1

525 24 2
                                    

Pov.Kate

Weszłyśmy do gabinetu numer osiem w którym czekał już na nas Doktor.

-Dzień dobry.. -odezwałyśmy się chórem i nieśmiało do mężczyzny, który stał do nas tyłem.

-O, jesteście już, siadajcie... -powiedział ciepło, a my wykonałyśmy polecenie. -Pewnie pani Anderson was nastraszyła... -uśmiechnął się do siebie. -Uważam, że osobą w waszym wieku jest potrzebne towarzystwo rówieśników, chciałbym abyście odwiedzały moich pacjentów w szpitalu.. -skończył przyglądając się nam.

-Oczywiście, nie ma problemu, ale czy pan nie jest lekarzem w szpitalu psychiatrycznym? -zapytałam z lekką obawą.

-Tak.. Gdybyście się jednak zgodziły to pamiętajcie, że nic a nic wam się tam nie stanie, gdyż wszystko jest kamerowane i pilnowane. -mówił tracąc nadzieje.

-Musimy to przemyśleć. -otrząsnęłam się dopiero po kilku minutach.

-Naturalnie.. -wstał i my również.

-Do widzenia. -powiedziałyśmy razem, a mężczyzna odpowiedział to samo.

Szłyśmy właśnie w stronę domu jasno włosej, gdy ta zaczęła.

-To jak, będziemy tam przychodzić? -zapytała a ja bardzo dobrze wiedziałam o co jej chodziło.

-Nie wiem... Nie uważasz, że to zbyt niebezpieczne? -odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

-Przecież doktor powiedział, że tam jest wszystko monitorowane. -próbowała mnie przekonać.

-No to co? Przecież tam zapewne są seryjni mordercy, którzy mają sposoby na takie kamery czy inne takie. -nie przekona mnie.

-A to nie ty mówiłaś, że każdemu bez wyjątku należy się pomoc? -nie odpuszczała.

-Tak, ale nie komuś kto może mnie albo ciebie zabić! -zdenerwowałam się trochę.

-Czemu ty musisz być taką paranoiczką!? -praktycznie na mnie nawrzeszczała.

-To że chcę żyć, czy po prostu czuć się bezpiecznie, nie oznacza, że jestem paranoiczką, po prostu patrzę na każdy możliwy scenariusz! -tym razem to ja się wydarłam.

-Super, ale ty zawsze myślisz o tych czarnych scenariuszach, które rzadko się sprawdzają. -powiedziała spokojniej.

-Przezorny zawsze ubezpieczony.. -mruknęłam pod nosem. -Dobra, skończmy, nie mam ochoty na kłótnię.. -mówiłam jak najspokojniej jak tylko umiałam. Wiem, że z nią bym nie wygrała, jest zbyt uparta. 

Wchodząc do jej domu usłyszałyśmy z kuchni dźwięki, przez co poszłyśmy w tamtą stronę.

-O, jesteście już. Obiad będzie za jakieś dziesięć albo piętnaście minut. -mówiąc to spojrzała na zegarek.

Uśmiechnęłam się do kobiety. Mama Alex była dość niska, tak jak jej córka, ma krótkie ciemne włosy i niebieskie oczy. Nie ma co, moja przyjaciółka na pewno po mamie odziedziczyła wzrost i kolor oczu. Gdy minęło te dziesięć minut, przez które nikt się nie odezwał, ciocia Beth, bo tak kazała mi mówić do siebie, powiedziała, że obiad jest już gotowy.

Usiadłyśmy wszystkie razem w jadalni, połączonej z salonem. Po życzeniu sobie smacznego, znowu nastała grobowa cisza.

-O co się znowu pokłóciłyście? -zapytała retorycznie. Kłótnie to u nas rutyna, zarówno jej mama jak i moja dobrze o tym wiedzą.

-O nic. -spojrzałyśmy się na siebie i odpowiedziałyśmy w tym samym momencie.

-Czyli poszło o coś porządnego. -po tych słowach znowu było słychać tylko i wyłącznie tykanie zegara.

Po zjedzonym posiłku poszłyśmy na piętro do pokoju Alex. Dziewczyna weszła pierwsza do pomieszczenia a tuż za nią ja. Zamknęłam drzwi i usiadłam na łóżko.

-Przemyśl to. -powiedziała nie patrząc na mnie, za to kręcąc się na fotelu jak małe dziecko. Nie mogłam wytrzymać, wybuchłam śmiechem. -Co? -zapytała zdziwiona.

