Rozdział 11

14 2 0
                                    


Nie ma sensu, żeby u mnie na dysku leżał, taki samotny. Przyda mu się więcej czytelników, niż tylko ja. Trochę ciepełka. 





                                                                                            *


            Nie pamiętam, kiedy po raz ostatni obsłużyłam aż tyle ludzi. Nie kontrolowałam otwierających się i zamykających drzwi, wszystkie stoliki zajęte były niemal cały czas. Przez godzinę bez przerwy stałam jedynie przy kasie i zbierałam płatności, do czasu aż drugi raz pomyliłam się przy wydawaniu reszty. Serce mi wtedy stanęło, stróżka zimnego potu spłynęła po moim karku, a więcej niż jedna para oczu patrzyła na mnie z niezadowoleniem. To nie był mój dzień.

Alice przyszła na ratunek i bez słowa zajęła moje miejsce przy kasie. Zajęłam się więc roznoszeniem zamówień i sprzątaniem brudnych naczyń. Poza nami było jeszcze dwóch chłopaków, którzy zdawali się mieć wszystko pod kontrolą. Tylko ja wypadałam z rytmu, nie mogłam wrócić na swój tor, wciąż popełniałam drobne błędy, które wydłużały moją pracę. Irytowały mnie ciągłe wibracje telefonu, który kilka godzin wcześniej wcisnęłam do tylnej kieszeni spodni. Żałowałam, że nie wyłączyłam go i nie wcisnęłam głęboko do plecaka. Chociaż nie miałam powodu, żeby to robić – odkąd tu pracowałam nie zdarzyło mi się jeszcze, żeby ktoś notorycznie próbował się ze mną skontaktować. Dlatego dostarczyło mi to tylko kolejną porcję nerwów, których miałam powoli dość.

- Vanessa, nie miałam jeszcze żadnej przerwy. Czy mogę zejść na pięć minut? – Zaczepiłam menadżerkę, gdy mijałam ją w przejściu za bar. Miała podciągnięte rękawy granatowej marynarki i wysoko upięte włosy. Zerknęła na moje drżące ręce pełne brudnych naczyń i zwróciła uwagę na mój zmęczony wyraz twarzy.

- Dziesięć. Może nie zginą bez pary rąk. – Skinęła głową, zanim kontynuowała swój marsz. Przytaknęłam sama sobie z ogromną ulgą i odstawiłam naczynia na ladę. Wytarłam ręce w pognieciony fartuch i pierwsze co zrobiłam, to potruchtałam do toalety, żeby mieć z głowy najważniejszą sprawę.

W kuchni, przez którą się przechodziło do pomieszczenia gospodarczego i łazienki, było gorąco. Kucharze włączyli sobie głośną muzykę latynoską dla większej produktywności, więc atmosfera była jeszcze cięższa. Nie mieliśmy zaplecza na zewnątrz, dlatego jedynym sposobem na zaczerpnięcie powietrza, było wyjście przed budynek. Kontrolnie zerknęłam na zegar wiszący na ścianie i ze świadomością siedmiu minut na odpoczynek, bez zastanowienia wyszłam na zimne, późno jesienne powietrze. Przysiadłam na parapecie pod jedną z witryn i wzięłam kilka głębokich wdechów, uspokajając rytm serca.

Telefon znów dał o sobie znać. Przeklęłam pod nosem i wygrzebałam go z kieszeni, zanim niemalże go upuściłam z wrażenia. Czym prędzej odebrałam, nie przygotowując się nawet na żaden zestaw emocji.

- Halo?

- Hej, córcia. – Powiedział do słuchawki. Widziałam oczami wyobraźni jego delikatny uśmiech skażony zmarszczkami dookoła ust i oczu. Nie odezwałam się. Nie wiedziałam, jak zareagować ani co powiedzieć. – Wszystko w porządku? – Zapytał, a we mnie się zagotowało równocześnie z potężnym bólem serca. W moich oczach pojawiły się łzy na to pytanie, którego brakowało już ładnych kilka tygodni wcześniej. Przełknęłam cierpką ślinę i starałam się jak najciszej oddychać.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Sep 26, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

TransatlantykWhere stories live. Discover now