𝕮𝖍𝖆𝖕𝖙𝖊𝖗 7

454 39 17
                                    

Nie, nie porzuciłam tej historii. Nigdy w życiu. Trochę mi zajęło wrócenie na Wttp ale mam nadzieję że przerwa między tym, a kolejnym rozdziałem nie będzie taka wielka.

Trochę szczęścia dla Larryego w tej części bo to moje bby i mi smutno po nowej rozdziale gry.

---------------------------------------------------------

Larry zdecydował się opuścić szkołę dnia następnego i udać się na powszechnie wszystkim znane wagary. Chociaż czy były to w ogóle ia swojego nieplanowanego dziecka) dlaczego opuścił imprezę nic nikomu o tym nie mówiąc, odpisał tylko, że źle się poczuł, a w domu okazało się, że jest przeziębiony, więc nie będzie go następne parę dni.

Jeśli chodzi o pytanie jak przekonał mamę do pozwolenia mu siedzieć na tyłku w swojej jaskini zamist edukawania się w swojej ulubionej placówce, to odpwiedź brzmi nie, nie przekonał. Po prostu udawał, że wychodzi do szkoły wyjątkowo wcześnie, czekał, aż kobieta opuści mieszkanie i wracał jak gdyby nigdy nic do swojej piwnicy. Niby niepozorna taktyka, a jak efektywna.

Nie robił za wiele w czasie, który spędzał na cichej wegetacji w swoim pokoju z dala od wszystkich wokół. Trochę malował, czytał. Nic konkretnego, byleby odciągnąć swoje myśli od nieprzyjemnych wspomnień tamtej nocy.

Nie mógł niestety zagłuszyć ich wystarczająco skutecznie bo Lisa mogłaby usłyszeć muzykę lub on mógł by przegapić moment kiedy zchodziła na dół aby z jakiegokolwiek powodu zajrzeć do jego, jak myślała, pustego.

Bolało go trochę ta niemożność oddania się jego najbardziej ukochnemu hobby. Od kiedy pamietał w końcu zawsze właśnie ono było dla niego lekiem na wszysystkie problemy. Metal był tym co trzymało jego głowę nad taflą i nie dawało mu utonąć w szaroniebieskiej głębi smutku, a teraz gdy chcąc lub nie chcąc musiał się od niego odciąć wszystko zaczynało go przytłaczać. Może to było głupie, ale chłopak przyzwyczaił się do ignorowania trudności swojego życia. Nigdy tak naprawdę nie próbował się z nimi zmierzyć, pogodzić się z nimi. Odsuwał je dalej i dalej od siebie udając że nie pozostawiały po sobie głebokich śladów emocjonalnych. Po prostu naciskał mocniej mały guzik w kształcie plusa na jego starym głośniku i udawał, uciekał, zagłuszał. No i spójrzcie, tym razem nie było inaczej. Był pieprzonym tchórzem.

Chwilę nawet rozważał czy nie wrócić na lekcje tylko po to żeby móc znowu zacząć słuchać metalu całymi dniami. Szybko jednak odrzucił ten pomysł kiedy tylko przed jego podczerwienionymi oczami postawiona została bolesna perspektywa zobaczenia się z [Twoje Imię]. Z jakiegoś powodu myśl stanięcia z Tobą twarzą w twarz wydała mu się zbyt ciężka nawet jak na niego. Nie czuł się na siłach, żeby udawać, że wszystko jest okej, że on jest okej.

Naturalnie życie biegło dalej i z każdym mijajacym dniem coraz mocniej docierało do niego, że nie mógł uciekać przed wszystkimi wiecznie. Odpychał jednak tą myśl od siebie tak długo jak tylko mógł. To nie było zdrowe, nie mogło być.

Pierwszego dnia udało mu się pozbyć wizyty ze strony przyjaciela pod pretekstem bardzo zakaźnej choroby. Drugiego dnia jednak niebiesko włosy walił już w drzwi Larry'ego trzymając ciepły rosół i mówiąc coś o tym jak nie może się zarazić bo w końcu ma protezę.

Wpuścił go. Po części z przyzwyczajenia, po części ponieważ czuł się źle z tym, że okłamywał kogoś kto jak do tej pory nigdy go przecież nie zawiódł. Nie chciał mieć na głowie jeszcze wyrzutów sumienia z tego powodu.

Everybody Dies Alone ✔Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt