- Idziesz na basen?
- Nie, idę pograć w pokera w bikini i klapkach – Posłałam bratu znaczące spojrzenie, odpowiadając na jego idiotyczne pytanie.
- Jak rozbieranego to lipa, bo masz mało do zdejmowania.
- Tak, idę na basen, czemu pytasz? – Zignorowałam jego wypowiedź, zakładając ręce na piersi.
- Też idę.
Oh, serio, akurat dziś?
- Meteoryt gdzieś walnie i chcesz się rozkoszować końcem naszych żałosnych żyć, czy jakaś inna siła wyciąga cię z twojej jaskini? – kontynuowałam, na co wyłącznie prychnął. – Poważnie, co ci się stało?
- Nie tylko ty masz tam niezłe widoki – Wzruszył obojętnie ramionami, a ja aż uchyliłam z niedowierzaniem usta.
- O bogowie, co za ulga, wszyscy myśleliśmy, że jesteś aseksualny! – Teatralnie złożyłam ręce, za co po chwili oberwałam jego ręcznikiem. – Fuj, zabieraj swoje zarazki.
- Kiedyś się razem kąp...
- Mieliśmy o tym nigdy nie wspominać! – przerwałam mu wpół słowa, na co uniósł obronnie ręce. Westchnęłam i zarzuciłam na ramię torbę. – To idziesz?
- Idę.
Żałosne.
Razem opuściliśmy pokój hotelowy, zjeżdżając windą na dół, by po chwili zasiąść na leżakach. Wcisnęłam na nos okulary przeciwsłoneczne i jakoś tak mimowolnie powędrowałam wzrokiem do baru, za którym tradycyjnie stał Cameron. Odruchowo odwróciłam wzrok.
Nie, żebym czuła się nieswojo w tej sytuacji, ale poniekąd taka była prawda. Nigdy nie byłam w takiej, powiedzmy, naciąganej relacji i nie byłam pewna jak mam się zachowywać, na co mogę sobie pozwolić, a na co niekoniecznie, bo mimo tego, jakie mamy czasy i jakie wrażenie sprawiam w towarzystwie, zawsze uważałam, że do bycia w związku trzeba czuć „to coś", nawet jeśli kilka lat wstecz jedynie wmawiałam sobie, że to czuję i tak naprawdę chyba nigdy do końca tego nie pojęłam.
A tymczasem mój stosunek do Camerona nie zapowiadał się nawet na nic podobnego do „tego czegoś", bo opierał się wyłącznie na pociągu czysto fizycznym i co najwyżej lekkiej sympatii.
Ale skoro on uważał to tylko za rozrywkę, to może ja też powinnam?
- Pójdę po coś do picia – rzuciłam bezmyślnie, za co już byłam na siebie zła, jednak mimo tego wstałam.
- Czemu zawsze po to łazisz?
- Są pyszne i darmowe – Wzruszyłam obojętnie ramionami, choć w głowie wyśmiewałam samą siebie za tak idiotyczną wymówkę. Jeremy zmarszczył brwi, a ja poczułam, że dopadł mnie lekki stres.
- Weźmiesz mi też? – spytał wreszcie, na co od razu przytaknęłam.
Zawsze było to lepszą opcją, niż to, żeby poszedł tam ze mną.
Powoli skierowałam się w tamtą stronę, starając się zachować naturalny wyraz twarzy. Stanęłam przy blacie, opierając się o niego ramionami i przełożyłam okulary na włosy. Na reakcję nie musiałam długo czekać, bo już chwilkę później chłopak nachylił się do mnie, chcąc mnie pocałować, a ja odepchnęłam go lekko dłonią.
- Brat ze mną przylazł – wyjaśniłam od razu. – Wybacz, ale nie przeżyję jego docinek.
- Nie ma problemu – Niezbyt dyskretnie, ale na szczęście lekko kopnął swojego współpracownika w nogę, obwieszczając, że zaraz wróci i wyszedł zza baru. Złapał mnie za dłoń, ciągnąc nieco dalej, gdzie nie było nas widać, po czym dopiero spojrzał mi w oczy. – Hej, piękna – Uśmiechnął się szeroko, składając na moich ustach długi pocałunek.
YOU ARE READING
Aloha Sunny
Teen Fiction„To taki... wakacyjny romans. Laski na to lecą, nie?" powiązane: sun rays (parallel), christmas miracle (extra oneshot) ©xxmikaelson 2019