[EPILOG] Tak samo prawdziwy, jak nasza rodzina.

4.3K 263 130
                                    

{ rok później }

—  JiMinie  —  zagadnął Min, wchodząc do salonu.  —  To już drugie święta w twoim życiu, a ty nadal zachwycasz się choinką?  —  Uśmiechnął się, patrząc na hybrydę siedzącą nieruchomo przed bożonarodzeniowym drzewkiem. Było ogromne, główny element stanowiły ozdoby  —  złote i czerwone  —  oraz białe, migające światełka.

—  Jest piękna! Kocham magię świąt  —  zawołał, wstając z podłogi.  —  Czy ja czuję zapach gorącej czekolady?

—  Proszę.  —  Podał hybrydzie czerwony kubek zdobiony w białe bałwanki.  —  Z podwójną porcją pianek.

—  Czytasz mi w myślach  —  zachichotał blondyn. Usiadł na kanapie z kubkiem gorącej czekolady. Starszy troskliwie okrył go kocykiem, mając zamiar porozmawiać na bardzo poważny temat. Miał wątpliwości, jak Jimin przyjmie pomysł, który jakiś czas temu narodził się w umyśle YoonGiego.

—  Dlaczego tak mi się przyglądasz?  —  zapytał JiMin, uśmiechając się do Mina, który usiadł tuż obok.

—  Bo cię podziwiam. Z każdym dniem coraz to bardziej.  —  Pochwycił dłoń JiMina, po czym delikatnie ucałował jej wierzch.

JiMin odłożył kubek. Wygrzebał się spod koca, po czym zajął miejsce na kolanach YoonGiego. Przywarł do jego warg swoimi spragnionymi ustami, domagając się pieszczot, które sprawią, że tej nocy nie zaśnie tak prędko.

YoonGi z trudem oparł się temu wszystkiemu, czym JiMin podstępnie go kusił. Czuł, że jeśli dzisiaj nie powie mu, czego pragnie, już nigdy więcej się na to nie zdobędzie.

—  JiMinie, poczekaj...  —  Odsunął się, nie mogąc patrzeć na usta hybrydy — pełne i wilgotne od kilku namiętnych pocałunków.

—  Co się dzieje?  —  zapytał zmartwiony blondyn.
.
—  Nic, naprawdę. Po prostu... chcę porozmawiać... o czymś bardzo ważnym dla mnie...

JiMin zsunął się z kolan właściciela, czując... lekki strach. Nie wiedział, czego dotyczyć ma rozmowa, przez głowę przelatywały mu wszelkiej maści domysły.

—  Wiesz...  —  zaczął Min.  —  Nie sądziłem, że kiedykolwiek pokocham hybrydę, kiedyś uważałem te stworzenia za... No, nieważne. Teraz wiem, że to bardzo mądre i przyjazne istoty, posiadające ludzkie uczucia i emocje. Jesteś... najlepszym, co mnie w życiu spotkało, dopóki żyję, będę cię kochać najmocniej na świecie, a i po śmierci o tobie nie zapomnę...  —  Westchnął, zły na siebie, że krąży wokół tematu.  —  Rozgaduję się... Chcę, żebyś wiedział, że jesteś dla mnie najważniejszy i jeśli miałby pojawić się ktoś... jeszcze, to mam nadzieję, że---

—  Ktoś jeszcze?  —  wystraszył się JiMin.  —  Kogo masz na myśli?

—  Spokojnie. Ja... chciałbym zaadoptować jeszcze dwie hybrydy  —  wyjaśnił.  —  Ale dzieci!  —  dodał, by rozwiać wszelkie wątpliwości, jakie zaczęły dręczyć hybrydę.  —  Może... dwójkę?

Cisza ze strony JiMina zaczęła się przeciągać.

—  Dobrze, przepraszam... Wybiegam zbyt daleko w przyszłość, a ty pewnie potrzebujesz czasu. Zastanów się nad tym, mogę cię o to---

—  Yoonie, naprawdę?!  —  zawołał blondyn. Zeskoczył z kanapy, po czym przytulił się do lekko zszokowanego Mina.

—  To znaczy... zgadzasz się?  —  zapytał, obejmując swój największy skarb.

—  Czy ja się zgadzam? YoonGi, ja jestem zachwycony! Uwielbiam dzieci, w instytucie często opiekowałem się młodymi hybrydami, były takie rozkoszneee, aż się je chciało schrupać!  —  Roześmiał się, nie mogąc powstrzymać swojego entuzjazmu.  —  Adoptujmy dwóch chłopców, dobrze? Będę się nimi opiekował najlepiej jak potrafię, obiecuję.

~~~

—  Cieszę się, że macie zamiar adoptować te maluchy.  —  Jin uśmiechnął się do pary, która zajęła miejsce w jego gabinecie.  —  YoonGi, podpiszesz potrzebne dokumenty, a potem zabierzecie swoje maleństwa do domu.

—  Dziękuję, że nam pomagasz  —  powiedział JiMin.  —  Dzięki tobie ominęliśmy wiele zbędnych procedur.

—  Drobiazg. Te rozkoszne hybrydy zasługują na prawdziwą rodzinę.

—  Zapewnimy im wszystko, czego potrzebują.

Dylan i Dongmyeong  —  bo tak nazwali dwie pięcioletnie hybrydy  —  drzemały na wielgachnej poduszce, gdy cała trójka zajrzała do przytulnej, dziecięcej sypialni. JiMin podszedł do śpiących chłopców, tak bardzo nie chcąc ich budzić, w końcu wyglądały tak słodko, jednak chęć zabrania ich do domu już teraz była silniejsza.

—  Hej, wstajemyyy...  —  Pogłaskał po kocich uszach maleńkie hybrydy. Dylan pierwszy otworzył swe piękne, ciemne oczka. Spojrzał na JiMina, po czym uśmiechnął się i potrząsnął za ramię swojego nadal pogrążonego we śnie brata.

Dongmyeong uchylił powieki, mrucząc rozkosznie, więc JiMin wziął go na ręce, by zanieść do samochodu. YoonGi uczynił to samo z drugim chłopcem, który był już całkowicie rozbudzony. SeokJin zajął się bagażami.

Pięć minut później cała czwórka siedziała w samochodzie. JiMin wciąż tulił do siebie śpiącego Dongmyeonga.

—  Możemy jechać? Wszystko w porządku?  —  zapytał YoonGi, włączając ogrzewanie. Uśmiechnął się do JiMina oraz do podekscytowanego Dylana. Był szczęśliwy, że w końcu zabiera do domu swój cały świat.

—  Tak, jedźmy  —  odpowiedział JiMin, głaskając po czarnych włosach słodko śpiącego Dongmyeonga.

—  Zobaczcie, zaczyna padać śnieg!  —  zawołał Dylan, patrząc rozpromieniony na białe, wirujące płatki.

—  Jeśli chcesz, ulepimy razem bałwana, hm?  —  zaproponował Min, wyjeżdżając z parkingu.

—  Kiki nam pomoże  —  roześmiał się JiMin.

—  Kim jest Kiki?  —  zaciekawił się Dylan.

—  Nasz kot.

—  KOT? Taki PRAWDZIWY kot?  —  Nie mógł uwierzyć Dylan.

—  Tak. Tak samo prawdziwy, jak nasza rodzina.

~~~

a/n: no witam witam w kolejnym rozdziale, a właściwie żegnam, bo to już koniec.
Widzimy się w kolejnych książkach, mam nadzieję ^^
Ah, piszcie co sądzicie o tym ff, bo sama jestem ciekawa, zwłaszcza, że było pisane na spontanie 😅
Paaaaaaa 👋

ɴ ᴇ ᴋ ᴏWhere stories live. Discover now