Epiloque - I'll tell you all about it when we see each other again

335 16 2
                                    

SHAKER'S POV

W tamtym momencie cały mój świat się zawalił.

Mężczyzna, który ze mna rozmawiał kazał mi przyjechać jak najszybciej do szpitala. Powiedział, ze tu dowiem się wszystkiego. Niewiele myśląc, odrazu wsiadłem do swojego samochodu i pojechałem.

Wbiegłem przejęty na izbę przyjęć. Spocony, przestraszony, cały we łzach według recepcjonistki. Zdyszany zapytałem:

- Gdzie znajde Tare Anderson?

- Niech pan chwile poczeka - zaczela coś przeglądać w swoim komputerze. - Oddział Intensywnej Opieki Medycznej, 3 piętro, zajmuje się nią doktor Willson.

- Dziekuje - odparłem i wbiegłem w ostatniej chwili do windy. Przejazd strasznie mi się dłużył.

Kiedy dojechaliśmy na odpowiednie piętro, wybiegłem z windy z prędkością światła. Po chwili znalazłem pokoj lekarza. Zapukałem. Po chwili wyszedł mężczyzna po 40, z brązowymi wlosami i kilkudniowym zarostem.

- Ja do Tary Anderson - wyszeptalem.

Doktor odchrzaknął.

- Moje kondolencje - powiedział bezuczuciowo.

Zakreciło mi się w głowie. Moja Tara nie żyje? To było niemozliwe. Po policzkach spływały mi lzy. To nie tak miało być. Nie taki miał być jej koniec. Ból przeszywał każda moja cześć ciała. Żal, który odczuwałem, był nie do zniesienia. Gdybym został tam z nią, gdybym mógł z nia wrócić. Nic takiego by się nie wydarzyło..

~*~

Co noc budzę się przerażony. Minął tydzień.

W domu jest dużo ludzi. Wszyscy przyjechali na pogrzeb, który ma się odbyć jutro. Jestem w totalnej rozsypce.

Conocne koszmary daja o sobie znac. Chodzę niewyspany z podkrążonymi oczami. Nie jestem w stanie z nikim rozmawiać oprócz Sophie. Wspiera mnie przez cały czas.

Schodzę na dol. Kieruje swoje kroki do kuchni. Przez kuchenne okno widze ze slonce dopiero zaczyna swoją wędrówkę po widnokręgu.

Przyglądam się pomieszczeniu. Przejeżdżam dłonią po blacie. Spędzaliśmy tu mnóstwo czasu. Gotując, jedząc, śmiejąc się. Prowadziliśmy poważne rozmowy, kłóciliśmy się. Zawsze jednak wracaliśmy do siebie. Godziliśmy sie, dojrzewaliśmy o tą jedną kwestie.

Teraz już nie wrócimy. Nie będzie nas. Nie będzie Tary i Shakera. Zostałem sam. Cisza, ja i upływający czas..

~*~

Pora obiadu. Siedzimy razem przy stole.

Zdecydowanie za dużo ludzi. Rodzina Tary. Przyjaciele. Dwie drużyny. Supa Strikas i Niepokonani. Jednoczą się w tym dniu. Dla jednej osoby.

Śmierć zmienia wszystko i wszystkich. Panuje niezręczna cisza. Wszyscy ubrani na czarno. Żałoba nas jednoczy. Nikt nie ma odwagi się odezwać.

Nie chce nic jesc. Wstaje po cichu od stołu i wbiegam po schodach na gore. Nikt nie ma do mnie pretensji.

Zaszywam się w naszej sypialni i dalej wspominam..

~*~

Dzień pogrzebu.

W domu panuje zgiełk. Po raz pierwszy widze tu coś takiego. Zawsze byliśmy we dwoje. A teraz? Teraz czuje się samotny w tłumie ludzi.

Stoję w dresach w kuchni. Odstawiam do zlewu talerz z nietkniętym sniadaniem. Podchodzę do szafek. Wyciągam z apteczki leki uspokajające. Nalewam do szklanki wody. Biore leki i popijam wodą. Przechodzę przez korytarz pełen ludzi gotowych do wyjścia.

Gdy jestem na gorze przebieram się w czarny garnitur. Myje szybko zeby i wracam do sypialni. Biore biała roze z wazonu, ta która kupiła Sophie na moja prośbę. Schodzę na dol. Wszyscy już wyszli. W przedpokoju czeka moja siostra.

- Pora na nas - szpecze na co ja kiwam twierdząco głową.

Schodzimy do garażu. Stoi tam samochód Tary, a właściwie jego wrak. Omijam go obojętnie. Leki działają.
Wsiadamy razem z Sophie do mojego samochodu.

Po chwili jesteśmy na miejscu. Widze trumnę. Już nie płacze. Przez ostatnie dni wyczerpałem limit. Siadam w jednym z ostatnich rzędów.

Przyjaciele i rodzina przemawiali. W koncu nadeszła i moja kolej.

Stanąłem przy mównicy. Panowała cisza.

-Najpierw dwójka ludzi podąża własnymi ścieżkami, posiada siłę. Zanim poznałem Tare, nie miałem pojęcia jak bardzo moje życie jest bezbarwne. To ona miała sile, aby wnieść w nie kolory.Coś małego zamienia się w przyjaźń, a przyjaźń w więzi. Doskonale pamietam początek. Zaczęło się na imprezie u Luźnego Joe - na te słowa chłopak z afro uśmiechnął się do mnie. - Pierwszy taniec, rozmowę, dotyk, zapach. Wszystko. Nasza przyjaźń przerodziła się więź za sprawa naszego pierwszego pocałunku na pustyni. Wtedy już byliśmy pewni, choć nie do końca zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Kolejny pocałunek na plaży. Nadal nie chciała mnie do siebie dopuścić. Czułem, że toczy ze sobą wewnętrzna walkę. W Abu Dhabi wszystko się zmieniło. I tak rozpoczęła się jedna z najpiękniejszych przygód mojego życia. Te więzi nigdy nie zostaną zerwane, a miłość nigdy nie zniknie. - wracam do swojej ławki.

Siadam ze spokojem i przezywam resztę ceremonii w ciszy.

~*~

Dwa miesiące później wszystko powoli wracało do normy. Zacząłem normalnie uczęszczać na treningi. Gotowałem. Sprzątałem. Chciałem zapełnić pustkę, którą po sobie zostawiła.

Musiałem wyjechać, ochłonąć. Wroce przed początkiem sezonu. Dam rade, wygram Super Lige. To zwycięstwo będzie dla niej..

_______________________________________________

nowe wiadomości już niebawem, kochani:)

(not) Ideal Angel ||Where stories live. Discover now