12. Now I have to prepare my own grave

Zacznij od początku
                                    

Czterdzieści pięć sekund trwało o wiele dłużej, niż można by się tego spodziewać. Blondynka podążyła w stronę drzwi wejściowych do biura i otworzyła je dzięki identyfikatorowi. Niesamowicie podniecał ją ten fakt, że ma na tyle ważne stanowisko, iż posiada karty dostępu do naprawdę wielu miejsc.

- Hej wszystkim. - przywitała się ciepłym tonem głosu i zajęła swoje stanowisko przy biurku. Kompletnie nie przeszkadzał jej dzisiejszy brak entuzjazmu swoich współpracowników, gdyż dzień zaczął się dla niej zbyt pozytywnie, aby się nad tym jakoś szczególnie rozczulać. Jak co dzień poprawiła złotą blaszkę z jej nazwiskiem oraz uruchomiła komputer. Parę nieprzeczytanych maili, trochę spamu, nic nadzwyczajnego co by mogło zwrócić jej uwagę. Westchnęła głęboko i ogarnęła pomieszczenie wzrokiem, szukając swojej na razie jedynej znajomej. Trochę się zasmuciła, gdyż ich poranna kawka i plotki, albo się opóźnią, albo – co gorsza – do nich nie dojdzie. Zbliżała się godzina dziewiąta, wiec Lauren postanowiła zgromadzić otrzymane od reszty mniej lub ważniejsze papiery i zanieść swojemu szefowi.

- Dziękuje Lauren. - odparł z lekkim uśmiechem i spojrzał na jej dzisiejszy strój. - Czy wykonałaś odpowiedni telefon, o który Cię prosiłem?

- Tak, dyrektorze. - posłała mu ciepłe spojrzenie. - Spotkanie ma się odbyć dziś o 17.

- Pojedziesz tam z Pam. - przejrzał papiery, po czym rzucił jej jednoznaczne spojrzenie. - Możesz już wracać do pracy.

- Och, tak jasne. - kiedy tylko wyszła, zacisnęła swoje powieki i wydusiła z siebie żałosne westchnięcie. Przestań się tak wszystkim przejmować! Czemu muszę się zamartwiać czy kurwa odpowiednio stanęłam stopą na dywanie i nie zrobiłam z siebie przy tym idiotki! Boże jak ja siebie nienawidzę i-...

- A co Ty taka naburmuszona? Zwolnili Cię? - Esther wpadła na nią i delikatnie szturchnęła w bok.

- Już myślałam, że się spóźnisz. -  mruknęła zmieszana.

- No coś Ty, muszę z kimś porozmawiać o tej obrzydliwej spódnicy Kelly.

- Chyba nie przepadasz za Kelly? Co ona Ci takiego zrobiła? - odparła teatralnym tonem.

- Szmata podrywała mojego męża, na imprezie firmowej.

- To całkiem mocne słowa i tym mocniejsze oskarżenia, rozumiem Cię.

- Ale Maximé wcale nie był święty. - szepnęła do niej na ucho i poprowadziła w stronę kuchni. - Był zbyt miły.

- Zbyt miły? - przerwała swoją wypowiedź, by odpowiednio ustawić ekspres. - To chyba nie grzech? - spytała i wzięła dwa kubki ze świeżo zrobioną kawą.

- Widziałam, jak zapisywała swój numer w jego telefonie.

- A to szmata. - obruszyła się i pokręciła głową. Kobiety spojrzała na siebie z całkowicie poważnymi minami, po czym wybuchły śmiechem.

- Ale mówię Ci, nie wychodź za mąż, to jest przekleństwo.

- Szybko zmieniłaś zdanie. - Lauren poczuła, jak serce jej delikatnie przyspieszyło. Cóż Esther prawie to zrobiłam, tylko musiałam wszystko zjebać. Spojrzała na nią z wymuszonym uśmiechem, po czym dodała wyjątkowo głośno w myślach - JAK KURWA ZAWSZE.

- Dobra chodź na dach, tutaj zaraz zlecą się hieny. - kobiety ruszyły w stronę schodów.

- Boże, dlaczego nie ma tam windy, zaraz pochlapie sobie mój śnieżnobiały strój. - jęknęła, starając się z całych sił nie wylać na siebie kawy. - A rachunek za pralnie dostaniesz Ty.

london callιng | тoм нιddleѕтon opowiadanie PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz