rozdział PIERWSZY

66 6 0
                                    

-Kapitanie. -Uniósł wcześniej opuszczoną głowę, otworzył oczy. Był bliski zaśnięcia, gdyby nie wiedział, że sprawa jest ważna, ostro by nakrzyczał na członka załogi. Jego spojrzenie wyraźnie oznaczało „mów". -Jesteśmy już prawie na miejscu. Czary naniesione na statek działają. Wiedźma powiedziała, że wystarczą na 5 godzin.

-Świetnie. -Zaczął ochrypłym i sennym głosem. Powoli wstał z fotela. -Znacie swoje zadanie, znacie wasz skład na tę misję. Macie 3 godziny na załatwienie całości. Zresztą... Zawołaj pozostałą dwójkę.

Po minucie Sero Hanta wraz z Tetsutetsu oraz Kendo byli w kajucie swojego kapitana.

- Z pozoru zadanie jest proste, uprowadzenie jednego człowieka. Jak już dobrze wiecie, musi to być ten stary lekarz Kirishima, najlepszy na wyspie... A właściwie w obrębie 10 wysp. Dlaczego, to już dobrze wiecie. Trochę mi nawet szkoda, że będzie musiał umrzeć, ale moje życie jest ważniejsze. -Kapitan usiadł na swoim miejscu ze zmęczenia. -Macie tu mapę. Na całe zadanie macie 3 godziny. W końcu na powrót mamy 3 tygodnie. A! I żadnych zamian, wymian. To ma być ten konkretny człowiek. Bo inaczej gorzko tego pożałujecie.

Piracki statek okryty magią, dzięki czemu wyglądał jak jeden z tych należących do Marynarki Międzywyspowej, dobił bez podejrzeń do jednej z latających wysp, Garden Peace.

-Łaa! Jesteśmy na miejscu. Nawet tu ładnie. -Zaczął się zachwycać Sero.
-No może i ładnie, ale nie zapominaj o zadaniu. -Skarciła go ruda dziewczyna.
-Kendo... Doskonale pamiętamy, ale daj nam się przynajmniej napatrzeć! W przeciwieństwie do ciebie nigdy tu nie byliśmy. -Mówił z żalem w głosie Tetsutetsu.

W końcu dotarli do wyznaczonego domu. Udało im się niepostrzeżenie włamać. Po dłuższym czasie krążeniu po pomieszczeniach wreszcie zauważyli swój cel. Mężczyzna siedział sam w pokoju. Zapisywał coś w notatniku okrążony przeróżnymi fiolkami.

-To ty jesteś Kirishima Takejirou? -Bez zahamowań weszli do pomieszczenia, uzbrojeni w pistolety, miecze, sztylety, liny, środki uspakajające.

-Tak. -Mężczyzna zauważył kim są ci ludzie, dumnie uniósł głowę ukazując brak jakiegokolwiek strachu.

-To świetnie, bo pójdziesz z nami. -Dziewczyna wycelowała do niego z pistoletu, w drugiej ręce trzymając miecz. -Chłopcy, zabierzcie pana.

-Tato! Wiem gdzie był błąd. Wystarczyło tylko... -Niespodziewanie do pokoju wszedł młody chłopak trzymający mnóstwo papierów z obliczeniami. Przestraszony zastanym widokiem wszystko upuścił. -Kim jesteście i czego chcecie?!

-Na pewno nie ciebie, gówniarzu. Nie wtrącaj się, bo zdechniesz, a jak będziesz spokojny po pośpisz maksymalnie kilka godzin. Wybieraj. -Zastraszył go Tetsutetsu.

-Eijirou, nie wtrącaj się. Nie chcę, żeby coś ci się stało. -Powiedział spokojnie Takejirou.

-Mamy pieniądze! Jedzenie! Lekarstwa! Bierzcie to wszystko, opuście ten dom, a nikomu nic nie powiemy.

-Haha! Jaki strachliwy. -Zaśmiał się Hanta. -Ale i tak jebać to wszystko! Potrzebny nam tylko twój tatuś. Lekarz.

