LXXI

13.9K 1.5K 503
                                    

- Uważajcie, jak siadacie, małe niuchacze upatrzyły sobie ostatnio te krzesła - ogłosiła Jenna, patrząc, jak rodzina Wharflocków zajmuje miejsca przy stole w jej domu. Ona sama machała różdżką nad garnkami w połączonej z jadalnią kuchni z nieśmiałkiem na ramieniu.

- Coś mało tych krzeseł - stwierdził Roger, zajmując jedno z miejsc (zastosował się przy tym do instrukcji swojej bliźniaczki, bo nie chciał narazić się na jej gniew w przypadku uszkodzenia któregokolwiek zwierzaka).

- Żaneta namówiła Tezeusza na święta w Polsce - wyjaśnił Newt, wchodząc do kuchni z szerokim uśmiechem na twarzy.

- I dobrze - mruknęła dwunastoletnia Diana pod nosem, zajmując miejsce obok ojca. Wystarczało jej troje młodszych kuzynów, którzy byli jak dla niej o wiele za głośni i energiczni. Jeszcze jeden zdecydowanie przelałby czarę goryczy.

- Pomóc ci w czymś, Jenna? - zapytała Carol, podchodząc do brunetki, ale ta od razu pokręciła głową.

- Siadaj, Carol, ty się niczym nie przejmuj, już wszystko gotowe - zapewniła ją Jenna, wiedząc, że jej bratowa miała tak dobre serce, że najchętniej zrobiłaby wszystko za nią. - Niles! Zawołaj braci i chodźcie jeść! - krzyknęła nagle w kierunku wyjścia z kuchni, licząc, że jej najstarszy, ośmioletni syn ją usłyszał.

- Nie sądziłem, że dożyję dnia, kiedy Jenna jako matka trójki dzieci będzie podawała mi świąteczny obiad - stwierdził Roger, wiedząc, że tym sposobem wbił swojej siostrze szpilkę.

- Zamknij się, braciszku - syknęła od razu Jenna. - Akurat to Newt zazwyczaj gotuje. Od święta ja - dodała, wywołując mały uśmiech na twarzy swojego męża.

Po tym kobieta zaczęła wymachiwać różdżką, odsyłając poszczególne dania na stół. Carol poddała się, porzucając próby dyskusji z Jenną i po prostu usiadła po drugiej stronie swojej córki.

- Co zjesz, Dia? - zapytała, pocałowawszy dziewczynkę w głowę.

- To co wujek, tego indyka - odparła prosto, wskazując na danie. Newt spojrzał na nią wielkimi oczyma, bo dziewczyna powiedziała coś nadzwyczajnego: coś, o czym on pomyślał, a czego nie wypowiedział na głos. Nie wyciągnął nawet rąk w kierunku dania, ani nigdy wcześniej nie jadł go przy Dianie - skąd mogła wiedzieć, że chciał właśnie tego?

- Skąd ty to...? - zapytał zaskoczony Newt.

- No właśnie... Diana włada legilimencją. I to coraz lepiej - wyjaśnił Roger, sam nieco zdziwiony tą sytuacją, choć już od dawna obserwował niezwykły talent córki.

- Co? Ty ją tego nauczyłaś, Carol? - zapytała Jenna, podchodząc do stołu, zaintrygowana tym, co usłyszała, bo nie miała o tym pojęcia.

- Właśnie nikt jej tego nie nauczył - wyjaśniła Carol.

- Diana, a wiesz, jaki jest ulubiony kolor Newta? - zapytała Jenna podejrzliwie.

- Niebieski - odparła Diana bez zająknięcia, spojrzywszy na Newta, który nawet nie miał na sobie niczego w tym kolorze.

- No masz... - powiedziała Jenna, z niedowierzaniem kręcąc głową, bo odpowiedź była prawidłowa. - U nas nikt w rodzinie tego nie potrafił, co nie? - zapytała bliźniaka, a ten pokręcił głową.

- U nas też nie - dodała Carol. - Diana po prostu ma dar - powiedziała dumnie, obejmując córkę z uśmiechem.

- Młoda, jak tylko skończysz siedemnaście lat, to ci powiem, jak to sprytnie wykorzystać - rzuciła Jenna, wskazując różdżką na bratanicę. - Masz wszystkich chłopaków w garści. Musisz tylko trochę poćwiczyć. Ja to powtarzałam od początku i powtarzać będę: Diana daleko zajdzie, wszyscy zobaczycie.

- Spokojnie, spokojnie, jeszcze ma czas - zaznaczyła Carol, delikatnie gładząc córkę po włosach.

- Mamo... - jęknęła Diana, wyrywając się spod dłoni rodzicielki. Nie lubiła być traktowana jak małe dziecko, nawet jeśli jeszcze nim była.

- Tylko skończy siedemnaście lat i ją wyszkolę, obiecuję. Silna magia daje silną dziewczynę - oznajmiła Jenna, a następnie ruszyła do wyjścia z kuchni z zamiarem ponownego zawołania swoich synów, którzy najwyraźniej jej nie usłyszeli.

Teraz, prawie pięć lat od tamtej sytuacji, Dianie przypomniały się te słowa jej ciotki, gdy siedziała w sobotę przed lustrem. Była to dzień spotkania u Slughorna, ale też dzień jej siedemnastych urodzin. Mimo że miały być wyjątkowe, bo w końcu stawała się dorosła, dziewczyna nie spodziewała się niczego nadzwyczajnego. Jak co roku przy łóżku czekały na nią prezenty i listy od ojca, wujostwa, tym razem nawet i od dziadków. Poza nimi podarunki wręczyli jej, jak zawsze, także Joan i Arian. Żaden z prezentów niczym szczególnym się nie wyróżniał (rodzina zresztą postawiła na praktyczność, czyli złote pióra, specjalne pergaminy...), a Jenna nie dotrzymała swojej obietnicy, bo w liście nie zaczęła jej "szkolić", a jedynie przesłała życzenia. Diana stwierdziła jednak w duchu, że była wyjątkowo silna i bez nauk ciotki. Poza tamtymi kilkoma prezentami i listami dziewczyna na nic innego tamtego dnia nie liczyła.

Miała się jednak jeszcze zdziwić.

Choć Diana w duchu cieszyła się, że wreszcie była dorosła, na twarzy tego nie pokazywała. Większość dnia spędziła w dormitorium, czytając, a dopiero pod wieczór zaczęła przygotowywać się na przyjęcie u Slughorna.

- Szykujesz się na spotkanie z Tomem? - zapytała Joan, widząc, że Diana siedzi przed lustrem i jak nigdy robiła sobie makijaż.

- Mhm... Znaczy, idziemy do Slughorna. Ciebie nie zaprosił? - zapytała zdziwiona brunetka, nie odrywając wzroku od lustra.

- A czemu miałby mnie zaprosić? To wy jesteście pupilami - zauważyła od razu Joan, unosząc brwi.

- Slughorn nie zaprasza tylko dobrych uczniów, ale tych ze znaczącymi rodzinami, jak twoja.

Joan wzruszyła ramionami.

- I tak bym raczej nie poszła. Wolę zostać z Arianem.

- A no tak... - powirdziała Diana, wzdychając.

- Ale tobie życzę miłej zabawy, pani dorosła - dodała Joan, klepiąc przyjaciółkę w ramię.

Diana mruknęła podziękowania, choć nie spodziewała się, żeby życzenia Joan miały się spełnić. Wiedziała, że całe przyjęcie u Slughorna będzie stanowiło jeden wielki teatrzyk, a ona musiała to znosić jeszcze w najważniejsze urodziny życia. Nie miała jednak wyboru, więc postanowiła przyjąć to na klatę.

Było za dziesięć osiemnasta, kiedy Diana opuściła dormitorium w czarnej sukni z długimi rękawami, tej samej, którą rok temu ubrała na "bal" organizowany przez nauczyciela. Zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu, próbując wzrokiem odszukać Toma, który, zakładała, już gdzieś na nią czekał, gotowy przywitać ją słowami, że "znowu się spóźniła" - to były jednak tylko jej przypuszczenia, bo nie widziała go tamtego dnia i niczego z nim nie omawiała.

Diana chodziła jak głupia po pokoju wspólnym, ale z żadnej strony nie wyczuwała obecności Toma. Podeszła nawet do drzwi prowadzących do dormitorium chłopców, sądząc, że mógłby tam być, ale znowu - zupełnie nic. Wtedy zrezygnowała i ruszyła po prostu do gabinetu Slughorna, nie dbając już o to, czy Tom będzie miał do niej pretensje o nieczekanie na niego.

Przed otwartymi drzwiami gabinetu znalazła się kilka minut później i zobaczyła coś, czego nigdy nie spodziewała się zobaczyć.

Pact With The Devil • Tom RiddleWhere stories live. Discover now