazłam ją na dworzu. Musiałam ją wziąć, ona jest malutka, zmarzła by tam na dworzu. - powiedziałam ze skutkiem na twarzy.
- Ehh... ile razy ci mówiłam, że żadnego psa nie chce widzieć na oczy?! - powiedziała mama.
- No ale zawsze przecież możemy ją oddać do schroniska... - powiedziałam że smutkiem.
Hmm, jak by ją nazwać? Może węgielek? W końcu wygląda jak taki malutki chodzący węgiel - powiedziałam do siebie.
- Matylda, chodź no tu z tym pieskiem. Dam mu jeść, na pewno jest głodny.
Poszłam. Wzięłam Węgielka z rąk na ziemię, żeby mógł na spokojnie zjeść.

                                  ***

Zbliżała się 15:35.
- Dobra, czas jechać do domu. Mamy robotę w domu jeszcze. - powiedziała mama.
Wsiedliśmy do samochodu.
16:00, dojechaliśmy do domu.
Poszłam do swojego pokoju z Węgielkiem. Ponawiam się z nim moim misiem. Poszłam do kuchni po jakąś miseczkę, w końcu musi z czegoś pić i jeść. Wsypałam karmę do miski i nalałam wodę do drugiej miseczki.
Przyszła mama.
- Jutro pojedziesz do schroniska. - powiedziała mama z uśmiechem na twarzy.
- Mamoo, ale ja nie chcę. Widzisz jaka ona jest cudowna? Będzie jej przykro jak będę musiała ją oddać.
- Nie słyszysz co mówię? Nie chce żadnego psa w domu, ile razy mam ci to powtarzać?! - powiedziala i wyszła z pokoju.
Zrobię wszytsko, żeby cię nie oddać. Muszę coś wymyśleć. Tylko, że ja mam szkołę. Jak ja będę miała ją schować gdy będę w szkole? Później o tym pomyśle, lepiej pójdę spać, jest już 23:10.

                                 ***

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 21, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Matylda i pies.Where stories live. Discover now