3. Wschód

398 35 9
                                    

Miała pewien apartament do odwiedzenia.

Dostała się do niego tym razem, korzystając nie z taksówki, a z metra, żeby przypadkiem żaden taksówkarz nie wiedział, gdzie się wybiera. Uznała to za trochę paranoiczne, ale nie uważała, żeby jakikolwiek środek ostrożności był zbędny w jej sytuacji.

Z tego samego powodu zamieniła kraciastą spódniczkę na proste spodnie z garnituru, do których dopasowała czarny golf z Prady i niskie Martensy. Pomyślała, że w szpilach będzie wyglądać na starszą, co by jej się przydało, ale wolała też umieć biegać. Czarne włosy spięła — co wcale nie było takie proste, jeśli chciała, żeby wyglądało to dobrze, bo jej fryzura opierała się na asymetrycznym ścięciu; włosy sięgały z prawej strony od wysokości podbródka, kończąc nieco pod lewym ramieniem — tworząc wsuwką coś na wzór grzywki i pożyczyła jeden z krótszych płaszczy mamy.

Sama siebie nie rozpoznała.

I uśmiechnęła się przez to do swojego odbicia w wysokim lustrze przy drzwiach.

— Trzymaj za mnie kciuki, Nowa — rzuciła do kota przypatrującego się jej spod ściany i wybiegła na pociąg.

Gdy już stała pod apartomentowcem, który nie znajdował się aż tak daleko, jak się spodziewała, wzięła jeden głęboki wdech i weszła do środka, wyobrażając sobie, że naprawdę tam mieszka.

Co było prawie awykonalne, bo chociaż już nieraz była w podobnych miejscach, hol tego budynku przypominał jej medernistyczną wystawę w muzeum i z trudem powstrzymywała się od przyglądania wszystkiemu jak dziełom sztuki. Sufit lśnił tysiącem jasnych punktów, kryształowy spiralny żyrandol wyglądał, jakby lewitował w powietrzu, a pod nim, przed ogromnym, podłużnym kominkiem gazowym stały dwie białe kanapy i stolik. Naprzeciw stolika recepcji, przy którym ubrany w garnitur mężczyzna coś w skupieniu układał, znajdowała się ściana zieleni pełna wijących się pnączy i najróżniejszych gatunków kwiatów w krwistych kolorach.

Keira przygotowała przynajmniej dziesięć odpowiedzi i scenariuszy, które mogłaby wykorzystać, gdyby została zaczepiona, ale i tak zestresowała się przy przechodzeniu w kierunku wind. Odetchnęła więc, chowając się w końcu za kominkową ścianą przed wzrokiem recepcjonisty.

Szybko rzuciła okiem na kartkę, żeby zdecydować, którą windę wybrać i unikając patrzenia na kamerę, wsiadła do niej, od razu wybierając piętro.

Na właściwym poziomie starła się za bardzo nie rozglądać, ale potrzebowała dłużej chwili, zanim zatrzymała się przed odpowiednimi drzwiami. Wyciągnęła kartę i zmówiła w myślach szybkie słowa modlitwy do Shichi—fukujin, japońskich bóstw szczęścia, zanim dotknęła nią skanera.

Lampa na nim po kilku długich sekundach wskoczyła na zieloną i drzwi uchyliły się ze szczerknięciem. Keira weszła do pomieszczenia z kamienną miną i mocno bijącym sercem, zamykając je za sobą.

Wypuściła głośno powietrze, nie kryjąc niedowierzania.

Wszystko w środku wyglądało na zgodne ze stylem, który widziała na zdjęciach ze strony internetowej, nawet jeśli jak na razie widok miała tylko na część salonu. Te same co prawie we wszystkich manhattańskich wieżowcach wysokie okna z widokiem na miasto, biały podświetlany sufit, podłużna wygięta kanapa na szarym, wielkim dywanie, ściana obita panelami, znajomy kot...

— Co do...

Keira o mało się nie zapowietrzyła na widok czarnego kocura ocierającego się o jeden z foteli z wysokim oparciem. Ten spojrzał na nią niebieskimi oczami, a pod dziewczyną ugięły się kolana.

— Nowaaru? — sapnęła, niepewnie podchodząc krok bliżej niego, ale bała się zrobić cokolwiek więcej. — Nie. No nie ma szans.

Pewnie właśnie weszła do czyjegoś mieszkania i to do obecnych właścicieli należał kot.

Księga BestiiWhere stories live. Discover now