Isn't It Lovely...?

Začít od začátku
                                    

- Emily?- głos pana Lee przerwał ciszę.

Dziewczyna szybko otarła policzki i podniosła się z posadzki.

- Nóż czeka w gabinecie jednego z lekarzy. - odpowiedziała odgadując cel mężczyzn. - Proszę zapytać pielęgniarek.

Jeden z policjantów oddalił się w celu zabrania narzędzia zbrodni.

- Proszę być w dobrej myśli. Z wstępnych ustaleń mogę państwa zapewnić, że sprawca jest nam znany, dlatego wystarczy wykonanie kilku testów i bez trudu go złapiemy. - zapewnił detektyw, po czym dołączył do swojego partnera.

Zaraz po ich wyjściu pojawił się Namjoon.

Miał na sobie czarną koszulkę i za duże jeansy, ściśnięte paskiem zgarniętym z poprzednich ciuchów.

Oprócz tego przytulał do piersi kurtkę, która jako jedyna nadawała się do użytku.

Nim jednak zdołał się odezwać, pojawił się chirurg.

- Czy ktoś z państwa jest rodziną pacjenta?

- Jestem jego mężem. - odpalił bez namysłu Kim.

W końcu i on i Jin mieli to samo nazwisko, więc brzmiało to sensownie, zwłaszcza, że gdyby był szczery nie dowiedziałby się niczego na temat stanu zdrowia starszego.

- Proszę za mną w takim razie.

Koreańczyk ruszył za doktorem, starając się wyczytać cokolwiek z jego ściągniętej zmęczeniem twarzy, lecz jej wyraz pozostawał nieruchomy.

- *Pański mąż w wyniku pchnięcia odniósł obrażenia jamy brzusznej z uszkodzeniem żyły głównej, jelita grubego, dwunastnicy i trzustki. Jednak dzięki temu, że nóż nie został wyciągnięty nie stracił aż tak dużo krwii, nie zmienia to jednak faktu, że najbliższa doba zadecyduje o jego życiu. Na wszelki wypadek wprowadziliśmy go także w stan śpiączki farmakologicznej.

- A czy ja mogę do niego zajrzeć? - zapytał szarowłosy, czując się jakby właśnie dostał po twarzy.

Słowa specjalisty wciąż odbijały się echem w jego głowie.

- Ma pan, zaledwie kilka minut. W normalnych warunkach nie wyraziłbym na to zgody, ale doskonale pana rozumiem i nie mówię tego jako facet w białym kitlu, który wyrył dziesiątki podręczników na pamięć, ale jako człowiek, który parę miesięcy temu siedział w tym samym korytarzu, a nawet krzesełku i czekał na wieści o żonie. Jako lekarz nie powinienem tego mówić, ale wiem, że nie tylko medycyna przywraca ludziom zdrowie. Chorzy potrzebują świadomości, że osoby im bliskie wierzą w ich powrót, dlatego proszę się z nim nie żegnać.

- Dziękuję.- szepnął Namjoon z trudem hamując łzy.

Wychodząc zabrał ochronny strój, po czym ruszył za siostrą salową.

Czuł jak jego serce z sekundy na sekundę zwalnia.

Być może faktycznie tak było, lecz kiedy ujrzał Seokjina przypiętego do tych wszystkich urządzeń, mocne ukłucie rozeszło się po jego klatce piersiowej.

- Słońce- zaczął niepewnie, głaszcząc wierzch dłoni Kima.- Nawet nie wiesz ile bym oddał, żeby być na twoimi miejscu. Pamiętaj, że jesteś dla mnie wszystkim i kocham cię z całego serca. Teraz żałuję, że zamiast od początku próbować się do ciebie zbliżyć wolałem się wycofać.

Na sekundę płacz przejął kontrolę nad mężczyzną.

Nie był w stanie dłużej udawać, dlatego nie chcąc przeciągać tortur, po prostu wyszedł.

Zdarł z siebie zieloną odzież i wybiegł na zewnątrz.

Zawsze uciekał od problemów.

Był tchórzem.

Był słaby, tak jak wtedy.

Zachowywał się jak głupie dziecko, ale nie można go winić w końcu wciąż nim był.

Nikt nigdy nie pokazał mu jak powinien walczyć, jak bronić się nie używając miecza, a jedynie własnej siły.

Był zagubiony i nie widział światła we mgle, która go otaczała, nawet jeśli ono tam było, tylko tliło się zbyt wątle.

Potrzebował go tak bardzo, rozpaczliwie.

Nawet jeśli przez tyle lat wmawiał sobie, że jest inaczej.

Dopiero teraz zrozumiał, że jego nadzieją oraz ostoją był właśnie Kim Seokjin.

Dokładnie ten sam chłopiec, który te osiemnaście lat temu wdał się w bójkę tylko po to by ocalić kogoś tak nieważnego jak Kim Namjoon.

Ale Namjoon nie jest kimś nieistotnym.

Nigdy nie był.

Nikt nie jest.

Wszyscy zasługujemy na kogoś, kto niczym latarnia morska będzie prowadził nas przez sztorm i pozowali odnaleźć bezpieczną przystań.

I Namjoon właśnie teraz to zrozumiał.

Jego krzyk poniósł się po okolicy, a ciałem wstrząsnął dreszcz, gdy czyjaś  dłoń dotknęła jego ranienia

Ups! Tento obrázek porušuje naše pokyny k obsahu. Před publikováním ho, prosím, buď odstraň, nebo nahraď jiným.


Jego krzyk poniósł się po okolicy, a ciałem wstrząsnął dreszcz, gdy czyjaś dłoń dotknęła jego ranienia.

- On do nas wróci, jestem tego pewna.- westchnęła Emily, klękając obok Nama.

Dwudziestotrzylatek bez namysłu ją przytulił.

Ich gorące łzy mieszały się z chłodem deszczu, zupełnie jakby ich łamiące się serca były jedną rzeczą na świecie dającą ciepło tak duże, że nawet natura nie była w stanie go złamać.

- Jeszcze dostaniemy burę za to, jak się przeziębimy. - uśmiechnął się delikatnie szarowłosy.

Kelnerka odwzajemniła gest, patrząc uważnie na chłopaka.

Widząc głębię uczuć, jaka wręcz kipiała w jego oczach, dotarło do niej, że w kimś tak wspaniałym nie można się nie zakochać.

To wtedy zapragnęła, by Minho też kiedyś tak na nią spojrzał.

💜💜💜


*To są urazy prawdopodobne po otrzymaniu ciosa nożem, wyciągnięte z jednego artykułów i lekko zmodyfikowane na rzecz opowiadania, dlatego proszę o wyrozumiałość

💜💜💜

Hejo👋🏼

Przepraszam was za taką obsuwę, ale moje oczekiwania jednak przerosły wenę i jakoś niezbyt mogą się pogodzić.

Mam nadzieję, że uda mi się skończyć do października albo chociaż końca przyszłego tygodnia.

Widzimy się w następnym, oby lepszym niż ten C;

I kochajcie filmik w mediach, bo gdyby nie on, nic by się nie ukazało dzisiaj 😅

Buzi 😘




Summer Love / NamjinKde žijí příběhy. Začni objevovat