-Nic, nic. Po prostu uwielbiam twoje dziecięce zachowanie. -zaczęłam dalej się śmiać. Po chwili również dołączyła do mnie jasno włosa.

Od godziny siedzimy i oglądamy jakieś seriale, obżerając się przy tym różnego rodzaju chipsów i słodyczy.

-Ty, my sie uczyć miałyśmy. -odezwała się gdy miałyśmy włączyć kolejny odcinek.

-Dobrze wiesz, że ja się uczyć nie muszę. -powiedziałam spoglądając na nią.

-Już się tak nie wymądrzaj, przynajmniej mnie nie nazywają nerdem. -wystawiła mi język. Niektórych by to zabolało, ale nie mnie, nie przeszkadza mi to.

-Ja przynajmniej nie muszę się martwić czy zdam. -powtórzyłam jej gest.

Z ciekawości spojrzałam na telefon, który pokazywał godzinę dziewiętnastą, wypadałoby się powoli zbierać do domu. Zaczęłam pakować rzeczy do plecaka. Informując przyjaciółkę i jej mamę, wyszłam z ich domu.

Do przestanku mam jakieś pięć minut drogi, czyli powinnam zdążyć. Żeby umilić sobie drogę założyłam słuchawki i puściłam ulubioną playlistę. Gdy dotarłam na przestanek, spojrzałam na godzinę, dziewiętnasta dziesięć, czyli autobus zaraz powinien być.

-Wróciłam!! -wydarłam się gdy przekroczyłam próg domu. Ściągnąłam trampki i ruszyłam do swojego pokoju na górze. Po drodzę zajrzałam do Nick'a.

-Czego? -jak zawsze miły, i ten mój sarkazm.

-Gdzie mama? -zapytałam nie zwracając uwagi na to że odezwał się tak po chamsku.

-Nie wiem, albo na zakupach, albo u pani Brown. -pani Brown to nasza sąsiadka, starsza zgaduję że jest po osiemdziesiątce.

-Stało się coś? -zadałam kolejne pytanie, gdy brunet uderzał nerwowo palcami wybijając rytm jakiejś piosenki.

-Nie, jest super. -odpowiedział oschle. Widziałam, że denerwuje go moja obecność, więc poszłam do swojego pokoju.

Usiadłam wygodnie na środku łóżka, wcześniej zamykając za sobą drzwi.
Łapiąc odpowiednio strutny zaczęłam grać. Takie właśnie granie mnie odstresowywało. Coś dzięki czemu mogę się wyrzyć.

Po około pół godzinie usłyszałam że ktoś puka do drzwi. Gdy powiedziałam "proszę", za ich powłoką pojawił się Nick.

-Przepraszam, mam dzisiaj gorszy dzień.. -zaczął ze skruchą. -Domyślam się, że skoro do mnie przyszłaś, chciałaś się zapytać o coś jeszcze. -usiadł na łóżku obok mnie.

-Skoro masz gorszy dzień to nie będę ci swoich problemów dodawać. -powiedziałam kładąc gitarę obok.

-Mów. -mówił może ciut ostro, ale wiem, że nie jest na mnie zły.

-Dostałyśmy kolejną prośbę od wolontariatu.. -chłopak o niebieskich oczach przytaknął głową. -Chcą żebyśmy chodziły do szpitalna psychiatrycznego, żeby pacjenci lepiej się czuli.. -skończyłam i spojrzałam na niego chcąc wyczytać z jego twarzy co o tym myśli.

-Niech zgadnę, ty się boisz, a Alex cię namawia? -zapytał retorycznie. Kiwnęłam twierdząco głową. -Moje zdanie jest takie, powinnaś iść. Wiem, że i tak zrobisz to co będziesz uważała za słuszne, ale pamiętaj, że gdyby co, to masz nawet silnego brata. -wypiął się dumnie, a ja prychłam śmiechem. Jednak po chwili się do niego przytuliłam.

-Dziękuję.. -szepnęłam.

-Co ty byś beze mnie zrobiła.. No ale chyba nie myślisz, że zrobiłem to dobrodusznie. -zaczął poważnie, a ja zmarszczyłam brwi w skupieniu. -Zagraj mi coś. -powiedział z uśmiechem pięcioletniego dziecka, podając mi gitarę. Po raz pierwszy był dla mnie taki miły.

Może powinnam to przemyśleć i się zgodzić?

~~~~~~~~~~~~~~~~~
Miałaś lepszy pomysł, dlatego zmieniłam końcówkę.
-crazy-idiot-

Will You Help Us?Kde žijí příběhy. Začni objevovat