Rozdział 19: Błędne założenie

1.9K 193 107
                                    

Kładąc się do łóżka, nie mógł uspokoić myśli; te szalały po jego umyśle, nieokiełznane i pozbawione jakiejkolwiek logiki. Nie potrafił poskładać ich w całość, nie widział sensu w tym, co dzisiaj się wydarzyło. Nie rozumiał ludzi, z którymi przyszło mu się zmierzyć, nie rozumiał, dlaczego wszędzie, gdzie nie poszedł budził zawiść oraz tego, że oceniali go, nawet go nie znając.

Przekręcił się w pościeli. Zza okna do pokoju wpadało odrobinę światła latarni, ale poza tym panowała ciemność i cisza.

Jurek nie mógł zasnąć. Huragan wewnątrz niego wzmagał się. Oczy pozostawały otwarte, a ciało było obsiane gęsią skórką w nieprzykrytych przez kołdrę miejscach. Cisza była przytłaczająca, kontrastowała z hukiem w jego głowie. Gładki koc, który miał pod palcami kontrastował natomiast z napiętym ciałem.

Poruszył się niespokojnie. Jak miał to wytrzymać? Spokój otoczenia nie pasował do tego, co dzisiaj przeżył. Emocje, które się w nim kłębiły nie miały ujścia, trzymając jego ciało w gotowości... A przecież już było po wszystkim. Najgorsze za nim, powinien się odprężyć, uspokoić i zasnąć. Był zmęczony. Tak bardzo zmęczony...

Nie potrafił. W głowie wciąż powtarzał wydarzenia z toru.

Gdyby dzisiaj umarł...?

Nie żałowałby?

Rankiem nadeszły myśli innego rodzaju. Mniej depresyjne, raczej gniewne, wysuwane przez przemęczony organizm. On im jeszcze pokaże – bez wyjątków. Spali wszystko, wszystkich, zabije za jedno krzywe spojrzenie, za kpinę, ironiczne uniesienie brwi. Za wszystko.

Zasnął. Gdy się obudził po gniewie nie zostało śladu. Była tylko pustka, cisza, słońce, które wpadało przez okno i on. Wstanie okazało się łatwiejsze niż przypuszczał. Być może dlatego, że dochodziło już południe, a może dlatego, że nie myślał wiele. I tak musiał to zrobić i tak, w końcu była dzisiaj niedziela. Dzień specjalny. Rodzinny.

Nim Jurek się przyszykował, prawie musiał wychodzić. Źle się czuł. Był niewyspany i w złym humorze. Spokój i pustka, które towarzyszyły mu po przebudzeniu, zdążyły przekształcić się w nerwowość i dziwny uścisk w brzuchu.

Pod dom matki przyjechał starym samochodem. Minął biały płot, zapukał do drzwi. Kobieta otworzyła mu chwilę później, uśmiechając się szeroko. Jej pucołowata twarz nabrała odrobiny blasku, a w oczach pojawiło się coś cieplejszego, gdy tylko ujrzała syna przed sobą.

– Jesteś wreszcie! – powiedziała miękko, wyciągając ręce do jego przedramion. Popatrzyła mu w oczy, a po chwili zmarszczyła lekko brwi i zerknęła na dół. Wtedy Jurek sobie przypomniał, że nie zajechał do kwiaciarni.

Przeklął w myślach.

Jaki on był dzisiaj nieprzytomny! Niech go szlag! To była ich tradycja. Drobna życzliwość, która jego praktycznie nic nie kosztowała, a odrobinę umilała matce dzień. Nie chciał jej przerywać, ale teraz mleko już się rozlało – trudno.

Uśmiechnął się przepraszająco. Kobieta odpowiedziała mu uniesieniem kącików ust. Oczywiście, że nie była zła, w końcu nie było to nic wielkiego. Dla niej bardziej liczyło się, że tutaj był, z kwiatami czy bez.

– Czekałaś? – napomknął lakonicznie, przekraczając próg. Kobieta skinęła głową, puszczając go przodem.

Głupie pytanie. Przecież zawsze czekała.

– Niedawno upiekłam kurczaka. Nie wypuszczę cię, jeżeli nie zjesz. Bóg mi świadkiem, że z tygodnia na tydzień jesteś coraz chudszy! – wyrzuciła, nadymając policzki. Jej drobna sylwetka zatrząsnęła się w złości.

Zostań o poranku | bxb |Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora