2. Spotkania w Rivendell [3/5]

118 6 3
                                    

Nie chciała zasnąć. Była zbyt podekscytowana ostatnimi wydarzeniami. Wszystko to, co działo się wokół niej, powrót Gandalfa i narada... A teraz ostrzegawczy gong, zwiastujący kłopoty.

Nim dotarła do swojej komnaty, zdążyła zauważyć, jak Arwena - piękna córka Elronda - rusza cwałem poza bramy Rivendell. Jej delikatna uroda mogła zwieść wielu, jednak elfka była urodzoną wojowniczką. Z czymkolwiek przyjdzie jej się mierzyć, bez wątpienia była odpowiednią osobą do tego zadania.

Gandalf udał się na rozmowę z Elrondem, a Linos - do łóżka.

I tam, nieco wbrew pierwotnym zamiarom, pozostała.

Obudziła się nagle, w mgnieniu oka. W pierwszej chwili oszołomiona tym stanem rzeczy, potrzebowała chwili, by zrozumieć, co się stało. Odwykła od tego przez ostatnie miesiące. Delikatne, ciężkie do określenia którymkolwiek ze zmysłów drganie wibrowało gdzieś w jej wnętrzu, popychając ją w odpowiednią stronę, Linos zatem bez problemu odnalazła Gandalfa w jednej z pobliskich komnat.

- Wzywałeś mnie - przywitała się, skłaniając jednocześnie głowę przed Elrondem, który także był obecny. Dopiero po chwili przeniosła wzrok na trzecią istotę obecną w pomieszczeniu. - Ojej. Czy to...?

- Tak, Linos, to właśnie jest hobbit - odpowiedział Gandalf, gestem prosząc, by podeszła bliżej łóżka. - Ten konkretny ma na imię Frodo i jest niestety ciężko ranny.

- Rozumiem, że chcesz, bym się nim zajęła? - domyśliła się.

- Nie. - Ku jej zdziwieniu odezwał się Elrond. - Jego obecny stan to coś, co przewyższa znacznie twe wątłe umiejętności uzdrowicielki. Jedynie czarodziej i sekretne elfickie specyfiki mogą mu w tej chwili pomóc. Na ciebie, gandalfowa uczennico, czeka inne zadanie.

Przeniosła wzrok na czarodzieja, który w zamyśleniu wpatrywał się w nieprzytomnego hobbita.

- Gandalfie...?

- Został zaatakowany przez Nazgule, naprawdę nie dasz rady mu pomóc, moja droga. Ale jego współtowarzysze czekają na pomoc - odezwał się.

- Czy Arwena nie pojechała przypadkiem...? - zauważyła Linos, Elrond jednak przerwał jej stanowczo:

- Moja córka zaryzykowała bardzo wiele, by sprowadzić tu tego hobbita. Wszyscy ryzykujemy bardzo wiele, Gandalfie - zwrócił się do czarodzieja. - Zaufanie ci w tej kwestii może nas drogo kosztować.

- Co mam zrobić? - Linos wtrąciła się, nim czarodziej zdążył odpowiedzieć. Nie chciała być świadkiem tej kłótni. Zwłaszcza, że wyglądało na to, że nie ma czasu do stracenia.

- Jedź ścieżką prowadzącą za wschodnią bramę. Bez wątpienia na nich trafisz. Trzech niziołków w towarzystwie mężczyzny, który zwykł ostatnimi czasy przedstawiać się imieniem Aragorn - wyjaśnił jej Gandalf. - Spiesz się, Linos, czas wciąż działa na naszą niekorzyść.

- W stajni czeka na ciebie osiodłany koń - dodał Elrond, nim zdążyła nawet pomyśleć, by o to zapytać. - Jego imię brzmi Cullur, to powinno wystarczyć, by poddał się twojej woli.

Linos skinęła raz jeszcze głową i obrzuciwszy jeszcze jednym, szybkim spojrzeniem leżącego w łóżku hobbita, ruszyła, by wypełnić swoje zadanie.

Koń był wysoki, bardzo wysoki, o maści tak intensywnie brązowej, że nieomal czarnej. Dosiadła go nie bez wysiłku, nieprzyzwyczajona do tak wysokich rumaków.

- Witaj, Cullurze - powitała go w języku elfów, momentalnie czując, jak zwierzę rozluźnia się, niczym przy starym przyjacielu.

"Istnieje szansa, że nie zrzuci mnie zatem od razu" - pomyślała przelotnie, ruszając prędko przed siebie.

Ścieżka prowadząca poza granice Rivendell była wąska i kręta, Linos pochyliła się mocno nad karkiem Cullura, by uniknąć zderzenia z nisko zwisającymi gałęziami. Wiatr szumiał jej w uszach, rozwiewając jej kasztanowe włosy, a tętent kopyt zagłuszał wszystkie inne poza nim dźwięki. Las pociemniał, mimo wczesnej pory, jakby jakaś złowroga moc kryła się pomiędzy pniami. Koń zwolnił, a Linos wyprostowała się, nasłuchując uważnie. Przez dźwięki lasu przebijały się inne odgłosy. Odgłosy, które dziwnie nie pasowały do tego miejsca, jakby...

Jakby walki?

Spięła konia i pomknęła w ich kierunku. Hałas stawał się coraz wyraźniejszy, dało się dokładnie wyróżnić szczęk miecza, pobrzękiwanie kolczugi i pojękiwanie rannych. Jeszcze jeden zakręt, i jeszcze jeden... I kobieta wypadła na sporych rozmiarów polanę, wprost na trzy truchła orków, z których właśnie ulatywało ostatnie tchnienie życia.

"Orkowie? Tutaj, w Rivendell?" - zdziwiła się w myślach, wzrokiem ogarniając prędko resztę polany. Kilka metrów dalej wysoki mężczyzna walczył z kolejnym, sporych rozmiarów orkiem, a ku jego plecom zakradał się kolejny, mocno ranny.

Linos sięgnęła do cholewy buta i jednym płynnym ruchem rzuciła sztylet, który wbił się w szyję stwora, w tym samym momencie, w którym mężczyzna skrócił swojego przeciwnika o głowę. Charkot dławiącego się własną krwią orka zwrócił jego uwagę na Linos, która właśnie zeskoczyła z konia i podeszła bliżej.

- Żywotna bestia - mruknęła, schylając się po swoją własność, jednak przeszkodził jej w tym czubek zakrwawionego miecza, wycelowany prosto w jej gardło.

- Kim jesteś? - zapytał mężczyzna.

- Wysłano mnie z Rivendell na pomoc - odpowiedziała, dostrzegając trzech hobbitów kryjących się za plecami wojownika.

- Kim jesteś? - powtórzył bardziej natarczywie, zbliżając miecz jeszcze bardziej, tak że poczuła ciepło buchające od splamionej osoką klingi.

- Moje imię nic ci nie powie, Aragornie - odpowiedziała, zrzucając kaptur.

Mężczyzna cofnął się o pół kroku, zaskoczony widokiem, który dostrzegł. Ewidentnie nie spodziewał się zobaczyć przed sobą kobiety. Szybko jednak zamaskował zaskoczenie i ponownie uniósł miecz, ostrze jednak krzyknęło metalicznie, gdy napotkało opór. Pochwa u boku Linos była pusta.

- Skąd znasz moje imię? - zapytał, nacierając, a ona sparowała cios płazem miecza.

- Zdradził mi je Gandalf, wysyłając mnie na poszukiwanie trzech niziołków i ich walecznego opiekuna - odparła, odbijając kolejne jego ciosy, nie bez wysiłku. Jej umiejętności nie mogły się równać z umiejętnościami wprawnego wojownika. - A odpowiadając na twoje pierwsze pytanie, zwą mnie Linos, bądź gandalfową uczennicą. - Wyprowadziła bardzo silny cios, zmuszając go do cofnięcia się. - Czy teraz mogę odzyskać swoją własność? - spytała, podważając stopą sztylet wciąż wbity w truchło orka i łapiąc go wprawnym ruchem.

Aragorn opuścił miecz, robiąc jeszcze jeden krok do tyłu.

- Skąd mam wiedzieć, że mogę ci ufać? - zapytał podejrzliwie.

- Nie musisz mi ufać, przecież doskonale znasz te lasy, prawda? - spytała, patrząc mu prosto w oczy. - Nie jestem ci zatem potrzebna. Lecz jeśli jest tutaj więcej orków, co oczywiście nie powinno mieć w ogóle miejsca, to raźniej będzie podróżować w większej grupie, nawet jeśli to dosyć krótka podróż, prawda? - Uśmiechnęła się, przenosząc wzrok na hobbitów, którzy nieco niepewnie, ale dość ufnie podeszli bliżej.

- Czy daleko do Rivendell, pani? - zapytał jeden z nich. - Czy pan Frodo jest już bezpieczny?

- Widziałam go niedawno, Gandalf się nim dobrze opiekuje - zapewniła go. - Musicie być wykończeni podróżą, wsiądźcie na konia, a my pójdziemy piechotą - zasugerowała.

Mężczyzna skinął głową i pomógł usadowić się hobbitom w siodle. Cała trójka bez problemu zmieściła się na grzbiecie rumaka. Linos podeszła i szepnęła kilka słów Cullurowi, by uspokoić go, gdyż obecność trzech obcych istot na jego grzbiecie wywołała jego niepokój.

- Chodźmy - zarządziła, gdy wszystko było już gotowe do drogi. - Za godzinę będziemy na miejscu.

- Godzina to dużo czasu - zauważył Aragorn.

- Być może to wystarczy, bym zaspokoiła twoją ciekawość informacjami, które próbowałeś wydrzeć ze mnie mieczem - odpadła wzruszając ramionami i ruszyła niespiesznie przed siebie, ciągnąc za cugle Cullura z ni to wystraszonymi, ni to podekscytowanymi hobbitami na grzbiecie.

Linos - historia ŚródziemiaWhere stories live. Discover now