3. Obietnica.

34 7 0
                                    

Rano obudziły mnie wpadające do sypialni promienie słońca, przez które zapanował klimatyczny półmrok. Budzik na szafce nocnej wskazywał godzinę szóstą trzydzieści, a Sarah, która spała obok mnie, była skulona w małą kulkę. Wyglądała w tej pozycji bardzo uroczo, a ja, nie chcąc jej budzić, powoli zszedłem na dół w kierunku kuchni, by przygotować dla nas śniadanie. Zacząłem od przygotowania potrzebnych mi składników, a po chwili usłyszałem ciche kroki od strony schodów. Była to Sarah, która zawinięta w koc, obudziła się i powolnym krokiem schodziła na dół. Przywitała się ze mną buziakiem w usta, a następnie zaspanym krokiem udała się w kierunku stołu, gdzie zajęła miejsce pod oknem. Nazwała to wspólnym przygotowaniem śniadania mimo, że ona siedziała, a ja przygotowywałem nam jajecznicę. Podczas śniadania wywiązała się rozmowa na temat naszych planów, które mieliśmy wprowadzić w życie po skończeniu szkoły. Mianowicie planowaliśmy wyprowadzić się z Antegrii, w celu ułożenia sobie szczęśliwego życia, posiadania dwójki dzieci i dobrze płatnej pracy. Sarah wiedziała o mojej decyzji dotyczącej nie używania moich atrybutów. Mimo, że czasem próbowała mnie przekonać do zmiany zdania, odpowiadałem, że nie chcę tego robić i na tym rozmowa się kończyła. Podając na stół śniadanie, zaspana dziewczyna od razu się rozbudziła i zaczęła spożywanie jajecznicy, którą sam przygotowałem. Siadając obok niej i jedząc jajecznicę, rozmawiałem z nią o dzisiejszych planach, a w ostateczności postanowiliśmy udać się po południu na spacer.. Do godziny trzynastej nie robiliśmy nic pożytecznego, poza leżeniem na kanapie. Po zdecydowaniu się na wyjście z domu, poszliśmy się ubierać, a ja, ubierając buty, usłyszałem w radiu komunikat o grasującym w okolicy mordercy, ale nie zwracałem uwagi na szczegóły, więc wyłączyłem radio i razem z Sarą udaliśmy się na miasto. Udało nam się zjeść pyszną pizzę. Odwiedziliśmy kilka sklepów, gdzie Sarah przejrzała milion kobiecych rzeczy, aby w ostateczności nie kupić żadnej z nich. Byliśmy w sklepie zoologicznym, ponieważ Sarah zawsze lubiła oglądać małe koty i króliki, mieliśmy nawet umowę o posiadaniu jednego z nich, gdy już będziemy mieli swoje mieszkanie. Idąc dalej, przechodziliśmy obok wielu sklepów z odzieżą, obuwiem, ale w ani jednym dziewczyna nie mogła się na nic zdecydować, więc wspólnie podjęliśmy decyzję o wybraniu się na główny rynek, gdzie właśnie odbywał się festyn z okazji zakończenia sezonu letniego. Na miejscu było naprawdę sporo ludzi, którzy przyszli pożegnać sezon przy dobrej muzyce, przekąskach i nie martwiąc się o to, co będzie jutro. Przechodząc obok wielu budek zakupiłem nam duże lody, a następnie udaliśmy się pod scenę, gdzie zaraz miał zagrać nasz ulubiony zespół, The Martians. Zabawa trwała do około godziny dwudziestej, większość osób powróciła już do domu, a została jedynie garstka ludzi. Wkrótce i my postanowiliśmy się zbierać, rzucając okiem po raz ostatni na scenę, gdzie zaraz miał rozpocząć się występ komików. Kierując się ku wyjściu usłyszeliśmy za nami krzyki, które nie pokazywały radości ludzi tam zebranych, a były to krzyki i wołania o pomoc. Gdy się odwróciłem ujrzałem scenę rodem z horroru, widziałem psychopatę ubranego w ciemną szatę, a z ręki wystawały mu czerwone macki atakujące kolejne niewinne osoby. Nie czekając na nic, chwyciłem Sare za rękę i zacząłem biec w kierunku wyjścia, zastanawiając się, gdzie są bohaterowie. Sarah błagalnym głosem prosiła o użycie moich atrybutów, by nas uratować. Odmówiłem, mówiąc, że nie ma siły, która przekonałaby mnie do ich użycia, a chcę żyć jak normalny człowiek i umrzeć jak normalny człowiek. Nie przebiegliśmy nawet dziesięciu metrów, gdy przed nami pojawił się ów złoczyńca, na którego twarzy widać było psychopatyczny uśmiech.

— Uciekacie ode mnie? — rzekł, idąc wolnym krokiem w naszą stronę. — Jesteście tylko zwykłymi ludźmi, nie macie szans uciec, więc lepiej pogódźcie się z waszym losem… Przez chwilę będzie boleć, ale później nie będziecie już nic czuć.
— Dlaczego to robisz?! — krzyknąłem, chowając za sobą przestraszoną dziewczynę. — Co ci zrobiliśmy?!
— Wy? To całe społeczeństwo ludzi jest zepsute, a ja podjąłem się próby oczyszczenia świata z was, zarazy.
— Sarah, uciekaj! — rzuciłem do dziewczyny, która zaczęła biec w kierunku drugiego wyjścia. — Ja zginę, ale ty nie masz prawa umrzeć.

Chciałem podjąć walkę z przestępcą bez używania moich atrybutów, jednak zostałem uderzony przez jedną z macek w brzuch, przez co upadłem przed nim na kolana, a następnie zostałem odepchnięty na bok. Złoczyńca, nie czekając na nic ruszył w kierunku uciekającej dziewczyny, a gdy podniosłem się, ujrzałem jego mackę przebijającą Sarę, a sam śmiał się głośno. Czułem wewnątrz potężny gniew, widziałem jak moja dziewczyna zostaje zabita na moich oczach. Wstałem powoli, zaciskając zęby, a po chwili, mimo mojej woli, prawa strona stanęła w płomieniach tak jasnych, że były w stanie oświetlić całą okolicę. Morderca ruszył w moją stronę, wyciągając swe potężne macki, krzycząc, że zaraz do niej dołącze. Miałem gdzieś to, co mówił, skupiłem całą swoją moc i podczas wymierzania przez niego ciosu, złapałem jedną z macek, a następnie  skierowałem w jego stronę potężny podmuch płomieni. Zasłonięcie się pozostałymi mackami nic mu nie dało, gdyż zostały one momentalnie stopione, a pół jego twarzy zostało poparzone. Nie wiedząc kiedy, spod moich stóp w bardzo szybkim tempie ruszyła w jego stronę lodowa ściana, unieruchamiając go i lekko miażdżąc jego kości, co dało się słyszeć, mimo krzyków reszty ludzi. Nie tracąc na nic czasu, znów skierowałem w jego stronę otwartą dłoń, z której wydostał się jeszcze potężniejszy podmuch, topiący otaczający go lód i odbierając mu przytomność. Nie tracąc ani chwili podbiegłem do leżącej nieopodal Sary i uklęknąłem przed nią, a dziewczyna resztkami sił spojrzała na mnie.

— Ethan… — powiedziała cicho — Ja… Umrę…
— Nie, nie umrzesz, zaraz będzie tu pogotowie… — powiedziałem i poczułem jak po policzkach spływają mi łzy.
— Nie, Ethan… Tak już musi być. — rzekła — Ale proszę, obiecaj mi coś…
— Co kochanie? Co się dzieje?
—  Ślicznie wyglądasz z tymi promykami na twarzy wiesz? — powiedziała, uśmiechając się lekko resztkami sił. — Proszę… Zostań bohaterem… Twój ojciec byłby szczęśliwy, gdyby cię teraz widział, proszę, Ethan… Idź do Hyperbolic High School i zostań najlepszym bohaterem… Jak twój ojciec.
— Sarah…
— Obiecujesz?
— T-Tak… - powiedziałem i złapałem mocno jej drobne dłonie.

Dziewczyna nie powiedziała już nic, jej oczy powoli się zamykały, a głowa opadała na bok. Łez było jeszcze więcej, ścisnąłem jej dłonie jeszcze mocniej, a z siebie wydałem głośny okrzyk rozpaczy. Miałem ochotę krzyczeć. Przez to, że nie chciałem użyć moich atrybutów wcześniej, dziewczyna, którą naprawdę bardzo kochałem, straciła dziś życie. Czułem się okropnie. Podniosłem jej ciało i przytuliłem do siebie mocno, płacząc jeszcze głośniej. Nie obchodził mnie tłum gapiów zbierających się wokół mnie. Spośród wszystkich tam stojących, jedna osoba podeszła i złapała mnie za ramię. Był to Carter, który pojawił się na miejscu chwilę temu. Powiedział, że musimy już iść, więc rzuciłem okiem po raz ostatni na Sarę i ruszyłem za nim.

================================
Za poprawki dziękuję:
Paulinie :3

I'll be a heroWhere stories live. Discover now