⚔️WSTĘP⚔️

44 5 8
                                    

Golden Vein. Inaczej ,,Złota Żyła". Miasto, w którym tego najmniej wartościowego surowca było pod dostatkiem. Miasto, w którym tyle się działo... Złego. Kolejne ataki autorstwa białookiej postaci bardzo źle odbijają się na psychice mieszkańców miasta. Już nie mówiąc o ciągłym wzmacnianiu jego ochrony oraz odbudowywaniu go w nieskończoność. Mimo faktu, mieszkańcy się nie przeprowadzają. A fakt jest jeden - on NIGDY nie zaprzestanie tego robić. A skoro już mowa o stałych mieszkańcach...

***

Kolejne strzały napotykały niewinnych ludzi. Ci zrospaczeni wyli z bólu, próbowali się przed tym uchronić. Część z nich osiągnęli ten, na chwilę obecną życiowy cel. By przetrwać. Jednak ta większość poprostu nie dawała rady, albo padała trupem, albo dorwało ich uczucie czegoś ostrego w swoim ciele. Później uczucie rozszarpywanych narządów wewnętrznych, następnie posmak krwi, jeszcze nagłe uczucie poplamienia się czymś lepkim. Dochodzi do tego cholerny ból.

Budynki płonęły. Większość terenu zajmowały potwory. Kamienna ścieżka przypominała samym kolorem krwistą czerwień. Nie wspominając o leżących zwłokach tych biednych ludzi. Jak oni mogli nie wyjechać do innego miasta? Przecież to istne piekło.

Ze łzami w oczach obserwowała to wszystko. Nieliczny próbowali ugasić ogien, lecz na próżno. Przez przypadek zawartość wiadra pewnego starca wylana została na nią zamiast na jego domek. Potknął się o zwłoki rudowłosego dzieciaka, upadając. Dziewczyna o mało nie wrzasnęła, kiedy w tym samym czasie na jej polu widzenia okazał się on. W ostatniej chwili ukryła się za budynkiem, zanim ją zauważył. Niestety, kiedy po pewnej chwili wyjrzała zza budowli, starzec leżał martwy, z rozprutym brzuchem, w kałuży własnej krwi.

Ignorując ból na całym ciele, pewnym krokiem wyruszyła w stronę Herobrine'a odwróconego do niej tyłem. Szedł w stronę wyjścia z Golden Vein, deptając przy tym ciała ludzi. Jak wywnioskowała ze swoich zacnych kilku minutowych obserwacji nie zwracał na ich istnienie najmniejszej uwagi. Trzymał w prawej dłoni diamentowy kilof, gotowy wbić go w jakąś niewinną duszyczkę. Musiała uważać.

Szkielety zaprzestały swojego zajęcia, wyruszyły w innym kierunku niż szatyn. Zdziwiła się, ale to się nie odbiło na jej sposobie chodzenia. Szła szybko, ale prawie, że na palcach. Cicho, uważnie patrzyła pod siebie, by na coś przez przypadek nie nadepnąć. Wiedziała, że gdyby się ujawniła, okazja na poznanie jego osoby przepadłaby. Wcześniej jednak nie mogła tego dokonać. Czuła wtedy strach, ale z czasem malał z każdym dniem obserwacji. Uczucie podchodzącego serca do gardła w pewnych stresujących chwilach towarzyszyło jej, aczkolwiek ciekawość i obowiązek górowały. Poznać Pana Mroku... Od tej innej strony. Tej bardziej nienormalnej, a jednak w jakiś sposób dobrej.

Jego sylwetka nagle skręciła w lewo, znikając w cieniu jaskini obok. Zdziwiło ją to. Zauważył mnie? Przeszło jej przez głowę, jednak później zrezygnowała z tej myśli. Nie, nie możliwe. Zauważyła, iż się zatrzymała odkąd mężczyzna wszedł do jaskini. Ruszyła więc dalej.

Widząc już przed sobą wejście do jaskini, znowu nieświadomie stanęła w miejscu, co jej się zbytnio nie spodobało. No, rusz się. Zaczęła z daleka wyszukiwać czegoś wzrokiem w ciemnościach, lecz niczego nie dostrzegła. A może jednak? Szatynka zrobiła parę głębokich wdechów, opanowała chwilowy strach. Zrobiła krok w stronę wejścia do jaskini, a mrok pochłonął ją całą.

Na jej szczęście nikogo tam nie zastała. A może i nieszczęście?.. Przecież miała go śledzić... Nie mogła go tak poprostu zgubić w durnej jaskini. Dlatego też jeszcze raz rozejrzała sie w okół siebie, wytężając wzrok. Nikogo tu nie ma. Pomyślała, tym samym karcąc się w myślach. Gdzie on mógł obecnie przebywać, gdzie poszedł? - to ją zastanawiało. Teleportacja? Być może. W takim razie zauważył ją? Zoriętował się, że coś jest nie w porządku? Wyczuł jej wzrok?

W pewnym momencie w oczy jej się rzuciły żelazne drzwi. Odetchnęła głęboko, czując ogromną ulgę. To tam pewnie poszedł. Podeszła do nich, bacznie je lustrując. Nie było jednak tam obok żadnej dźwigni, guzika, półpłytki czy też jakiegoś ukrytego mechanizmu. Nie było niczego. Przynajmniej tego nie zauważyła. Były poprostu drzwi, a za nimi coś się świeciło. Coś tam było. I to napewno nie była postawiona pochodnia, która prowadziła do jednej kratki korytarza.

- Życie ci nie miłe?

Słysząc jego chrapliwy głos zamarła. Podniosła lekko lewą nogę, stawiając ją za swoją prawą, trochę do tyłu. Poprawiła ją by mogła kontynuować obracanie się za siebie w presji i strachu. Zrobiła to, a jej ręka mimowolnie powędrowała do ekwipunku. Jej warga drżała, a oczy zalały się łzami. Ogarnij się! Wkurzyła się na siebie bardzo, iż nie mogła zapanować nad emocjami.

- Śledziłaś mnie. - postawił pierwszy krok w jej stronę, a poziom strachu zielonookiej podniósł się jeszcze bardziej. Spojrzała ukradkiem na zegarek zamontowany na jej ręce. Wzrok mężczyzny podąrzył za jej, robiąc drugi krok. I trzeci, i czwarty. Dziewczyna nie zwracała na niego uwagi. Przy piątym kroku ich dystans dzieliły zaledwie cztery metry. Wyciągnął swój diamentowy kilof, powracając wzrokiem na jej twarzyczkę. - Po co?

Nie odpowiedziała. W pewnym momencie nabrała wielkiej odwagi, jej wielka chęć rozpłakania się przy nim minęła. Pamiętasz, co mówił? Nie patrzeć na niego to okazywanie swojej słabości. Spojrzała mu prosto w oczy, wycierając rękawem bluzy morro twarz. Obdarowała go pustym wzrokiem, lekko dziwiąc tym białookiego.

- Jesteście naprawdę dziwni. - westchnął cicho, po czym szybkim krokiem zmniejszył ich dystans o jeden metr. Złapał ją mocno za ramię, a ta pisnęła z bólu próbując mu się wyślizgnąć.

Oczy błysnęły jej niebezpiecznie, kiedy dostrzegła wyciągnięty kilof. Herobrine bardziej zacisnął mocniej palce na jej ramieniu, przy tym zaciskając mocno powieki.

- Proszę, proszę, proszę, proszę. - dziewczyna nie wytrzymała napięcia. Zaczęła go błagać wzrokiem, nie chcąc pierwszej w życiu potyczki. Chciała jej bardzo uniknąć. Bała się, że podczas pierwszego ciosu zrobi mu krzywdę, a sumienie uderzy w nią szybciej niż ten zdąrzy zareagować. - Nie rób mi krzywdy... Ja... Ja mogę o wszystkim zapomnieć!

Do dziś pamiętała, jak bardzo przeżywała pierwszy trening ze swoim mentorem. Bardzo zwinne, płynnie i szybko unikała jego ciosów. A kiedy zadała te pierwsze obrażenia w sposób przecięcia jego policzka, padła bezwładnie na kolana nie mogąc się już pozbierać.

Ta dobra dziewczyna nie nadawała się na godnego przeciwnika samego Dark Lord'a. Dziewczyna, która bardzo szybko zmieniała swoje wrażliwe uczucia. Ale... Przecież przeznaczenie się nie myli, czyż nie?

Mężczyzna nagle otworzył swoje jarzące się oczy, jeszcze bardziej zwalając z nóg zielonooką. Puścił ją, a ta upadła bezwładnie na swoje kolana. W tym właśnie momencie oboje usłyszeli ciche piknie, dobiegające z zegarka osoby ubranej w strój morro.

Chciał ją złapać za rękę by się uważnie przyjrzeć użądzeniu, jednak ta go wyprzedziła. Schowała ją za siebie, przypominając sobie pewną srogą uwagę mentora. „Nikt nie może o tym wiedzieć" - musisz uważać. Skarciła się w myślach. Ciekawe co tym razem...

- Wiesz... - zaczął niepewnie. - Mamy sobie coś ważnego do wyjaśnienia. - stwierdził, odrzucając na bok myśli o zabiciu dziewczyny. - Jak masz na imię?

Ta przełknęła gólę w gardle. Przymknęła na chwilę oczy, by później je otworzyć. Gdy to uczyniła, szatyn wrzasnął z przerażenia.

Wstała, trzęsąc się ze strachu. Nie mogła zapanować nad swoimi emocjami. Powoli wyciągnęła swoją lewą rękę, otwierając lekko usta. Nie mogła na chwilę obecną wykrztusić z siebie słowa, jednak w końcu to musiało nastąpić.

- Możemy porozmawiać gdzieś indziej?.. - wychrypiała nieśmiało.

- Jasne. Chodź. - bez słowa objął ją ramieniem, by po chwili przenieść się za pomocą teleportacji w inne miejsce.

Guardians of the DimensionWhere stories live. Discover now