LXV

15.1K 1.8K 392
                                    

Drugi rozdział konkursowy~

~

Pierwsze dni szkoły minęły dosyć nudno. Nauczyciele nie mogli nagadać się o SUMach, poza tym próbowali się też przyzwyczaić do nowych grup, w które złączono uczniów. Tom i Diana usiedli razem na eliksirach specjalnie dla zachwyconego tym profesora Slughorna, prowokując tym samym Joan i Ariana do pogodzenia się. Diana na własne oczy widziała, jak blondyn wręcza swojej dziewczynie konwalie w ramach przeprosin i nie potrafiła w to uwierzyć: gdyby Riddle w ogóle przepraszał ją za całe zło, i to jeszcze tak, mogłaby już otworzyć kwiaciarnię.

Piątek był właśnie tym dniem, kiedy wszystko wróciło do normy. Arian i Joan znowu wszędzie za sobą chodzili - żegnali się prawie dziesięć minut, zanim w końcu rozeszli się do swoich dormitoriów na noc. Przez te długie litanie byli jednymi z ostatnich, którzy poszli spać.

W pokoju zostali tylko Tom i Diana, jednak i to za moment miało się zmienić. Riddle niemal codziennie siedział tam do późnej nocy i opisywał coś skrupulatnie w czarnym, skórzanym dzienniku, z którym brunetka coraz częściej go widywała. Chciała go spytać, co go tak zajmowało od samego początku. Jednak tamtego wieczoru zmęczona Diana nie była w nastroju na nieuniknioną "dyskusję" z Tomem i postanowiła po prostu się położyć, nie wiedząc, że on miał inne plany.

- Gdzie ty się wybierasz? - zapytał Riddle, wstając nagle z fotela w kącie, gdy zauważył, że Diana rusza w stronę damskiego dormitorium. Podszedł do niej, wymownie zamykając swój dziennik i patrząc na nią tak, jakby to, co robiła, było przestępstwem.

Diana uniosła brwi i założyła ręce na piersi. Cieszyła się trochę, że nie zapowiadało się na kolejny nudny wieczór - i nawet nie wiedziała, że zrobi się jeszcze ciekawiej.

Och, jak tego dawno nie było.

- Nie przypominam sobie, żebym musiała spowiadać ci się z tego, gdzie chodzę, Tom - powiedziała, uśmiechając się szelmowsko.

- Wychodzimy - zarządził chłopak tonem nieznoszącym sprzeciwu.

- Gdzie znowu?

Diana chciała dodać, że przecież było już po ciszy nocnej, ale przypomniała sobie, że zawsze mogli wykorzystać fakt bycia prefektami. I choć jeszcze przed chwilą była śpiąca, w tamtym momencie ciekawość jakby naładowała ją energią; była gotowa iść wszędzie.

- Tam, gdzie już dawno powinienem iść - odparł chłopak, a następnie szybko ruszył w stronę wyjścia z pokoju. Diana nie zadawała już pytań i natychmiast podążyła za nim. Wyszli i szli prędko przez ciemne korytarze niby dwa nieuchwytne cienie. Dokąd? To wiedział już tylko Tom.

Dziewczyna zastanawiała się, czy przez pakt udzielała się jej też jego ekscytacja, bo czuła się... Dziwnie. Zdawało jej się, że krew zaczęła płynąć w niej szybciej, a w piersi siedziała bańka ciekawości, która czekała na to, aż zostanie przebita.

Po drodze nie widział ich zupełnie nikt, żywy czy umarły. Tom stanął gwałtownie przed łazienką dziewcząt, tą samą, w której Diana odnalazła dziwnego węża przy umywalce. Chłopak rozejrzał się, a gdy był pewny, że na korytarzu znajdował się tylko z dziewczyną, otworzył drzwi.

Sprawdź, czy nikogo tu nie ma.

Przekazał to Dianie bez żadnego dźwięku, nie chcąc ryzykować zostania wykrytym. Dziewczyna skinęła głową i wyjęła różdżkę, wchodząc w głąb ciemnego pomieszczenia.

- Homenum Revelio - wyszeptała i rozejrzała się, jednak zupełnie nic się nie stało. Wtedy dziewczyna odwróciła się do Riddle'a wciąż stojącego w drzwiach.

Jesteśmy sami.

Tom wszedł do środka i wyjął własną różdżkę, którą wycelował w zamknięte przed chwilą drzwi.

- Colloportus.

To jedno słowo nieco zaalarmowało Dianę. Zamknął drzwi na klucz, więc na pewno nie miał zamiaru szybko stamtąd wychodzić, ani robić nic dobrego - chociaż czy Tom Riddle w ogóle robił coś dobrego? Dziewczynę ogarnął lekki strach, ale też powalająca wręcz w tamtym momencie ekscytacja.

Tom podszedł do niej w ciemnościach i stanął naprzeciw, nic nie mówiąc, a Dianie robiło się coraz goręcej. Nie miała pojęcia, co zrobić ani czego się spodziewać z jego strony. Jednak Riddle doskonale wiedział, co robił, wiedział, że w ten sposób doprowadzał ją do szału i bardzo to lubił.

- Lumos - powiedział po chwili i jak gdyby nigdy nic ją wyminął, by ruszyć jeszcze dalej w głąb łazienki, prosto do umywalki z wężem.

Diana westchnęła, karcąc się w głowie za swoje myśli. Sama nie wiedziała, na co tak naprawdę liczyła i po prostu poszła za nim. Riddle stał już przy malutkim wężu i przyglądał mu się badawczo.

- Co ty chcesz zrobić? - zapytała Diana, ale nie uzyskała odpowiedzi.

- Otwórz się - wypowiedział Tom w języku węży, czego dziewczyna nie mogła zrozumieć.

Za moment Diana zrobiła krok w tył z wrażenia. W słabym świetle emitowanym jedynie przez różdżkę Toma zobaczyła, jak stojąca przed nimi umywalka dosłownie zatapia się w podłogę, odsłaniając ogromną dziurę. Był to najwyraźniej początek rury, tak wielkiej, że mógł zmieścić się w niej człowiek.

- Nareszcie - powiedział Riddle triumfalnie. Diana widziała jego twarz w słabym świetle, a jednak widziała tę minę pełną dumy i poczucia świetności.

- Co to jest? - zapytała po chwili ciszy, zapalając własną różdżkę.

- Zaraz się przekonasz - odparł Tom lakonicznie, po czym bez chwili zawahania wszedł do rury. Diana również się nie zastanawiała i zrobiła tak samo, nie myśląc nawet o tym, że może stać się coś złego.

Para Ślizgonów przemieszczała się przez oświetloną jedynie ich różdżkami, zimną rurę bez słowa. Dianie robiło się trochę niedobrze od dziwnych zapachów, które wyczuwała, a spośród których najmocniejszy był odór stęchlizny. Poza krokami swoimi i Toma słyszała kapanie wody dochodzące z nieokreślonego kierunku, uwydatniane przez echo.

W pewnym momencie rura zmieniła się w wysokie pomieszczenie, a Diana poczuła, że pod nogami zamiast kamienia ma coś innego, jakby kruchego... Spojrzała w dół i zobaczyła liczne fragmenty czegoś, czym były, sądziła, kości. Nie chciała tego pokazywać, ale trochę się przeraziła - dopiero wtedy pomyślała, że może powinna była się bać.

- Tak, tak, nareszcie - mówił Tom podekscytowany, najwyraźniej nie zważając na to, po czym chodził. Zmierzał on na prawą stronę pomieszczenia, tam, gdzie dopiero po kilku chwilach Diana zauważyła swego rodzaju właz zapełniony rzeźbami węży. Riddle oglądał go tak, jakby zobaczył coś zupełnie niesamowitego. Zachwycał się każdym elementem i dotykał je z taką czułością, jakby to było jego dziecko - Diana nie potrafiła uwierzyć własnym oczom.

- Wejście do Komnaty Tajemnic - powiedział Riddle uroczystym tonem. - Nareszcie przede mną.

- Komnaty Tajemnic? - powtórzyła zaskoczona Diana, podchodząc do niego jakby wyrwana z transu. - Ale jeśli to naprawdę ona, to ty jesteś...

Zapadła momentalna cisza. W tle słychać było tylko nadal kapiącą gdzieś wodę. Tom powoli odwrócił się przodem do Diany, a dziewczyna poczuła się nagle strasznie mała, choć nie była od niego wiele niższa. Serce jej łomotało, gdy wbił w nią ten swój wzrok - miała wrażenie, że przeszywał ją na wskroś. Stała tam i czekała na potwierdzenie, nawet jeśli czuła - i wiedziała, że on też czuł - zalewający ją od paktu gorąc, który zwiastował odpowiedź. Diana miała wrażenie, że stali tam wieki, zanim Tom odpowiedział dumnym, a jednocześnie syczącym głosem:

- Zgadza się. To ja jestem dziedzicem Slytherina.

Pact With The Devil • Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz