Dymisja anioła - Anna Tuziak

41 10 2
                                    

Gdy wpadł do domu, skierował swe kroki od razu do sypialni, lecz w ogromnym łóżku pośród skotłowanej pościeli było jedynie kilka piór. Świadczyło to jednak o tym, że niedawne wydarzenia nie były snem, jak również anielica, która spadła mu z nieba. Na samą myśl o tym czuł gorąco w żołądku. Zerknąwszy w otwarte okno, pomyślał, że być może odleciała wystraszona zajściem, jakie miało tu miejsce.

— Zrobię z niego szynkę — wymamrotał pod nosem, wściekły na Oskara, który być może wykurzył stąd anioła.

— Z kogo? — usłyszał damski głos, a odwróciwszy się, ujrzał stojącą w drzwiach brunetkę. W pierwszej chwili poczuł ogromną ulgę.

— Co ty...? — zająknął się, widząc w jej prawej dłoni butelkę szkockiej. — Czy ty... Czy ty to piłaś? — zapytał zdziwiony.

— A co niby miałam z tym robić? Podlewać kwiatki? — burknęła z irytacją, po czym przechyliła butelkę, pociągając z niej spory łyk bursztynowego płynu, który pociekł jej po brodzie. Wykrzywiając się, otarła alkohol wierzchem dłoni. — Nie mogłam znaleźć szklanki — powiedziała na widok jego miny.

Tak, to był zdecydowanie upadły anioł. Ale czy przypadkiem jej skrzydła nie powinny być w takim przypadku czarne? Wypuścił ze świstem powietrze i przymknął na chwilę powieki. Ewidentnie zaczynał świrować, co było do niego niepodobne. Najwyższy czas, aby na spokojnie ogarnąć tę sytuację.

— Szklanki stoją przy butelkach — powiedział znacząco, podkreślając przy tym, że zdecydowanie nie można było ich przeoczyć. Anielica obojętnie wzruszyła ramionami.

— Masz papierosy? — zapytała, ignorując jego słowa, a on jeszcze szerzej otworzył oczy. Piła, paliła i zachowywała się wulgarnie. Brakowało jeszcze tatuażu Elvisa na ramieniu i skręta z marihuaną wetkniętego za uchem.

— Ty palisz? — zapytał, nie kryjąc zdziwienia.

— Żartujesz sobie? — Popatrzyła na niego zdezorientowana. — Niby czemu miałabym tego nie robić? Pełnoletnia jestem od kilku lat.

— Bo jesteś przecież... jesteś.. — nie mogło mu to jakoś przejść przez usta.

— Wiem, wiem... teoretycznie powinnam być nieskalana — powiedziała z rezygnacją.

— No tak jakby — wymamrotał. W duchu dodając, że właśnie taka powinna być, jednakże absolutnie taka nie jest.

— Każdy tego ode mnie wymaga. Ale ja jestem już tym zmęczona, chcę... chcę być jak inni — oznajmiła, a on głośno westchnął. Sprawiała wrażenie inteligentnej, więc zdecydowanie powinna zdawać sobie sprawę, że cokolwiek by nie zrobiła, nigdy nie będzie taka jak inni.

— Co dokładnie masz na myśli? — zapytał bezwiednie.

— Chcę móc popełniać błędy, żyć jak każdy zwyczajny człowiek, robić głupoty, od czasu do czasu pobrudzić się... — Westchnęła głośno. — Mam już dość tego piedestału, na którym mnie postawili — dodała ze smutkiem, budząc w nim przedziwne pragnienie, aby jej w tym wszystkim pomóc, choć przecież zdawał sobie sprawę z tego, że mówiła o rzeczach nierealnych. Widział, jak chodzi po pokoju i gestykulując rozprawia, a w jej głosie wyczuwał jakąś tęsknotę. To jeszcze bardziej go rozczuliło.

— Ale jak to zrobisz? — zapytał, zerkając na jej skrzydła, teraz przekrzywione żałośnie, ze sterczącymi na wszystkie strony piórami. — Przecież na pierwszy rzut oka każdy będzie wiedział, kim jesteś. Tego nie byłabyś w stanie ukryć — wyszeptał.

— Tak, wiem. Ale wiesz co? Myślałam o jakimś zabiegu albo operacji. Chirurgia plastyczna czyni teraz cuda. Później wystarczyłaby już tylko nowa stylizacja — powiedziała, po czym ponownie napiła się z butelki. Jej plan był całkiem niezły, ale czy znalazłby się jakiś chirurg, który usunąłby skrzydła aniołowi i nie pochwaliłby się tym faktem całemu światu? Zresztą czy taka operacja była dla niej bezpieczna? Jak w ogóle zbudowane są te istoty? Miał wrażenie, że z chwili na chwilę jego uporządkowany jak dotąd świat zaczyna się walić. Czy naprawdę zaczynał główkować, jak pozbawić skrzydeł anioła? Jęknął w duchu na samą myśl o tym.

— Więc jak chcesz to zrobić? — zapytał. O zgrozo, całkiem poważnie podchodząc do jej planów.

— Na razie muszę przez jakiś czas gdzieś się zaszyć — powiedziała, po czym spojrzała na niego nieśmiało. — Sam wiesz, szukają mnie. Byłoby straszne, gdyby mnie teraz znaleźli, nawet nie chcę sobie tego wyobrażać.

— Ciiiiii — szepnął. — Tu jesteś bezpieczna.

Spojrzał w jej czekoladowe oczy, a w jego głowie pojawiła się nagła chęć pomocy, przecież ona była tylko niewinnym aniołem, pewnie dali jej się nieźle we znaki, skoro chciała opuścić niebo, aby zostać zwykłym śmiertelnikiem. Być może upadłe anioły są tam źle traktowane, co w sumie byłoby nawet dość uzasadnione.

— Jak masz na imię? — zapytała, przerywając jego rozmyślania, a on zdał sobie właśnie sprawę z tego, że do tej pory nawet jej się nie przedstawił, za co zganił się teraz w myślach.

— Owen — powiedział, odruchowo kłaniając się nieznacznie, co sprawiło, że na jej ustach pojawił się uśmiech. — Owen Hall.

— Owen — powtórzyła szeptem, a on poczuł dreszcze, słysząc swe imię w ustach anielicy. — Zawsze podobało mi się to imię — stwierdziła wesoło, a on, widząc ją taką odmienioną, pomyślał, że być może mylnie ją ocenił. Przez chwilę miał ochotę zapytać ją o jej imię, bo przecież również anioły muszą się jakoś nazywać, lecz zanim to zrobił, odstawiła butelkę z alkoholem na komodę i kontynuowała: — Prawdę mówiąc, nie piję w dzień i będąc szczerą, w ogóle rzadko piję, jednak fakt, że wreszcie zdobyłam się na ten krok i postanowiłam zostawić tamten świat, podejmując ogromne ryzyko, sprawiły, że musiałam się napić, a ponieważ nie masz szampana, wzięłam to, co znalazłam — wyrecytowała poważnym głosem, a on stwierdził, że po raz pierwszy nazwała rzeczy po imieniu.

— Zostań tu, jak długo zechcesz — wyszeptał bezwiednie, zawierając w jednym zdaniu to, co było teraz dla nich obojga najistotniejsze. Ona musiała ukryć się przed nieznanymi oprawcami, a on chciał jej w tym pomóc. Detale nie były w tym momencie potrzebne, choć ewidentnie będzie musiał z niej wyciągnąć, jakie piekło się o nią upomina.

— Chciałabym wziąć prysznic — oznajmiła po krótkiej chwili, zbywając milczeniem jego propozycję, co w sumie było typowe dla jej usposobienia. Nie odrywając od niego wzroku, schyliła się nieznacznie i zsunęła prawy but. Robiąc krok do przodu, pozbyła się również drugiego.

Przyglądał się jej, coraz bardziej zaciekawiony. Miał w domu prawdziwego anioła, czarnowłosą piękność z oczyma w kolorze czekolady. Istotę złośliwą i kłótliwą, a jednocześnie potrafiącą sprawić, iż jednym spojrzeniem powodowała w nim jakąś dziwną słabość. Piła alkohol, paliła papierosy, klęła jak szewc, a porządek nie był jej mocną stroną. Po chwili zorientował się, że coś do niego mówiła.

— Słucham? — zapytał, a ona westchnęła zniecierpliwiona.

— Pytałam, czy dasz mi jakieś swoje ubranie. Nie mogę przecież z powrotem założyć tego samego, a chyba nie umknęło ci, że nie mam ze sobą bagażu — powiedziała z lekką pretensją, a on zerknął na jej wygniecioną sukienkę, następnie uciekł pospiesznie spojrzeniem, jakby zawstydzony tym, że mogła zobaczyć, że jej się przygląda, co sprawiło, że perliście się roześmiała. — Pożyczysz mi jakieś ubranie?


Całość tekstu ukaże się 26 września w antologii "Deszczowe sny" wydanej nakładem wydawnictwa WasPos.


Deszczowe Sny - Antologia (premiera: 26.09.2019)Where stories live. Discover now