Róża i motyl - Alicja Krawiec

55 8 2
                                    

Siąpił lekko deszcz, Ala biegała po ogrodzie. Na ścieżce, tuż obok rabaty z różami, zrobiła się mała kałuża.

– Aluniu! – zawołałam z tarasu. – Podwieczorek na stole, chodź szybciutko! Nie biegaj już po ogrodzie, deszcz pada! – Czy usłyszała?

Spojrzałam ze zdziwieniem na moją wnuczkę. Co ona zrobiła? Ściągnęła sandałki i weszła prosto do kałuży!

– Alu, wyjdź natychmiast z kałuży, przeziębisz się! – zawołałam głośno.

Byłam zatroskana. Alunia tak łatwo się przeziębiała. Siedziałam na leżaku, który całe lato stoi na tarasie. Tutaj krople deszczu nie miały dostępu. Spojrzałam kątem oka na wnuczkę. Wyszła z kałuży, biegła boso, sandałki zostały na trawie. Wpadła na taras, wołając:

– Babciu, babciu! Spójrz, płatki róży. Tej czerwonej, którą tak bardzo lubisz. Uratowałam je, pływały w kałuży. Babciu, a róża była taka smutna! Płakała.

– Kwiaty nie płaczą – powiedziałam.

Ala spojrzała na mnie zdziwiona.

– Jak to nie płaczą? Sama mówiłaś, że płaczą. Jak w twoim śnie. Babciu, nie pamiętasz? – Potok słów popłynął z ust Aluni.

Odwróciłam głowę, nie chciałam, by zobaczyła łzy, które pojawiły się nagle w moich oczach, niepytane o zgodę. Ilekroć wspominałam różę z kroplami deszczu na płatkach, moje oczy natychmiast stawały się mokre.

– Babciu, ty płaczesz! Żal ci róży?

Otarłam łzy wierzchem dłoni.

– Nie, Aluniu, to deszcz. Przydałby się parasol. Pobiegnij i przynieś, wiesz, ten czerwony jak róża, która zgubiła płatki.

– Babciu, na tarasie deszcz? Co ty mówisz?

– Masz rację, płaczę, bo żal mi róży – odpowiedziałam cicho.

– Opowiesz mi swój sen? – spytała z nadzieją w głosie. – O róży i motylu? Babciu, ja tak ładnie proszę!

– Umyj rączki, zjedz podwieczorek, a co będzie potem, to zobaczymy – powiedziałam, wiedząc, że za kilka minut rozpocznę swą opowieść.

Minkę Ala miała taką, jakby za chwilę miała się rozpłakać. Czyż mogłam odmówić mojej kochanej wnusi?

Mogłam odmówić sobie przeżywania na nowo snu, który tak głęboko wrył się w moją podświadomość? Snu o róży, takiej jak ta z mojego ogrodu, o motylu i o kroplach deszczu – łzach, które bez względu na pogodę, ciągle lśniły na płatkach róży?

Nie wiem co było snem, a co jawą. Bo w moim śnie byłam ja, moja wnuczka, róża, motyl i krople deszczu. Prawie tak, jak w życiu. Tylko, że we śnie róża żyła, czuła, a i motyl też nabierał cech ludzkich.

Ten sen ciągle się zjawiał w moim umyśle i zawsze wtedy, kiedy wieczorem padał deszcz. Dlatego nazwałam go deszczowym snem.

Było późne popołudnie, pracowałam jeszcze w ogrodzie. Po ciepłym, letnim deszczu wszystko rosło, jakby ktoś przyłożył magnes do roślinek i ciągnął je w górę. I kwiaty tak pięknie kwitły, jak nigdy dotąd. Szczególnie urodziwe były róże. Wszystkie prześliczne, jednak wśród pięciu różnych, dominował krzew róży czerwonej. Jej aksamitne płatki, aż prosiły, by je dotykać. Tylko jedno mnie zastanawiało. Dlaczego na jej płatkach od pewnego czasu, nawet w słoneczne dni, lśnią krople deszczu? Zadawałam sobie to pytanie, ale w głębi serca znałam odpowiedź. To nie był deszcz. To były łzy. Czerwona róża płakała.

Deszczowe Sny - Antologia (premiera: 26.09.2019)حيث تعيش القصص. اكتشف الآن