-Zostawcie go, też jestem lekarzem.

-Ale nie najlepszym.

-On też nie będzie najlepszy jeśli go stąd zabierzecie. Nie widzicie, że ma mnóstwo podłączonych kroplówek? Opatrunki... Jest po wypadku, ma dwie złamane nogi i wile obrażeń wewnętrznych. Bez odpowiedniej opieki tutaj, umrze.

Trójka piratów była w zakłopotaniu, zwrócili się ku sobie.

-No i co teraz robimy?

-A jak wykituje nam po drodze?

-Może faktycznie wziąć tego dzieciaka...

-Głupi! Kapitan wyraźnie mówił, że to ma być ten staruch!

-To bierzemy obydwu.

-Mogą coś kombinować, poza tym żywność jest przygotowana tylko na jednego pasażera.

-I jeszcze wlec przez miasto kalekę z dwoma połamanymi nogami...

-Dobrze, moi drodzy! -Itsuka zwróciła się do obcych. -Staruch może nam się w przyszłości kiedyś przydać, więc kuruj się, dziadziu. Gnojek idzie z nami. -Rzuciła mu spory worek. -Spakuj rzeczy potrzebne do leczenia i utrzymywania przy życiu schorowanych starców. Tetsu! Przypilnuj go, aby nie brał nic podejrzanego. Sero! Zostań z dziadziem, a ja przeszukam sobie dom.

Po godzinie byli już w drodze na statek. Kirishima Eijirou wolał jak na razie nie zadawać pytań. Był wdzięczny, że nie zrobili nic złego jego ojcu. Chłopak miał nie rzucać podejrzeń na ulicy, bo jakiś przypadkowy przechodzeń mógłby ucierpieć.

Kiedy dostali się na statek dali znać, aby odbić z portu. Powoli z przeszywającym ich strachem szli w kierunku kajuty ich kapitana. Byli gotowi na poważne konsekwencje, ponieważ nie do końca wykonali swoje zadanie.

Do środka weszła dziewczyna wraz z czarnowłosym kolegą. Srebrnowłosy pilnował nowego na zewnątrz. Minęło kilka krótkich chwil, ze środka dało się usłyszeć głośne krzyki niezadowolenia. Drzwi z hukiem się otworzyły, prawie wypadły z zawiasów. W przejściu stał zdenerwowany siwy starzec. On ma jeszcze tyle siły?

-Jesteś Kirishima Takejirou? -Kapitan wręcz to wykrzyczał.

-K-Kirishima... Eijirou... -Powiedział przerażony, przełknął ślinę.

-Wiem, że nie! Nie ciebie chciałem! Zginiesz już teraz, a my wracamy!

-Kapitanie Bakugou! Nie mamy na to czasu. Magii maskującej statek pozostało na niecałe 2 godziny, a czarodziejka Creati, tak jak zapowiadała, opuściła nas na tej wyspie. -Wytłumaczył ktoś z załogi.

Chwila... Czy on powiedział Bakugou? Ten Bakugou?! Ten najstraszniejszy pirat?! A to jego najstraszniejsza załoga poruszająca się między wyspami? Czy on przypadkiem nie miał być najmłodszym znanym bandytą? Te myśli nie dały spokoju uprowadzonemu.

 Czy on powiedział Bakugou? Ten Bakugou?! Ten najstraszniejszy pirat?! A to jego najstraszniejsza załoga poruszająca się między wyspami? Czy on przypadkiem nie miał być najmłodszym znanym bandytą? Te myśli nie dały spokoju uprowadzonemu

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

*

No witam kochanych czytelników! :D Zaciekawił pierwszy rozdział? Macie jakieś pomysły jak mogą się potoczyć dalsze losy? Piszcie, a może wykorzystam to w dalszych częściach ;)

Dodam tak skromnie, że przyśniło mi się takie uniwersum XD

Red OrangeWhere stories live. Discover now