Nowy przyjaciel

356 32 93
                                    

Od zdarzenia minął tydzień. Wszyscy byli zmęczeni. Parę osób ucierpiało, na szczęście nie było zgonów.

Ja postanowiłem odpocząć. Leżałem na kanapie rozmyślając o wszystkim i o niczym. Typowe.
Postanowiłem znaleźć sobie znajomych. Nie chciałem aby Hank ciągle był zatruwany moimi myślami. W końcu on też miał prawo do spokoju. Wybrałem się do ulubionego baru. Pamiętacie tego barmana? Chyba zostaliśmy takimi "dobrymi znajomymi". Czułem się szczęśliwy. Przez te całe miesiące byłem wycieńczony całym złem, stresem, smutkiem... Życiem. To był naprawdę trudny czas. Miałem nadzieję, że on przeminął. Chciałem w końcu normalnie funkcjonować.

Wchodząc do lokalu usłyszałem charakterystyczny dzwoneczek.

- Siema Connor! - usłyszałem barmana. Miał na imię Patrick, ale wszyscy mówili na niego Rick.

- Cześć Rick, jak się masz? - zapytałem siadając przy barze.

- Dobrze, a ty? - zapytał się.

- Może być. - odpowiedziałem.

- Świetnie wyglądasz, nowa stylówka? Podchodzi pod hippiską, podoba mi się. - wskazał na moją koszulę, która pożyczyłem od Hank'a.

- Można tak powiedzieć - zaśmiałem się - Pożyczyłem je od Hank'a. Ma ich dużo w różnych wzorach i kolorach, więc nie miał nic przeciwko.

- Zajebiście. Wiesz, że na rynek wyszły nowe trunki dla androidów?

- Poważnie? - zdziwiłem się.

- Poważnie! Podobno są smaczne. Tak słyszałem, nie piłem. - zrobił przerwę - Wolałbym tego nie próbować, wylądował bym albo w toalecie albo w szpitalu! - zaśmiał się.

- No tak. - potwierdziłem.

Rick na chwilę odszedł obsłużyć klienta, a ja postanowiłem napisać do Andersona, że jestem z kumplem. Odkąd zacząłem wychodzić wszędzie sam, ciągle się na mnie wścieka, że go o tym nie informuję. Wcale mu się nie dziwię, że jest zły - w końcu ostatnie wydarzenia kojarzyły się tylko z moimi wyjściami.

- To co? Chcesz spróbować? - zapytał kolega.

- W sumie dlaczego by nie. - uśmiechnąłem się w jego stronę.

Chłopak nalał mi trunku, po czym dodał:
- Wiesz co, słyszałem, że lepiej smakuje z tym. - wyciągnął tajemniczy woreczek z kieszeni.

Nie wiedziałem co to, dlatego pomyślałem, że warto próbować nowych rzeczy.
Wziąłem do ręki jedną pigułkę i popiłem ją zwinnie napojem. Smaczne.

- I jak? - zadał pytanie.

Już chciałem mu odpowiedzieć, gdy nagle poczułem się nieswojo. Inaczej. Poczułem nieznane przyjemne uczucie w żołądku. Patrick widząc mój stan jedynie uśmiechnął się.

Poczułem potrzebę udania się do łazienki. Wstałem z krzesełka.
Będąc już w toalecie spojrzałem się w swoje odbicie. Dziwnie wirowało. Byłem zachwycony nowym widokiem. Widziałem lekko na kolor zielony. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie przeżywałem.
Chwiejnym krokiem wróciłem do Ricka.

- Jak się czujesz? - znów zapytał.

- Powiem ci... Zajebiście...?

- Dopij. - odparł i wskazał na kieliszek.

Wziąłem o mało co nie wylewając zawartości i wypiłem ją do końca.

Wydawało mi się, że wszystko wiruje.

_______________________________

Perspektywa Gavin'a Reed'a

Jak co wieczór, lubiłem odwiedzić moją ostatnio ulubioną knajpę w Detroit. Pchnąc drewniane drzwi zawalone różnymi tabliczkami, wszedłem do lokalu. Rozejrzałem się, szukając odpowiedniego miejsca dla siebie. Usiadłem przy stoliku, który był kawałek dalej od barku. Oparłem ramię o oparcie kanapy, czekając na obsługę. Podeszła do mnie kusząca swoją urodą blondynka. 

- Witam, co panu podać? - spytała uroczym głosikiem.

- Poproszę to co zwykle.

Powiedziałem odwracając wzrok. Bywałem tu dość często. Knajpa w ogóle się nie zmieniła. Odkąd sięgam pamięcią, wystrój nie zmienił się w ogóle. Ciągle ta sama mokra plama na suficie, dziura w podłodze i brudna zasłona. Pomimo to, lubię tutejszy klimat.
Gdy blondyna nie ruszyła się z miejsca, posłałem jej niezrozumiałe spojrzenie.

- Eh, przepraszam ale... Ja jestem nowa i...

Zrozumiałem o co jej chodzi.

- Nie ma sprawy... Poproszę jedną Cuba Libre I nachosy.

Dziewczyna pokiwała głową i oddaliła się.

Po paru minutach, znudzony, zacząłem rozglądać się po barze. Nagle mój wzrok przykuł wysoki brunet. Z całej knajpy wyróżniał się swoim nietypowym ubiorem - koszulą w dziwne musztardowe i niebieskie wzorki.
Czy to... Connor?

Odkąd go uratowałem... Nie widywaliśmy się... Co on tu robi?!

Zauważyłem także bariste z blond czupryną. Wyglądali na kumpli, póki starszy podał mu woreczek. Byłem znawcom jeśli chodzi o takiego typu woreczki. Nie raz przydzielono mi sprawę z narkotykami i nie raz je sam spożywałem...

Connor wziął jedna pigułkę i popił ją... alkoholem... Przecież to mieszanka po której może się kurwa nie pozbierać! Zszedł z krzesełka i udał się do łazienki.
Zastanawiałem się, czy nie zrobić porządku z tym facetem, ale gdyby ktoś z stąd dowiedziałby się, że jestem gliną - nie byłbym tu mile widziany. Oczywiście Hank był, bo on jest szanowanym porucznikiem... Ja jestem raczej tym znienawidzonym... Tutaj raczej mało kto mnie zna. Dlatego zmieniłem miejsce do picia.

Podeszła do mnie długo wyczekiwana obsługa.

- Dłużej się kurwa nie dało?! Japierdole to tylko jebany drink i parę nachosów! - krzyknąłem, na co kobieta zadrżała.

- Niech pan na mnie nie krzyczy... Dziś jest wyjątkowo duży ruch...

- Machnąłem ręką, aby już poszła i upiłem łyka na rozluźnienie. Świadomość, że jebany plastik nie wie co wziął, rozszarpuje mnie od środka.

Próbowałem o tym nie myśleć, lecz on dalej krążył mi w głowie. Wypiłem już prawie całego drinka, a spięcie nie ustało. Zauważyłem jak Connor wychodził chwiejnym krokiem z łazienki.
Podszedł do podejrzanego typa, którego muszę poszukać w bazie danych jutro rano, po czym zaczął coś do niego gadać. Zirytowany bezsilnością, warknąłem wściekły i wstałem z brązowej skórzanej kanapy. Podszedłem do baru.

- Ekhem. - chrząkłem teatralnie, chcąc zwrócić na siebie uwagę. - Dobry wieczór, poproszę Black Russian. Tylko z większą iloscią likieru Kahlua.

Zdezorientowany biały mężczyzna odwrócił się.

- Tak, tak, proszę zaczekać. Nie widzi pan, że obsługuję teraz kogoś innego? - powiedział chamskim tonem.

We mnie zagotowała się złość, a na dodatek bylem juz po pierwszym drinku.
Podeszłam bliżej lady i złapałem gościa za kołnierz.

- Słuchaj skurwysynie, dobrze widzę co robisz temu młodemu. Dałeś mu jakieś prochy racja? - wysyczałem wściekły.

Blondyn jedynie uśmiechnął się pewny siebie i krzyknął:

- Borys, ten mężczyzna jest agresywny!

Posłał mi ostatni zwycięski uśmiech, po czym poczułem mocne szarpnięcie.

- Idziesz ze mną kolego. - powiedział do mnie muskularny, czarnoskóry, wysoki mężczyzna.

- Chwila, chwila - uśmiechnąłem się - Jestem z Policji Detroit. - powiedziałem, pokazując mu odznakę.

- Okej, ale to nie upoważnia cię do naruszenia cudzej przestrzeni osobistej, tym bardziej kierując się w przemoc. Na razie masz szczęście, następnego razu ma nie być, ponieważ wtedy inaczej sobie porozmawiamy. Nie będę już taki wyrozumiały.

Napakowany ochroniarz skończył robić wykład i w końcu odszedł.

No i co ja mam teraz kurna zrobić.

Life Failed | Detroit: Become Human ! [WSTRZYMANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz