Rozdział XIX

223 16 4
                                    

-A co by było, gdybym nie uwierzyła w pani niewinność i to panią, obciążyłabym winą?-powiedziałam stojąc w drzwiach Tamary.

-Proszę niech pani wejdzie. Stan Daniela się polepszył, a jeśli chodzi o Stefana, to ja nic nie wiem. Nic bym nie zrobiła. Broniłabym tylko siebie. Nie zabiłam go. Marnuje pani czas przesiadując tu, zwłaszcza gdy prawdziwi mordercy czają się wszędzie. 

-Czy Daniel mógłby zabić pana Józefa?-spytałam rozglądając się po domu. Na ścianach wisiały liczne dyplomy. Dla pani Nowak i Króla...-Co tutaj robią te rzeczy?

-Józek... On się tutaj przeprowadzał. Wie pani, był w separacji z żoną. Za niedługo powinni mieć rozprawę w sprawie podziału majątku, ale nie mieli. Ja nic nie chciałam zmieniać. Czy Daniel...? Nie-odpowiedziała stanowczym tonem.-Jestem w stanie uwierzyć w każdą osobę, jednak nie jego. On nawet muchy nie zabije, bo miałby zbyt duże wyrzuty sumienia. Już prędzej sama bym go zabiła niż on.

  Wstałam z kanapy, rozglądając się po całym domu. Był on o wiele większy niż zakwaterowanie pana Adama. Przestrzenny pokój gościnny, kuchnia, łazienka i sypialnia. Co się w niej znajdowało? Zdjęcia. Były one wszędzie. Nie tylko samego pana Króla. Również jego całej rodziny. "-Przerażające! To chyba jakaś mania!"-stwierdziłam. To zdecydowanie nie wyglądało na zwykły romans. To obsesja. Wszyscy wmawiali mi, że on kochał ją ze wzajemnością, ale może to był jakiś mobbing? Być może bał się on o swoje bezpieczeństwo, więc postanowił nie ryzykować. Gdy kazała mu wybierać, spóźnił się ze swoją decyzją, przy czym zapłacił najwyższą cenę.

-Kim jest pani rodzina? Ma pani siostrę, brata?

-Mam dwie siostry. Jedna jest aktorką w teatrze, a druga historykiem sztuki. Brat zajmuje się instytucją publiczną. Pozarządową. 

-Słyszałam, że ma dom publiczny-wtrąciłam.

-Westchnęła.-Rodziny się nie wybiera. Może się zdarzyć lepsza lub gorsza. Nie można jej jednak zmienić. Zawsze jest się częścią jakiejś rodziny. Czy tego chce się czy nie. Bardzo mi wstyd za mojego brata. Za siebie też mi jest wstyd. Nie zmienię już tego, choćbym tak chciała. Każdy w życiu zrobił coś czego żałuje, powiedział o kilka słów za dużo. Jesteśmy tylko ludźmi. To normalne, że się jak tak zachowujemy. 

-Czy zabiła pana Króla albo ma jakieś pani podejrzenia kto mógł to zrobić?

-Wszyscy mają motyw. Nawet ja.

   Zdziwiła mnie jej wypowiedź. Zawsze postrzegałam ją jako biedną, bezbronną kobietę skatowaną przez los.

-Wie pani, że testament  nie był przychylny i to może być jednym z dowodów?

  Zrobiła przedziwną minę. Wywnioskowałam, że doskonale zna jego treść.

-Nie prosiłam go o to. Chciał zmienić go, ale nie zdążył. Po jego śmierci dokument zginął. Może został pochowany razem z nim? Sama nie wiem. Szczerze mówiąc, nie wiem już po co roztrząsać tak stare sprawy. Rany się zagoiły, a ktoś chce ponownie zedrzeć strupy-rzekła spokojnym, melancholijnym tonem.

  Zapytałam ją pod koniec o arszenik. Niczego się od niej nie dowiedziałam. Pod koniec dnia zadzwonił lekarz ze szpitala Stefana. Miał dla mnie dwie wiadomości: jedną dobrą, drugą złą. Doktor oznajmił mi, że jego stan był już dobry i stabilny. Czekała go ciężka rehabilitacja, ponieważ trucizna poważnie uszkodziła jego układ nerwowy, jednak podobno mógł chodzić. Byłam bardzo szczęśliwa. Stefan to przyjaciel. Nikt więcej. Trzeba dbać o przyjaciół, zwłaszcza jak ma się ich niewielu. 

  Stałam dokładnie obok mostu. Widziałam szarpiących się pana Adama i Józefa oraz przypatrujące się im niedaleko Ingę i Tamarę. Wyglądało to dosyć poważnie. Myślałam, że pan Miłkowicz, gdy dotknie szyi swojego oponenta, doprowadzi do śmiertelnych rękoczynów. Odsunął się on spokojnie, a następnie poszedł w inną stronę. Do mężczyzny podeszły obie kobiety. Były wyraźnie złe. Krzyczały. Kazały wybierać, a on nie mógł się zdecydować. Obie odeszły. Przysunęłam się do niego, siedzącego na ławce. Miał głowę ukrytą w rękach. Pytał się, co zrobić. Z oddali obserwowała go Cyganka. 

  Po jakimś czasie obudziłam się ze snu. Szybko wzięłam notes i zaczęłam coś skrzętnie zapisywać. Później pojechałam na ten most. Stałam w tym samym miejscu, które opisywali śledczy. Wyobraziłam sobie przed moimi oczami cały scenariusz wydarzeń. Kto się kiedy oraz gdzie pojawił. Zapomniałam o jednej osobie. O Danielu. Pan Król umarł później, gdy jego syn wracał ze szkoły. Co to oznaczało? Moje wyobrażenia znaczyły tyle co nic. Ponownie wzięłam się za chłodne kalkulacje. Wyciągnęłam notes, gdzie miałam zapisane, wszystko co ważne w tym śledztwie. Uświadomiłam sobie, że wiem kto jest mordercą i nie ma sensu tego dłużej ciągnąć, bo może się stać komuś krzywda.  To chyba był zwykły przypadek, może rozwiązana zagadka, ale moja intuicja podpowiadała mi wyraźnie kto zabił.

Wszystko zostaje w rodzinieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz