Podał mu wodę i podłączył kroplówkę. Trzy godziny później udali się na kolację. To znaczy kapitan i reszta jedli jakieś pomyje, a Eijirou mógł się tylko przypatrywać. Pozwolono mu zjeść resztki, o ile jakieś zostaną. Nie zostały. Nawet talerze były dokładnie wylizane.

Katsuki wypił tylko jeden kufel rumu, bo widział jak jego opiekunka się na niego krzywo patrzy. Zostawił bawiącą się załogę na pokładzie, a sam kazał się zaprowadzić do swojej kabiny.

Nowy z burczącym brzuchem podał leki kapitanowi oraz obmył go wilgotną szmatką, pomógł mu wygodnie ułożyć się w łóżku. Po wszystkim położył się pod ścianą i nakrył postrzępionym kocem, który dostał. Chciało mu się płakać. Gdyby był sam dawno by to zrobił, ale nie chciał tego ukazywać przed Bakugou.

-Pojutrze z samego rana będziemy już na wyspie Torom, uzupełnimy zapasy żarcia i innych pierdół. Jutro załapiesz się na śniadanie i obiad i na więcej nie licz. Potem normalnie 3 posiłki razem z nami. Jeżeli masz jakieś specjalne życzenia to pogadaj z kimś z załogi. Dobranoc. I nie becz tylko.

-Mhm... Dobranoc.

Następnego dnia nie działo się nic nadzwyczajnego. Tylko chłopiec pokładowy, Kaminari, zagadywał do Kirishimy za każdym razem, gdy tylko ten opuścił kajutę kapitana.

Czerwonowłosy dopytywał się go, co i jak tu wszystko wygląda, blondyn nie umiał trzymać języka za zębami.

Zapoznał się także z resztą załogi. Za pozwoleniem Katsukiego wręczył ''listę zakupów'' kucharzowi.

-Kapitanie, z jedzeniem u Sato poszło nawet gładko, tylko nikt nie chce udać się po potrzebne leki oraz składniki. A to trochę problem...

-To ty pójdziesz. -Co? Zdziwił się. Bakugou mu na to pozwala? Bał się o to zapytać, a on sam wyskakuje z czymś takim. -Ale nie sam. -Oczywiście. -Deku pójdzie z tobą.

-Deku?

-Ta małpka, co skacze po stole przy każdym posiłku. Jest głupi, ale bardziej wierny i lojalny niż którykolwiek z moich towarzyszy. Będzie cię pilnował. Dostaniesz pieniądze, bo to raczej oczywiste, że niczego nie ukradniesz, pewnie nawet nie umiesz, i kupisz, co uznasz za stosowne.

Nastał wczesny ranek. Słońce ledwo zaczynało być widoczne. Kapitan przypomniał wyznaczone zadania.

-Sato oraz Kaminari udadzą się po żarcie wyznaczone przez upierdliwego lekarza, Tetsutetsu i Sero idą po proch strzelniczy, kule do armat oraz pistoletów i po inne potrzebne pierdoły, Kendou i Shoji biorą wszystko, co nadaje się do jedzenia, Monoma i Tokoyami rozglądacie się za kasą, ja, Ojiro i Awase zostajemy na statku. A, i oczywiście Pan Maruda idzie po swoje rutino scorbinki. W punkt 12:00 odbijamy. Powodzenia, towarzysze.

Kirishima zauważył, że praktycznie tylko on dostał pieniądze, ale na razie postanowił się tym nie przejmować. Bardziej martwiło go to, że Deku wszędzie skacze, kradnie drobne, wartościowe przedmioty i chowa w jego ubraniach. Po kilku godzinach chodzenia znalazł wszystko, czego potrzebował. Małpka przed południem dawała głośno znać, że już pora wracać na Swimming Dragon. Dosyć ironiczna nazwa statku, zważając na to, że one nie pływają tylko latają pomiędzy wyspami.

Na pokładzie znalazł się jeszcze dużo przed czasem. Po drodze spotkał Denkiego, więc zdążyli się jeszcze sporo pośmiać. O umówionej godzinie pojawiła się ostatnia osoba, byli gotowi do dalszego rejsu.

Cały dzień minął spokojnie, Eijirou ucieszył się, że posiłki mógł jeść ze wszystkimi. Kucharz posłuchał kulinarnych rad, a kapitan nie stawiał mu się w tak zawzięty sposób. Udało mu się nawet w miarę normalny sposób porozmawiać i pośmiać się ze wszystkimi. Jednak nadal nikt nie chciał mu zdradzić celu podróży.

Minął tydzień od porwania chłopaka.

-Ha! Doskonała okazja! -Dało się słyszeć Bakugou z rufy statku. -Statek przed nami! Wygląda na bogaty! Nasz Smok da radę go dogonić! Wszyscy na stanowiska!

Wzniósł się głośny okrzyk. Załoga udała się na swoje miejsca, było widać, że to ich nie pierwszy raz, mają doświadczenie. W kilka minut dogonili ścigany okręt. Swimming Dragon zaatakował pierwszy, pierwszy użył armat. Załoga szybko przedostała się na drugą stronę poprzez zarzucenie haków i złączenie statków razem linami. Przeciwnicy próbowali się bronić, ale byli zbyt zaskoczeni. Drużyna Bakugou szybko się uwinęła i byli już z powrotem z łupami na swoim statku. Czerwonowłosy obserwował wszystko z ukrycia, aby przypadkiem nie dostać zbłądzoną kulą.

-Haha! Ale fart!

-Udało nam się!

-Jak zwykle.

-Dużo mamy!

-To faktycznie była doskonała okazja, kapitanie!

Nastała cisza wyczekująca odpowiedzi Katsukiego.

-Kapitanie?

-Tu jestem, idioci.

Eijirou wyszedł z ukrycia. Jeszcze nie wiedział, co się dzieje. Podbiegł do niego zdenerwowany Sero Hanta. Chwycił za koszulę i wściekle zaczął go gdzieś wlec.

-To twoja wina! Jakie było twoje zadanie?! -Rzucił nim na pokład tuż przed ich kapitanem. -Miałeś go chronić, a nie beztrosko się ukrywać.

Zobaczył, co się stało. Wszyscy byli zmartwieni i wściekli jednocześnie. Bakugou został postrzelony w ramię. Gdyby był młodszy skutki nie musiałyby być takie poważne, jednak wiek robi swoje. Kirishima rozerwał swoją koszulę i chciał zatamować krwotok, jednak, gdy tylko ranny poczuł ból uderzył pięścią swojego lekarza w twarz.

-To boli, skurwielu!

-Wiem, przepraszam, ale inaczej się nie da. -Chłopak starał się zachować zimną krew i mówić treściwie i przekonująco. -Pozwól mi sobie pomóc.

Blondyn starał się opanować.

-Dobra. Rób, co masz robić, a wy go słuchajcie. -Rozkazał.

Lekarz kazał położyć skrzywdzonego i dać szmatkę między zęby, sam pobiegł po potrzebne narzędzia. Ktoś też przyniósł rum, jak poprosił.

-Z tego, co widzę to kula nadal tu siedzi. Wydaje mi się, że utkwiła w kości. -Gorzej być nie mogło. -Będzie bolało... Chwila, po co ten tasak?

-No, do odrąbania ręki, nie?

-Nie! W ogóle nie ma takiej opcji! Zawsze sobie tak radziliście?

-Tak. ­-Chore zwyrole. Trzeba było zaopatrzyć się w lekarza wcześniej!

-Nieważne, odłóż to, daleko. Kendou, tzrymaj mu głowę. Ojiro, chora ręka. Shoji, nogi. Sato, zdrowa ręka. Ja wyjmę pocisk. Kapitanie. -Postaram się go choć trochę uspokoić.- Rozetnę odrobinę skórę, -uspokoić?! -Ale najpierw poleję rumem, będzie szczypać. -Lekarz zdezynfekował narzędzia oraz swoje ręce. Przyszła kolej na ramię Bakugou. Tak agonalnych krzyków w życiu nie słyszał. Przyszła kolej na drobne nacięcia. Kolejna fala wrzasków. Monoma i Kaminari zemdleli. Kula faktycznie tkwiła w kości. Kirishima kilka minut zmagał się z jej wyciągnięciem. Miotanie blondyna wcale nie pomagało, ale wreszcie się udało. Ucichł, zamknął oczy.

-Spokojnie, tylko zemdlał. -Teraz mogę na spokojnie zaszyć ranę.

*

Poprzedni rozdział wydawał mi się za krótki, więc teraz złączyłam dwa i powstał ten długaćki XD

Red OrangeWhere stories live. Discover now