Nie chciała zasnąć. Była zbyt podekscytowana ostatnimi wydarzeniami. Wszystko to, co działo się wokół niej, powrót Gandalfa i narada... A teraz ostrzegawczy gong, zwiastujący kłopoty.
Nim dotarła do swojej komnaty, zdążyła zauważyć, jak Arwena - piękna córka Elronda - rusza cwałem poza bramy Rivendell. Jej delikatna uroda mogła zwieść wielu, jednak elfka była urodzoną wojowniczką. Z czymkolwiek przyjdzie jej się mierzyć, bez wątpienia była odpowiednią osobą do tego zadania.
Gandalf udał się na rozmowę z Elrondem, a Linos - do łóżka.
I tam, nieco wbrew pierwotnym zamiarom, pozostała.
Obudziła się nagle, w mgnieniu oka. W pierwszej chwili oszołomiona tym stanem rzeczy, potrzebowała chwili, by zrozumieć, co się stało. Odwykła od tego przez ostatnie miesiące. Delikatne, ciężkie do określenia którymkolwiek ze zmysłów drganie wibrowało gdzieś w jej wnętrzu, popychając ją w odpowiednią stronę, Linos zatem bez problemu odnalazła Gandalfa w jednej z pobliskich komnat.
- Wzywałeś mnie - przywitała się, skłaniając jednocześnie głowę przed Elrondem, który także był obecny. Dopiero po chwili przeniosła wzrok na trzecią istotę obecną w pomieszczeniu. - Ojej. Czy to...?
- Tak, Linos, to właśnie jest hobbit - odpowiedział Gandalf, gestem prosząc, by podeszła bliżej łóżka. - Ten konkretny ma na imię Frodo i jest niestety ciężko ranny.
- Rozumiem, że chcesz, bym się nim zajęła? - domyśliła się.
- Nie. - Ku jej zdziwieniu odezwał się Elrond. - Jego obecny stan to coś, co przewyższa znacznie twe wątłe umiejętności uzdrowicielki. Jedynie czarodziej i sekretne elfickie specyfiki mogą mu w tej chwili pomóc. Na ciebie, gandalfowa uczennico, czeka inne zadanie.
Przeniosła wzrok na czarodzieja, który w zamyśleniu wpatrywał się w nieprzytomnego hobbita.
- Gandalfie...?
- Został zaatakowany przez Nazgule, naprawdę nie dasz rady mu pomóc, moja droga. Ale jego współtowarzysze czekają na pomoc - odezwał się.
- Czy Arwena nie pojechała przypadkiem...? - zauważyła Linos, Elrond jednak przerwał jej stanowczo:
- Moja córka zaryzykowała bardzo wiele, by sprowadzić tu tego hobbita. Wszyscy ryzykujemy bardzo wiele, Gandalfie - zwrócił się do czarodzieja. - Zaufanie ci w tej kwestii może nas drogo kosztować.
- Co mam zrobić? - Linos wtrąciła się, nim czarodziej zdążył odpowiedzieć. Nie chciała być świadkiem tej kłótni. Zwłaszcza, że wyglądało na to, że nie ma czasu do stracenia.
- Jedź ścieżką prowadzącą za wschodnią bramę. Bez wątpienia na nich trafisz. Trzech niziołków w towarzystwie mężczyzny, który zwykł ostatnimi czasy przedstawiać się imieniem Aragorn - wyjaśnił jej Gandalf. - Spiesz się, Linos, czas wciąż działa na naszą niekorzyść.
- W stajni czeka na ciebie osiodłany koń - dodał Elrond, nim zdążyła nawet pomyśleć, by o to zapytać. - Jego imię brzmi Cullur, to powinno wystarczyć, by poddał się twojej woli.
Linos skinęła raz jeszcze głową i obrzuciwszy jeszcze jednym, szybkim spojrzeniem leżącego w łóżku hobbita, ruszyła, by wypełnić swoje zadanie.
Koń był wysoki, bardzo wysoki, o maści tak intensywnie brązowej, że nieomal czarnej. Dosiadła go nie bez wysiłku, nieprzyzwyczajona do tak wysokich rumaków.
- Witaj, Cullurze - powitała go w języku elfów, momentalnie czując, jak zwierzę rozluźnia się, niczym przy starym przyjacielu.
"Istnieje szansa, że nie zrzuci mnie zatem od razu" - pomyślała przelotnie, ruszając prędko przed siebie.
Ścieżka prowadząca poza granice Rivendell była wąska i kręta, Linos pochyliła się mocno nad karkiem Cullura, by uniknąć zderzenia z nisko zwisającymi gałęziami. Wiatr szumiał jej w uszach, rozwiewając jej kasztanowe włosy, a tętent kopyt zagłuszał wszystkie inne poza nim dźwięki. Las pociemniał, mimo wczesnej pory, jakby jakaś złowroga moc kryła się pomiędzy pniami. Koń zwolnił, a Linos wyprostowała się, nasłuchując uważnie. Przez dźwięki lasu przebijały się inne odgłosy. Odgłosy, które dziwnie nie pasowały do tego miejsca, jakby...
Jakby walki?
Spięła konia i pomknęła w ich kierunku. Hałas stawał się coraz wyraźniejszy, dało się dokładnie wyróżnić szczęk miecza, pobrzękiwanie kolczugi i pojękiwanie rannych. Jeszcze jeden zakręt, i jeszcze jeden... I kobieta wypadła na sporych rozmiarów polanę, wprost na trzy truchła orków, z których właśnie ulatywało ostatnie tchnienie życia.
"Orkowie? Tutaj, w Rivendell?" - zdziwiła się w myślach, wzrokiem ogarniając prędko resztę polany. Kilka metrów dalej wysoki mężczyzna walczył z kolejnym, sporych rozmiarów orkiem, a ku jego plecom zakradał się kolejny, mocno ranny.
Linos sięgnęła do cholewy buta i jednym płynnym ruchem rzuciła sztylet, który wbił się w szyję stwora, w tym samym momencie, w którym mężczyzna skrócił swojego przeciwnika o głowę. Charkot dławiącego się własną krwią orka zwrócił jego uwagę na Linos, która właśnie zeskoczyła z konia i podeszła bliżej.
- Żywotna bestia - mruknęła, schylając się po swoją własność, jednak przeszkodził jej w tym czubek zakrwawionego miecza, wycelowany prosto w jej gardło.
- Kim jesteś? - zapytał mężczyzna.
- Wysłano mnie z Rivendell na pomoc - odpowiedziała, dostrzegając trzech hobbitów kryjących się za plecami wojownika.
- Kim jesteś? - powtórzył bardziej natarczywie, zbliżając miecz jeszcze bardziej, tak że poczuła ciepło buchające od splamionej osoką klingi.
- Moje imię nic ci nie powie, Aragornie - odpowiedziała, zrzucając kaptur.
Mężczyzna cofnął się o pół kroku, zaskoczony widokiem, który dostrzegł. Ewidentnie nie spodziewał się zobaczyć przed sobą kobiety. Szybko jednak zamaskował zaskoczenie i ponownie uniósł miecz, ostrze jednak krzyknęło metalicznie, gdy napotkało opór. Pochwa u boku Linos była pusta.
- Skąd znasz moje imię? - zapytał, nacierając, a ona sparowała cios płazem miecza.
- Zdradził mi je Gandalf, wysyłając mnie na poszukiwanie trzech niziołków i ich walecznego opiekuna - odparła, odbijając kolejne jego ciosy, nie bez wysiłku. Jej umiejętności nie mogły się równać z umiejętnościami wprawnego wojownika. - A odpowiadając na twoje pierwsze pytanie, zwą mnie Linos, bądź gandalfową uczennicą. - Wyprowadziła bardzo silny cios, zmuszając go do cofnięcia się. - Czy teraz mogę odzyskać swoją własność? - spytała, podważając stopą sztylet wciąż wbity w truchło orka i łapiąc go wprawnym ruchem.
Aragorn opuścił miecz, robiąc jeszcze jeden krok do tyłu.
- Skąd mam wiedzieć, że mogę ci ufać? - zapytał podejrzliwie.
- Nie musisz mi ufać, przecież doskonale znasz te lasy, prawda? - spytała, patrząc mu prosto w oczy. - Nie jestem ci zatem potrzebna. Lecz jeśli jest tutaj więcej orków, co oczywiście nie powinno mieć w ogóle miejsca, to raźniej będzie podróżować w większej grupie, nawet jeśli to dosyć krótka podróż, prawda? - Uśmiechnęła się, przenosząc wzrok na hobbitów, którzy nieco niepewnie, ale dość ufnie podeszli bliżej.
- Czy daleko do Rivendell, pani? - zapytał jeden z nich. - Czy pan Frodo jest już bezpieczny?
- Widziałam go niedawno, Gandalf się nim dobrze opiekuje - zapewniła go. - Musicie być wykończeni podróżą, wsiądźcie na konia, a my pójdziemy piechotą - zasugerowała.
Mężczyzna skinął głową i pomógł usadowić się hobbitom w siodle. Cała trójka bez problemu zmieściła się na grzbiecie rumaka. Linos podeszła i szepnęła kilka słów Cullurowi, by uspokoić go, gdyż obecność trzech obcych istot na jego grzbiecie wywołała jego niepokój.
- Chodźmy - zarządziła, gdy wszystko było już gotowe do drogi. - Za godzinę będziemy na miejscu.
- Godzina to dużo czasu - zauważył Aragorn.
- Być może to wystarczy, bym zaspokoiła twoją ciekawość informacjami, które próbowałeś wydrzeć ze mnie mieczem - odpadła wzruszając ramionami i ruszyła niespiesznie przed siebie, ciągnąc za cugle Cullura z ni to wystraszonymi, ni to podekscytowanymi hobbitami na grzbiecie.
YOU ARE READING
Linos - historia Śródziemia
AdventureDługo bronili się przed uczuciem, które ich połączyło. Kiedy jednak już pozwolili mu sobą zawładnąć, świat zmusił ich do rozłąki. Ale miłość to coś więcej, niż tylko uczucie. To więź ponad wszelkie więzi. Czar ponad wszelkie czary.