03

890 80 19
                                    

Wpatrywałam się leniwie w okno, a z moich słuchawek płynęła muzyka. Nie latałam samolotem od dobrych kilku lat, ale czułam się wyjątkowo spokojna. Po części dlatego, że jeszcze nie do końca dotarło do mnie, że to wszystko jest realne. Przysięgam, że jeszcze kilka lat temu dałabym się pokroić za ten wyjazd, a w tamtym momencie wyglądałam raczej, jakbym mogła oddać wszystko za bilet powrotny.

Kobiecy głos ogłosił, że zbliżamy się do lądowania. Nie byłam jakoś wielce zmęczona, jak na te siedem godzin lotu, w przeciwieństwie do mojego brata, który połowę tego czasu i tak bełkotał coś przez sen, ale jakaś część mnie marzyła tylko o przypadkowym hotelu i jakimkolwiek łóżku.

Wychodząc z samolotu, poczułam się dość dziwnie. Ciężko mi nawet określić powód, chyba sama świadomość, że to nie jest Phoenix, sprawiła, że moje poczucie bezpieczeństwa zniknęło z chwilą stanięcia na ziemi.

Nie zdjęłam słuchawek, aż do momentu, gdy wypożyczony samochód nie zatrzymał się na parkingu. Wysiadłam z niego i poprawiłam torbę na ramieniu, a mój wzrok spoczął na hotelu. Przez chwilę stałam w miejscu z uchylonymi ustami, a jedyne, na co się zdobyłam to mruganie z niedowierzaniem.

- To wygląda...

- Kozacko – dokończył za mnie Jeremy, biorąc gryz batonika, na co parsknęłam cicho.

- Miałam zamiar powiedzieć „jak z marzeń", ale może być i tak.

Chyba jeszcze mi czymś dogryzł, ale nawet nie zwróciłam na to uwagi, wciąż wpatrując się w ogromny budynek, przy którym, przysięgam, nawet słowo „luksus" brzmiało biednie.

- Ruchy rodzinko, trzeba dziś przetestować basen – rzucił tata, prowadząc nas do wejścia, gdy obsługa zajęła się naszymi bagażami. Oboje z mamą promieniowali jakąś dziwnie pozytywną energią, jakby byli na studiach i przyjechali na romantyczny wypad. Może nawet taki był pierwotny plan, ale jak widać, coś podkusiło ich, by wziąć nas ze sobą.

Wchodząc do holu, dla pewności uszczypnęłam się w rękę, ale nawet gdyby był to sen, nie chciałabym się z niego budzić. Na środku sporego pomieszczenia stała recepcja, po bokach kąciki z kanapami, oczywiście z dekoracją w postaci palm, natomiast na wprost wyjście na taras z widokiem na ocean. Z tyłu głowy wciąż jednak pulsowało mi pytanie, ile czasu trzeba żyć bez jedzenia i prądu, by zaoszczędzić wystarczająco pieniędzy na coś takiego i jak to się udało moim rodzicom, skoro, bądźmy szczerzy, żałowali mi pieniędzy na najtańszą wersję Netflixa, a taki koszt przy tym hotelu wyglądał jak niecałe pięć centów.

- Czyżby państwo Forbes? – Dość młody, ciemnoskóry mężczyzna podszedł do nas z szerokim uśmiechem. Rodzice skinęli głowami. – Aloha! Miło mi powitać państwa w naszym hotelu. Gregg, prawda? – Przywitał się z moim tatą uściskiem dłoni. – Cieszę się, że przyjął pan propozycję. Ja nazywam się Steve i jestem do państwa dyspozycji w każdej chwili. Szefa niestety jeszcze nie ma, ale również będzie chciał państwa poznać osobiście. Tak orientacyjnie, znajdujemy się w holu głównym, tam są windy, pokoje znajdują się...

Poniekąd byłam ciekawa jego słów, ale jakoś mimowolnie myślami zatrzymałam się przy tej „propozycji" i całym tym uroczystym traktowaniu. Przeczekałam, aż skończył nawijać, podświadomie czując, że nieraz się tu zgubię i poszłam za rodzicami do jednej z wind.

- Okay, nie owijajmy w bawełnę – zaczęłam, gdy drzwi się za nami zamknęły. – Czemu traktują cię jak szychę, czemu ten szef chce nas poznać i o co tu właściwie chodzi?

- Gadanę masz po matce, zdecydowanie – westchnął ojciec, za co kobieta dźgnęła go w bok. – Skoro już musicie wiedzieć, to poniekąd jest to wyjazd służbowy, swego rodzaju kontrola, ale dla nas to świetna okazja do wakacji, więc się nie przejmujcie. Jedyne co to możliwe, że od czasu do czasu będziecie musieli skoczyć z nami na jakąś kolacje. – Skinęłam głową na jego słowa, a on wyciągnął w moją stronę kartę. – Jesteś starsza i ufam, że bardziej odpowiedzialna, więc weź klucz.

- A do mojego pokoju? – spytał Jeremy, a rodzice posłali sobie spojrzenia.

- Macie wspólny pokój.

- Fuj – powiedzieliśmy jednocześnie, po chwili mierząc się spojrzeniami.

- Poradzicie sobie – Uśmiechnęli się do nas i wyszli z windy. Ruszyliśmy za nimi, próbując znaleźć drzwi z odpowiednim numerkiem, co jednak było tam dość sporym wyczynem, bo było ich multum. Chyba nawet nie powinno mnie dziwić, bo hej, kto nie chciałby spędzić wakacji na Hawajach?

Brzmię jak hipokrytka, tak, wiem.

Odetchnęłam, wreszcie stając przed odpowiednim wejściem, które znajdowało się nieco dalej od pokoju rodziców.

Okay, na razie było zbyt dobrze, więc z tym pomieszczeniem musi być coś nie tak. Pomijając oczywisty fakt, że muszę dzielić go z bratem.

- Dłużej tak stój, pewnie – Jer wywrócił oczami, odpychając mnie na bok i sam otworzył drzwi, wchodząc do środka. Niepewnie zrobiłam to samo i dla pewności znowu uszczypnęłam się w rękę, ale to i tak nic nie dało, a ja dalej wpatrywałam się w to samo wnętrze.

Jego wielkości nie mogłabym nawet porównać do ogromu holu, ale wciąż było tu dużo przestrzeni, którą idealnie uzupełniały dwa podwójne łóżka, telewizor naprzeciwko nich, jakieś szafki i przeszklona ściana z drzwiami, za którym był balkon.

- To ukryta kamera – rzuciłam bezmyślnie, a mój brat o dziwo mi przytaknął.

- Sprawdź łazienkę, ona musi wyglądać gorzej.

Skinęłam głową i podeszłam do dodatkowych drzwi, niepewnie zapalając światło. Posłałam mu jeszcze porozumiewawcze spojrzenie, ale on tylko wpatrywał się we mnie znacząco. Wreszcie weszłam do środka, spojrzałam na wnętrze przez dwie sekundy, odwróciłam się na pięcie i natychmiast wróciłam do bruneta.

- Ja stąd wychodzę, nie wierzę w to i jeśli zaraz ktoś mi wyskoczy z szafy, krzycząc, że to żart, przywalę mu w twarz, obiecuję, ja...

- Shhh... - Jeremy złapał mnie za ramiona, zanim zdążyłam dokończyć i wyprowadził nas na balkon. – Oddychaj Diana, jesteśmy w raju, nie wiem czemu w takim towarzystwie, ale możemy się zawsze ignorować. Weź głęboki oddech – Wykonałam jego polecenie, patrząc na ocean i miałam wrażenie, że nawet ten zapach jest po prostu żywcem wyjęty z mojej wyobraźni. – A teraz na spokojnie, powiedz mi. Wanna czy prysznic?

- Oba.

- Ja pierdole, umarliśmy, zdecydowanie.


***
czuję się jakbym uczyła się pisać od nowa nie wiem czemuXDDDD opinie mile widziane, nawet jak mnie zjedziecie!!

btw. jak mi ktoś wymyśli tytuł do takiej jednej książki to oddam mu swoje serce i kupie jedzonko, i swear:)))

Aloha SunnyWhere stories live. Discover now