37. Z tymi płomykami ci do twarzy.

10 0 0
                                    

Carter tylko spojrzał na mnie, kiedy robiłem jeden krok. Otoczyło mnie jasne światło i w czasie mniejszym nawet od sekundy znalazłem się nad przeciwnikiem. Moja ciało samo go zaatakowało, ten jednak uchylając się w prawą stronę uniknął ciosu, choć na jego twarzy widać było niemałe zaskoczenie. Wykonując w powietrzu obrót, moje ciało znalazło się naprzeciw niego, próbującego wykonać cios. Z mojej perspektywy poruszał się bardzo wolno i nie miałem problemu z uniknięciem tego ciosu. Zaatakowałem, chcąc wyprowadzić prawy prosty, który został zablokowany, a na jego miejsce moja lewa noga sama wykonała kopnięcie, które odsunęło przeciwnika pod ścianę. Coraz płynniej wykorzystywałem nowo nabyty dar i tym razem to nie ciało, ale ja sam uniknąłem kontrataku ze strony przeciwnika i odskakując do tyłu, wylądowałem na dłoniach i z pozycji sprężynki wysłałem przeciwnika pod sam sufit. Czekając aż wróci na ziemię zaczęłam przyglądać się sobie. Otaczała mnie dziwna niebieska aura, była ciepła i powoli unosiła się ku górze. Wyczuwając zagrożenie, przykucnąłem i podciąłem przeciwnikowi nogi, co spowodowało jego upadek. Stanąłem nad nim i z pełną pogardą wypowiedziałem słowa dające mu do zrozumienia, że nie jest on dla mnie już więcej wyzwaniem. Domyśliłem się, że to go rozwścieczyło i wyprowadzi jakikolwiek atak, który pozwoli mu się uwolnić. Nie była to jednak zbyt wymyślna sztuczka, szybki cios, który wyprowadził posłał w moją stronę podmuch zwykłego wiatru. Potem z kolei użył ataku powidoku i zniknął. Doskonale wiedziałem, gdzie był i przeniosłem się za niego. Prób ucieczki było kilka, każda nieudolna i bezsensowna. Przewyższałem go nie tylko siłą, ale również i szybkością. Carter wstał i opierając się o ścianę swojej maszyny, przeciągnął dźwignię w dół. Pomieszczenie wypełniło się oślepiającym światłem, by po chwili ukazać moim oczom dawnego nauczyciela, rozkładającego ręce i pojawienie się ogromnych skrzydeł na jego plecach. Czułem jego energię, była ogromna, silniejsza nawet ode mnie.

— Ethan... — rzekł dysząc głośno. — Miałem zostawić to na dogodną okazję, ale chyba jednak nie miałem wyboru... Oto moja pełna moc! Negative Wings!
— W takim razie ja też powinienem uwolnić sto procent potencjału nowego atrybutu...
— Co?
— Szykuj się Carter, słono zapłacisz za to co dzisiaj uczyniłeś! — krzyknąłem w jego stronę zaciskając pięści i stając w rozkroku. — Oto Full Power Berserk!

Krzycząc tę nazwę, wyrzuciłem z siebie całą moc, jaką do tej pory ukrywałem, a białe świetliste pasy zaczęły przylegać do mojego ciała i w momencie całkowitego jego pokrycia wydałem z siebie głośny okrzyk, który spowodował ich oderwanie. Włosy zmieniły barwę na białą, a siła została pomnożona jeszcze razy cztery. Bez namysłu i żadnego zbędnego ostrzeżenia ruszyłem na niego, atakując tak szybko jak ciało mi pozwalało. W ciągu zaledwie jednej sekundy wykonywałem tysiąc ciosów, ostatecznie wybijając go w powietrze i w przeciągu chwili mniejszej niż sekunda przeniosłem się za niego, gdzie ponownie sprowadziłem na dół. Tuż przed uderzeniem w podłogę, wykonałem atak z powietrza i wbiłem go w nią, robiąc dziurę o szerokości pięciu metrów. Zniszczyłem falą uderzeniową również tą maszynę, z której pozyskał swoje skrzydła. Odskoczyłem na bok, czekając na jego reakcję. Ten podniósł się i kurczowo trzymając się za klatkę piersiową, próbował złapać oddech. W momencie, w którym spojrzał na mnie, zniknął i pojawił się za mną. Nie było dla mnie różnicy, gdzie się pojawi. Najzwyczajniej w świecie odsunąłem się na bok i złożyłem na jego żebrach cios nadgarstkiem, tak jak nauczył mnie tego Scarlet. Powstała w ten sposób fala uderzeniowa, skruszyła resztę jego żeber i upadł na kolana przede mną. Gotów byłem go zabić, aktywowałem płomienny atrybut i wyciągnąłem w jego kierunku otwartą dłoń. W tym momencie atrybut wyłączył się mimo mojej woli, ręka pokryła się licznymi ranami, a krew płynąć z nich w ogromnych ilościach. Dodatkowo kompletnie straciłem moc Berserka i kompletnie osłabiony spoglądałem na przeciwnika, który po chwili zorientował się co właśnie zaszło. Podniósł się i wykonawczy gest ręką w górę, poruszył swoje prawe skrzydło, który zmierzała prosto na mnie. Nie miałem już sił na nic, czekałem po prostu aż to wszystko się skończy. Cios wycelowany był w moją lewą rękę, która w ciągu sekundy znalazła się na podłodze, a mnie przeszedł ogromny ból. Podmuch wiatru spowodował, że zostałem odepchnięty pod ścianę, znajdującą się za mną. Osunąłem się na ziemię, mocno trzymając się za bark, gdzie do tej pory znajdowała się lewa ręka. Uznałem to wszystko za stracone, powoli zaczynałem żegnać się z tym światem przepraszając, że nie mogłem go ocalić i zawiodłem jako bohater. Otwierając oczy znalazłem się w kompletnie innym miejscu, ból zniknął, a ja spoglądałem w białą pustkę.

— Nie mów mi, że chcesz się teraz poddać Ethan?
— Huh? Igor? — odparłem zaskoczony, znów go widząc. — Ja go nie pokonam, nie w takim stanie.
— Przecież wciąż masz w sobie ogromną ilość energii, musisz ją tylko uwolnić — rzekł Paweł, łapiąc mnie za ramię. — Wierzymy w ciebie.
— Nie dam rady... Bez drugiej ręki...
— Do wykonania smoczej pięści nie potrzebujesz dwóch rąk, prawda? — powiedział mój ojciec. — Ty musisz mu pokazać, co to znaczy być bohaterem.
— Właśnie Ethan — rzekł znajomy kobiecy głos.
— Huh?! To ty?! — krzyknąłem, odwracając się i poznając w stojącej przede mną dziewczynie Sarę.
— Tak Ethan, jestem z ciebie dumna — rzekła z szerokim uśmiechem. — Z tymi płomykami bardzo co do twarzy.

Po jej zobaczeniu rozpłakałem się i natychmiast rzuciłem na jej szyję. To właśnie jej obiecałem, że będę chronić niewinnych ludzi i słowa zamierzałem dotrzymać. Niestety ból powoli wracał, a wszyscy wydawali się znikać w dziwny sposób. Zamieniali się w pył. Chciałem tam zostać, przy nich. Chwilę przed powrotem do rzeczywistości, chciałem złapać dziewczynę za rękę, jednak było już za późno, a w dłoni pozostał mi tylko pył. Otwierając oczy po raz kolejny, ujrzałem unoszącego się nade mną Cartera. Podniosłem się na nogi i aktywowałem prawą stronę. Nic jeszcze nie było stracone, mogłem wszystkich uratować. Carter zaśmiał się głośno i wystrzelił we mnie promień, o odwróconych barwach. Ja skierowałem w jego stronę ognisty promień. Oba ładunki zderzyły się i rozpoczęła się walka, a kto użyje większej mocy, przetrwa. Pamiętając słowa Igora, wyzwoliłem wszystko co w sobie miałem, aktywując przy tym Berserka. Mimo wszystko nadal miał on nade mną sporą przewagę. Obok mnie nagle znikąd pojawił się duch ojca.

— Dalej Ethan, to nadal nie jest twoje pełna moc!
— Tato, nie dam rady... Zawiodłem was.
— Nikogo nie zawiodłeś, nie ma teraz czasu na takie bezsensowne obwinianie się, wyzwól z siebie cały gniew jaki posiadasz.

Po tych słowach skupiłem się na wszystkich uczuciach i udało mi się ponownie aktywować mój atrybut na pełnej mocy. Odepchnąłem atak wroga prosto w niego, który bez problemu uniknął go. Wszystko szło zgodnie z planem, wyciągnąłem dłoń złożoną w pięść do góry, by następnie wyskoczyć wysoko w górę, przy jednoczesnym użyciu Dragon Fist, połączonej z mocą Berserk. Otoczony zostałem przez płomiennego smoka o srebrzystych oczach i przebiłem przez przeciwnika. Będąc już w powietrzu obróciłem się w jego stronę i ostatecznym podmuchem ognia spopieliłem jego ciało i zwyciężyłem. Dodatkowo pierwszy raz udało mi się upaść bez łamania wszystkich kończyn, jednak wraz z nim moc Berserka wyparowała, a ja tracąc równowagę zacząłem spadać przed siebie. Na szczęście w porę złapał mnie Seth, który odstawił mnie w pobliżu jednej ze ścian.

— Wszystko dobrze?
— Heh... Nie mam ręki, a ty się mnie pytasz, czy wszystko dobrze — odrzekłem pogardliwie. — Co ty tu właściwie robisz?
— Przyszliśmy tobie z pomocą.
— Przyszliście?
— Jest jeszcze Caroline i Sophie.
— Co?!
— Dobra, uspokój się — powiedział. — One ci wszystko wytłumaczą, ja muszę iść.
— Niby dokąd?
— Od kiedy się tak o mnie martwisz, co?

Powiedział i otwierając najbliższe okno wyskoczył przez nie. Był idiotą, nawet nie pożegnał się w normalny sposób. W tym momencie do pomieszczenia weszły dziewczyny. Sophie ze łzami w oczach podbiegła do mnie, przytulając mocno do siebie. Zmieniła się, miała teraz na policzkach czerwone znamiona, który przypominały kocie wąsy. Przykładając swoje dłonie do mojej klatki piersiowej, uleczyła mnie. Wszystkie zadrapania, połamane kości były już przeszłością. Mogłem normalnie wstać, jednak na wyjście stąd nie mogłem sobie pozwolić. Obie dziewczyny pomogły mi wyjść wreszcie z tego miejsca. Oczywiście na miejscu zebrała się spora grupa ludzi. Nikt z nas nie miał ochoty o tym rozmawiać, na szczęście podjechał po nas nasz wychowawca, który kazał nam wskakiwać do środka. Nie wiemy jak się tu znalazł, ale byliśmy mu bardzo wdzięczni. Nie obyło się również bez pytań. Wszystko mu opowiedzieliśmy. Najbardziej zaskoczyła go informacja na temat Cartera, człowieka, który zajmował drugą pozycję jako bohater i był wzorem dla wielu osób. Odwiózł każdego z nas do domu, mówiąc, że nie było potrzeby zjawiać się jutro w szkole. Bałem się reakcji mamy na mój wygląd, nie miałem ręki, moje ubrania były całe we krwi, a twarz poobijana. Było dokładnie tak jak myślałem, najpierw dostało mi się, za brak odpowiedzialności, po czym nagle zaczęła się użalać nade mną, że gdyby mnie straciła. Niestety po opowiedzeniu jej prawdy o ojcu, jego ostatnich słowach przed prawdziwą śmiercią, wybuchła płaczem. Starałem się ją jakkolwiek pocieszyć, jednak to wszystko było na nic. Nie mogłem dzisiaj siedzieć w nocy, nawet jeśli chodziło o mamę. Byłem wykończony i naprawdę bardzo potrzebowałem snu.

I'll be a heroWhere stories live. Discover now