Zmiany i zasłużony spokój

406 39 85
                                    

Perspektywa Gavin'a Reeda (Zaczynając od poszukiwań Hank'a)

Z racji tego, że Hank'a gdzieś wpierdoliło, musiałem szybko wyjść go szukać. Po cholerę jakiegoś dziadka ratować.

Wszyscy panikowali, gdy ja byłem spokojny. Weszliśmy do śmierdzącego budynku. Podzieliliśmy się na grupy. Ja oczywiście byłem z Chris'em. Zaczęło się z grubej rury, bo zaraz usłyszeliśmy strzały. Ja jak zwykle w gotowości że znajomym, pobiegliśmy w stronę hałasu. Okazało się, że Dan był ranny. Szkoda ziomka. Dostał w rękę, nic mu nie będzie. Wyliże sie.
Ktoś zadzwonił po karetkę, a w tym czasie Jeff z... Connorem pobiegli gonić jakiegoś plastika. Ja wyluzowany zszedłem na dół. Zorientowałem się, że jestem sam. Nie poczułem strachu - wręcz przeciwnie. Czułem się pewnie, że sam dam radę załatwić te gówna. Nie mają ze mną szans.

Weszłem do piwnicy. Śmierdziało cholernie, więc chciałem wyjść. Nagle usłyszałem szelest, dlatego zawróciłem.

- Chodź tu! Pokaż się, jak taki kozak z ciebie! - krzyknąłem, gotowy do rozstrzelenia głowy tym pustakom.

- Widzę, że pierwsza ofiara chętna. Tak z samej woli do nas przyjść? Szacunek drogi Gavinie. - zaczął do mnie mówić jak jakiś psychopata.

- Kim jesteś i czego chcesz złomie?! Jak tak gości zapraszasz, to przynieś mi kawę, kupo gówna! - zaśmiałem się.

- Widzę, że z przerośniętym ego, a z mniejszym już na dole, haha.

- Co kurwa powiedziałeś? - nagle z ciemności wyłonił się ktoś na podobiznę Jim'a Carrey'a i Jokera w jednym. Paskudztwo. - O kurwa, ale ty jesteś brzydki.

- Dziękuję, hahahah! - ten psychopata zaczął się śmiać gorzej niż mój stary.

- Kim ty w ogóle jesteś?

- Jestem tym, który lubi ekstremalne zabawy! Hihi, pobawimy się! - zaczął irytująco piszczeć. Gościu albo coś brał albo załatwię mu miejsce w psychiatryku.

- Sorry nie jestem gejem, a teraz pokazuj dowód, policja. - nakazałem pokazać dokument tożsamości i pokazałem odznakę. Mężczyzna znów się głośno zaśmiał, a zza cienia wyłoniło się kilku następnych. Na oko wyglądali na dwa razy większych niż brzydal.

Rozwalę ich, niech tylko dadzą mi pretekst. To Policja Detroit, he he - zaśmiałem się w duchu.

- Coś nie gra, panie policjancie? - nie odpowiedziałem mu. Zdążyłem zaobserwować, że mężczyźni są uzbrojeni. Chuj, może w końcu będę martwy. Ale najpierw ich załatwię pierwszy. Nie mogę umrzeć z porażką, otóż to.
Wyciągnąłem broń i zdąrzyłem postrzelić tylko dwóch, a ja sam oberwałem w ramię. Schowałem się za ścianą. Miałem plan zastrzelić resztę ale nagle oberwałem w głowę.

Oh powtórka z rozrywki. Muszę zacząć obserwować swoje tyły.
Upadłem na zimną ziemię. Próbowałem się złapać obrazu, który stawał się coraz bardziej nieostry.

Obudziłem się w zamkniętym pomieszczeniu. Drzwi były zamknięte. Z racji tego, że były porządne, nie mogłem ich wywarzyć. Po paru minutach główkowania, usłyszałem strzał. Cholera, co tam się dzieje. Za chwilę doszły mnie różne krzyki i odgłosy szarpaniny.

Przyszli po mnie? Nareszcie...

Spojrzałem w dziurkę od klucza. Mało widziałem, ale udało mi się zauważyć Hanka i Connora kulejących w stronę wyjścia.

Co im się stało?

To zapewne sprawka tego psychola. Nagle przypomniałem sobie, że może mam jakiś spinacz przy sobie. Czasami nosiłem go na wszelki wypadek, gdybym chciał spiąć jakieś dokumenty. Uśmiechnąłem się do siebie, kiedy znalazłem dwa.

Life Failed | Detroit: Become Human ! [WSTRZYMANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz