Rozdział V

441 21 0
                                    

   Dni były coraz dłuższe, a noce coraz krótsze. W sumie to może i nawet lepiej, bo nie musiałam długo spać w samochodzie albo jakimś podrzędnym hotelu. Następnego dnia po pożarze zatrzymałam się w motelu. Spędziłam tam noc, głównie na patrzeniu się w lustro. Krótkie, blond włosy, specjalnie wymodelowane, czesane, wtedy wyglądały, jakby jakiś ptak w nie wleciał i utworzył mi gniazdo na głowie. Moje szare oczy były przekrwione ze zmęczenia. O worach pod oczami nawet nie wspomnę. Po ostatnich wydarzeniach schudłam kilka kilogramów. Nie mogłam jeść, nie mogłam spać  w samotności. Co by było jakbym była w  domu, wtedy? Spaliłabym się? Sufit by się na mnie zawalił? Nie wiedziałam i szczerze mówiąc wolałabym nie wiedzieć. Mało tego sprawa zaczynała się komplikować. "Tak krótko ją prowadzę, a już mam kilku podejrzanych-zaczęłam myśleć.-A co z tymi ludźmi, którzy podpalili mój dom? Przecież nawet ich nie znałam. Dlaczego?". Niestety mój mózg nie mógł w tamtej chwili odpowiedzieć na te wszystkie pytania.

  Następnego dnia po raz kolejny udałam się na posterunek, a później do więzienia. Na komisariacie poprosiłam grzecznie o akta sprawy śmierci moich poprzedników, ale oni odesłali mnie do miejscowej biblioteki. W więzieniu spotkałam się z jednym podpalaczem. Powiedział mi tylko: "-Wycofaj się z tej sprawy, zanim będzie za późno, bejbe, bo inaczej zginiesz". Pytałam się go czemu podpalił mój dom, skoro mnie nie zna, ale odpowiedział mi tylko, że zrobił to z czyjegoś polecenia. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, kto mógłby to zrobić...                                                                                                                             Udałam się do biblioteki. "-Może tam znajdę odpowiedź na choć jedne pytanie". Miły bibliotekarz przyniósł mi kilka gazet z 1995 roku, dzienników i o dziwo kart policyjnych. To było zdecydowanie dziwne, że chowali takie rzeczy, w łatwo dostępnych miejscach.                                                                                  W gazetach pisało tylko o tym, że pan Król z jakąś kobietą spacerował drogą, a na moście dostał zawału serca i spadł do rzeki. Nie było napisane kim ona była. Kochanką? Żoną? Córką? Zrobiłam zdjęcie temu artykułowi. Następnie zaczęłam czytać dalej. W dzienniku pisało, że spacerował z niejaką Tamarą Nowak. Serio? Nowak? To będzie jak szukanie igły w stogu siana. Może w końcu bym ją znalazła, ale "klątwa", by mnie już zabiła. Później natknęłam się na jakiś brukowiec. "Milioner spaceruje z pracownicą domu opieki. Czy tajemnicza dama to kochanka słynnego milionera Króla?". Pisało tam też, że niedaleko ich znajdowała się pani Inga, jego żona. Ciekawa byłam wtedy czy widziała się z mężem, przed jego śmiercią... W kartach policyjnych nie było nic ciekawego. "Józef Król-zawał". Następnie poszukałam akt detektywów. Pierwszemu podpalono mieszkanie, wtedy, gdy się tam znajdował. Drugi popełnił najprawdopodobniej samobójstwo, a zwłoki trzeciego do dzisiaj nie zostały znalezione, więc nikt nie wie jaką śmiercią zginął ten trzeci. 

  "I tak nie mam gdzie mieszkać, więc skoczę jeszcze do domu opieki, może znajdę tą Tamarę Nowak".  Po drodze kolejny samochód zaczął mnie śledzić. Byłam na drodze głównej. Gdyby zaczął strzelać, cywile by widzieli.  On jednak jechał za mną krok w krok, a dokładniej metr w metr. Nie zwracałam na niego szczególnej uwagi. Po pięciu minutach byłam już na miejscu.                                 -Dzień dobry! Szukam niejakiej Tamary Nowak. Gdzie ona jest?                                          -Dzień dobry! Ymm. To są tajne informacje, ale skoro pani nalega... Tamara jest pielęgniarką, jak pani wie i opiekuje się teraz Danielem. Chłopak nie stanowi zagrożenia. Gdyby nie choroba, można byłoby o nim powiedzieć, że jest jak zwykły człowiek. Jeśli pani potrzebuje pilnie ich zobaczyć to proszę, drugie drzwi na prawo.                                                                                                        -Dziękuję-rzekłam. Już od tamtej chwili wiedziałam jacy są tu ludzie, a raczej dokładnie pielęgniarki. Zapewne gdybym przystanęła do niej na "pogaduchy" dowiedziałabym się wszystkiego o tym budynku i niekompetencjach osób tu pracujących. Szkoda, że tacy ludzie mogą się do ciebie uśmiechać w jednej chwili, a następnie rozmawiać  oraz rozpuszczać przeróżne, okrutne plotki na twój temat.                                                                                      Zapukałam, a drzwi otworzyła mi jakaś kobieta. Tamara Nowak. Wyglądała na zwykłą czterdziestolatkę. Włosy miała krótko przystrzyżone, a fartuch był cały poplamiony.                                                                                        -W czym mogę pani pomóc?-powiedziała po dłuższej chwili zastanowienia.                            -Szukam Tamary Nowak. To pani?-skinęła głową.-Jestem prywatnym detektywem. Wynajęto mnie, aby zbadać szczegóły śmierci pana Króla. Podobno była pani z nim wtedy. Mogę wejść do środka?                                                                                        -Ależ proszę. To Daniel, nie jest on nieszkodliwy, ale muszę mieć go na oku, więc  porozmawiajmy tu. Nie mówi za dużo, więc nie będzie przeszkadzał. Ładnie go rodzina urządziła, wie pani? Matka po śmierci ojca znalazła w nim jakąś rzadką , niewyleczalną i całkowicie niegroźną chorobę... Mogłaby się nim teraz opiekować, ale nie. Nikt nie wie czemu go tu oddała. Zresztą nie będę pani tym zanudzać. Co chce pani wiedzieć o panu Król?-nagle Daniel przestał chodzić po pokoju.                                                 -Nic szczególnego, tylko co panią z nim łączyło, jakie były relacje między panią, a jego rodziną, wie pani takie podstawowe pytania...                                                     -To może lepiej wyjdźmy- już miała palcem pokazać drzwi, gdy nagle Daniel przemówił:                                                                                              -Król? Ten bogacz? Jeśli o niego chodzi to ja wiem kto go zabił...-zaczął skakać po pokoju.                                                                                                              -To przez te leki-szepnęła pielęgniarka.-Już dobrze, dobrze, spokojnie. Daniel uspokój się!-Zmęczony chłopak opadł na łóżko i momentalnie zasnął.-No to teraz możemy wyjść.                                                                                     Jak znalazłyśmy się na zewnątrz budynku, zaczęła opowiadać:                                        -Hmm. Daniel nie wie kto go zabił, ale po prostu tak powiedział, żeby zwrócić na siebie uwagę-wyciągnęła z kieszeni zapalniczkę, a następnie papierosy. Zapaliła jednego z nich.-Wracając do pytania pan Król i ja znaliśmy sie bardzo dobrze. W zasadzie poznaliśmy się jak był żonaty, ale od razu się zakochaliśmy w sobie. Miał kłopoty w małżeństwie. Wie pani, szukał odskoczni, a ja głupia byłam w nim ślepo zakochana. Obiecał mi, że się rozwiedzie. Żona wiedziała, że ją zdradza. Ona sama zresztą święta nie była. Po tych latach myślę, że robiła to celowo, żeby poczuł się  zazdrosny. Problem był inny. On jej nie kochał... Ona zatrzymywała go na siłę, aż w końcu wpadła na pomysł "otwartego związku". Jejku! Jakby ktoś tak mnie teraz potraktował, to nie wiem, co bym mu zrobiła... Może i nawet.... Nie ważne. Widziałam się z nim w tamtej dzień. Niestety panią rozczaruje: pamiętam ten dzień jak przez mgłę. Wie pani kochałam go... Jak się dowiedziałam, że nie żyje straciłam kontakt z rzeczywistością. Przechodziłam bardzo ciężką depresję. Byłam u kilkunastu psychologów, ale w końcu udało mi to jakoś wszystko przeżyć. Po pewnym czasie zrozumiałam, że był zwykłym dupkiem. Cóż mogę jeszcze powiedzieć?                       -Czy mogłaby go pani zabić?-zapytałam, na co pani Nowak  zaskoczona moim pytaniem odpowiedziała:                                                                                                    -Wtedy nie...-zaczęła się śmiać.-Ach! Moja przerwa już minęła... Muszę wracać. Do widzenia!                                                                                      -Do zobaczenia!-odpowiedziałam, po czym rozmyślałam co było śmiesznego w stwierdzeniu: "Wtedy nie". "-Hmm. A jeśli ona udaję zakochaną w nim, tylko po to, żeby nie mieć motywu? Przecież skoro kochała i to nieszczęśliwie, to tym bardziej miała motyw"- wsiadłam do samochodu, a następnie podjechałam pod motel. "-Na dzisiaj już dość wrażeń".                  

Wszystko zostaje w rodzinieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz