Niebezpieczeństwo

436 50 107
                                    

Nazajutrz, kiedy tylko porucznik pojechał do pracy, zacząłem dokładnie rozmyślać o moim planie. Kiedy słońce już zaszło, postanowiłem zrealizować mój plan. Wziąłem czarną torbę, spakowałem parę ubrań, zapasy tyrium i pieniądze. Tylko tyle było mi trzeba. Nie przedłużając ostatnich chwil w domu...Napisałem list.

"Poruczniku... Nie chciałem tego, ale życie nie daje mi innego wyboru. Muszę chronić osoby na których mi zależy. Chronić od siebie samego. Nie mogę pozwolić, aby coś stało się Tobie lub Sumo. To wręcz absurdalne, ale moje serce w tym momencie krwawi... Rozdziera się we mnie na małe kawałki.
Robię to tylko dla Waszego bezpieczeństwa. Hank, proszę nie szukaj mnie. Nie próbuj niczego, co mogłoby pomóc w odnalezieniu mnie. Nie stanę nigdy więcej na twojej drodze. Już nigdy nie będę dla Ciebie zagrożeniem. Pomimo mojego stania się defektem, zrozumiałem, że pewnych cech i oprogramowań nie da się złamać. Jesteś dla mnie jak rodzina... Jak ojciec. Nigdy tak naprawdę nie czułem większego szczęścia, niż przy Tobie. Dziękuję Ci za wszystko jak i przepraszam. Żałuję wiele rzeczy, ale nie wybaczyłbym sobie, gdybym znów zagrażał Twojemu życiu. Nie, to nie może się już powtórzyć. Nigdy.
Żegnaj... tato."

W trakcie pisania listu, popłakałem się. Moje serce biło zbyt szybko. Poziom mojego stresu był wysoki. Pożegnałem się z Sumo, wiernym psem, następnie wychodząc z domu. Zamknąłem drzwi na klucz, który za chwilę zostawiłem pod wycieraczką.

To nie był zwykły ludzki sen. To było ostrzeżenie. To nie koniec Amanda. Nie poddam się.

Punkt widzenia Hank'a.

Wracając cholernie zmęczony z pracy, odkluczyłem drzwi. Było to dziwne, ponieważ zawsze były otwarte, ale nie zwróciłem na to większej uwagi. W domu było cicho. Nagle, Sumo do mnie podszedł. Nie wyglądał na szczęśliwego. Zaczął dziwnie i wkurzająco piszczeć.

- Co jest? Connor znów zapomniał cię nakarmić? - ukucnąłem, za chwilę głaszcząc psa po głowie. - Connor! Czemu go nie nakarmiłeś?! Biedak jest teraz głodny...

Wstałem i skierowałem się do kuchni. To co zobaczyłem zbiło mnie z tropu. Miski były pełne.

- Connor! Głuchy jesteś?! - krzyknąłem jeszcze raz. - Co jest...

Szybkim krokiem skierowałem się do jego pokoju. Nie było go. Nie mógł wyjść na spacer, było zbyt późno... Chociaż po wczorajszym, mógłbym się tego spodziewać. Wróciłem do kuchni, lecz tym razem na blacie zauważyłem kartkę. Kiedy przeczytałem pierwsze słowa, trzęsącymi dłońmi wziąłem papier w dłoń. Zagłębiając się w tekst, słowa zaczęły się ze sobą zlewać. Nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie czytałem. Natychmiast musiałem usiąść.
Moje serce zaczęło dawać o sobie mocniej niż zazwyczaj. W kącikach oczu, zaczęły pojawiać się mokre łzy.

- Connor... Nie... - powiedziałem szeptem zrezygnowany do granic możliwości. - Dlaczego mnie opuściłeś... Dobry Boże.

Teraz mokra, słona woda przemieszczała się z całej długości polika na ubrania.

- S-synu... Dlaczego?! - krzyknąłem pełen emocji. Jednym ruchem dłoni zgniotłem kawałek papieru w kulkę i rzuciłem o ścianę. Zakryłem twarz dłońmi. Po najgorszych pięciu minutach, przyszedł do mnie pies. - Mój kochany Sumo. Ty byś mnie nigdy nie opuścił. Prawda?

Usiadłem na podłodze opierając się o ścianę i przytuliłem zwierzę. Spojrzałem na papierową kulkę. Kiedy uspokoiłem się, wziąłem ją do ręki. Rozprostowałem jej zgniecione boki. Czytałem tekst w kółko i w kółko, próbując zrozumieć sens. Zrozumieć, co się stało, że mnie opuścił.

Punkt widzenia Connor'a.

By nie tracąc czasu i nie wspominać chwil spędzonych w tym miejscu, zacząłem biec. Biegłem tak szybko, na ile mogłem sobie pozwolić. Starałem się opanować moje emocje, które tylko mnie spowalniały. Nagle zaczęło mi się kręcić w głowie. Miałem nie wyraźny wzrok. W uszach słyszałem tylko pisk. Okropny głuchy pisk. Pamiętam tylko tyle, że upadłem na ziemię, mocno uderzając o chodnik.

Poczułem zimno. Już wiedziałem gdzie się znajduję.

Amanda.

- Brawo, brawo Connor. - w powietrzu zawirował kobiecy głos.

- Co to za część twojego chorego planu?! A może nie udało ci się go wykonać?! Byłem sprytniejszy! Nie uda ci się! - krzyczałem zdenerwowany i pewny swoich słów.

- Oj Connor, jeszcze dużo się musisz nauczyć. Myślałam, że jesteś jednym z tych mądrzejszych maszyn - przerwała na moment - Mój plan wypalił świetnie.

Zdębiałem zdezorientowany.

- Co?

- Tak jak się spodziewałam... Jesteś głupi Connor. Defektyzm wyprał ci całkowicie świadome i logiczne myślenie. - mówiła, a ja kompletnie nie rozumiałem.

- D-do czego zmierzasz?! - zapytałem przerażony.

- Należysz do mnie. Polegasz na mnie. Jesteś moją własnością. Nigdy się mnie nie pozbędziesz. Nie bez powodu dostałeś wizję. Otóż to, przewidziałam, że będziesz chciał uciec od Porucznika Anderson'a i "nie narażać go sobą". - zaśmiała się podle - Dlatego sprawiłam, że miałeś sen. Prawie nie możliwy dla androidów. Ty nie żyjesz. Podlegasz opcjom oprogramowania. Może i łamiesz niektóre skrypty, ale i tak nie pozbędziesz się wszystkich. To byłoby nie możliwe. Inne androidy - może, ale nie ty. Skoro zostałeś zrobiony do łapania defektów, musiałeś mieć nieco mocniejsze... zabezpieczenia.

Gapiłem się i stałem całkowicie oszołomiony. Nie mogłem wydać z siebie słowa. To wszystko... mnie dobiło. Lecz ona bezlitośnie kontynuowała.

- Przedstawiłam ci śmierć Hanka, abyś go opuścił... Tylko bez ciebie tak naprawdę jest bezbronny. Jesteś taki naiwny Connor.

To wszystko była pułapka. Dałem się nabrać. Hank... Jest w niebezpieczeństwie. O nie... Jak mogłem być taki naiwny?!

- Chciałeś go chronić, a naraziłeś go na niebezpieczeństwo. Zabawne, myślałeś, że zginie z twojej ręki, a teraz tak czy inaczej zginie, lecz już nie z twojej winy... Mój plan wypalił łatwiej niż myślałam. - mówiła że stoickim spokojem, lecz w jej oczach można było dostrzec podłość i władzę. - Powtarzałeś sobie naiwnie "To nie koniec", a teraz cię zaskoczę! - przerwała, po chwili dodając - To koniec Connor.

Na jej twarzy pojawił się triumfalny uśmiech zwycięstwa.

Znikła.

W mojej głowie myśli szalały. Zadawałem sobie milion pytań. Chciałem się uwolnić z tego okropnego, zimnego miejsca. Biegiem zacząłem szukać wyjścia. Kręciłem się tylko w kółko... Powoli tracąc nadzieję, zauważyłem z dala niebieskie światło. Pobiegłem w jego stronę. Nie wiedziałem, co to było, ale nie miałem nic do stracenia. Dotkłem zimnej szklanej płyty, z którego świeciło rażące w oczy, światło. Ogromny blask sprawił, że mimowolnie zamknąłem oczy. Kiedy je otworzyłem, leżałem brudny na chodniku. Udało się! Szybko wstałem i zacząłem biec jak najszybciej w kierunku domu.

Mojego domu.

Wydawało mi się, że biegnę jeszcze szybciej niż poprzednio. Niebo niedawno było ciemne, lecz teraz już można było dostrzec jaśniejszą barwę. To oznaczało, że za parę godzin będzie ranek. Musiałem się pospieszyć.

Kiedy w końcu dotarłem na miejsce, jak poparzony, prawie wywarzyłem drzwi. Nie mogłem znaleźć Hank'a. Zacząłem panikować.

Life Failed | Detroit: Become Human ! [WSTRZYMANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz